”Maruda marudzi” część kolejna :) Jakiś czas temu DC Comics
ogłosiło szczegóły dotyczące projektu REBIRTH. Nieco wcześniej, gdy jeszcze
dominowały plotki na ten temat, w przypływie emocji napisałem, że jeśli się one
potwierdzą, kończę z kupowaniem nowych komiksów od tego wydawnictwa. Chciałem
się z tego wycofać, ale potem przyszły wieści z ComicPRO. Przeczytałem je,
oswoiłem się z nimi i dziś mogę na spokojnie napisać: nie mam czego szukać w
ofercie DC, która od czerwca wejdzie na rynek.
Zawsze lubiłem DC Comics bardziej od Marvela, lecz jeszcze
jakiś czas temu nie miałem problemów z czytaniem produkcji obu wydawnictw. Dom
Pomysłów (swoją drogą, niebywale bawi mnie dziś to określenie) zraził mnie
jednak do siebie nie tyle marnym w moim mniemaniu poziomem swoich komiksów,
wszak gdy postanowiłem rzucić te wydawnictwo, ukazywał się już chociażby
”Hawkeye”, lecz prowadzoną polityką robią z czytelnika kretyna i przy okazji
żyłowania do cna jego portfela. Momentem, w którym zapadła decyzja ”ooook, mam
już dość”, był miesiąc, w którym dostałem paczkę między innymi z czterema
komiksami od Marvela. Były to kolejne numery ówczesnych serii ”Moon Knighta”,
”Ghost Ridera”, ”Venoma” oraz ”New Mutants”. Trzy ostatnie stanowiły tie-iny do
trzech różnych eventów prowadzonych równolegle w tym czasie, zaś
pierwszy koniec końców okazał się przedłużonym wstępem do kolejnego. Marvel
mnoży wielkie wydarzenia na potęgę do dziś, a ostatnio dodatkowo średnio co dwa
lata dostarcza czytelnikowi restart większości swoich serii, który czasem nawet
nie wnosi do historii kompletnie nic i w znakomitej większości przypadków służy
jedynie chwilowemu (jak bardzo, możecie przeczytać TUTAJ)
podniesieniu wyników sprzedaży. To ostatnie mnie ominęło, ale zwłaszcza po
mocnym wejściu w ofertę Image Comics, który wówczas już przeżywałem, stałem się
mocno wyczulony na takie zagrania wydawnictw, które najpierw ukierunkowane są
na drenowanie kieszeni czytelnika, a potem dopiero ewentualnie dostarczenie mu
w zamian dobrych historii.
Można by więc uznać, że tym samym powinienem ”wypiąć się” na
DC już w momencie startu New52. I tak, i nie. DC kupiło mnie wówczas tym, że
przeprowadzili restart uniwersum i zapowiadali świeży start dla każdego
bohatera. Jak wiemy, czas pokazał, jak daleko było to od prawdy, ale dla mnie –
osoby lubującej się w bohaterach z dalszego planu – większość kupowanych przeze
mnie z początku serii faktycznie przedstawiała historię postaci na nowo. Marvel
zaś zapowiada za każdym razem świeży punkt wejścia, lecz czytelnik prędzej czy
później i tak napotyka na wywlekanie czegoś z przeszłości. Tu za przykład podam
obecny okres w tym wydawnictwie. Znakomita większość serii z X-Men, Inhumans
czy Avengers po prostu kontynuuje wątki sprzed ”Secret Wars” i jedynka na
okładce nijak nie pomaga lekko wejść w historię.
DC Comics w czasach New 52 nie przeprowadzało masy
ogólnowydawniczych eventów. Tak naprawdę chyba tylko TRINITY WAR oraz FOREVER
EVIL zaangażowało większą ilość tytułów, lecz i tak ominęło te, które czytałem.
CONVERGENCE z kolei ominąłem totalnie i nie czuję z tego powodu żadnej pustki.
Restartów na większą skalę również nie było za wiele, jedynie ten sprzed kilku
miesięcy, jakim było nieudane niestety DC You. Ale nawet ta próba miała jakąś
ideę i w sumie mogę zaryzykować stwierdzenie, że wprowadzono wówczas nową
jakość do komiksowego mainstreamu, lecz ten odrzucił przeszczep portfelami
czytelników.
Gdy zatem spokojnie zbierałem sobie kilka serii, mocno
zadowolony z poziomów przedstawianych na ich łamach historii, DC Comics
kalkulowało. O tym, że komiksowy oddział giganta ma dziurę w budżecie wiadomo
było nie od dziś. Chociaż do samego końca wierzyłem, że włodarze wpadną na
jakiś inny pomysł, ci jednak mnie nie zaskoczyli i stwierdzili, że najlepszym
sposobem na zarobek, będzie skasowanie wszystkich serii i zalanie rynku nowymi
jedynkami. Już to samo w sobie zasmuciło mnie strasznie, wszak jeszcze niedawno
podśmiewałem się z tego, że DC pokazało iż można wydać 50 numerów jednej serii
bez piętnastu restartów i trzydziestu eventow po drodze, szefowie wydawnictwa
poszli jednak o krok dalej. REBIRTH, czyli odrodzenie, tak naprawdę dla wielu
postaci stanowi pogrzeb.
Całą ideą inicjatywy o nazwie REBIRTH jest bardzo wyraźne
wyeksponowanie najpopularniejszych i najbardziej dochodowych marek wydawnictwa.
Dla takiego czytelnika jak ja jest to swoista tragedia, ponieważ nie tylko
większość kupowanych przeze mnie idzie do piachu, ale nawet nie ma czym ich
zastąpić. Jeśli dobrze przyjrzycie się zapowiedzianym tytułom, znajdziecie tam
tylko jedną, powtarzam, JEDNĄ serię nie kręcącą się wokół Batmana, Supermana,
Suicide Squad, Green Lanternów czy Justice League, a więc także i przyszłych,
potencjalnych eventów i crossoverów. Będzie to THE HELLBLAZER – zarazem ostatni
przedstawiciel starego Vertigo w nowym DC Comics. Tu jednak nie mogę nie
zwrócić uwagi na to, że pierwszy raz od czasów przeniesienia tego tytułu do
głównego uniwersum w tytule nie pada nazwisko Johna Constantine’a. Będąc
bardzo nieufnym wobec papugowania przez DC polityki Marvela, do czasu podania większej
ilości szczegółów dotyczących zapowiedzianych serii, będę się obawiać iż Dan
DiDio i spółka mogą chcieć zastąpić Johna kimś nowym.
Wraz z pewną już kasacją MIDNIGHTERA padnie ostatni bastion
fanów WildStormu, którego dziedzictwo nigdy nie zostało należycie docenione, a
ponieważ tytuły z byłego studia Jima Lee, który notabene po otrzymaniu ciepłej
posadki coraz mocniej wypiera się własnych tworów, nie należą do medialnych,
wątpić należy czy kiedykolwiek doczekamy się jeszcze jakiejś większej roli chociażby
dla najbardziej rozpoznawalnych herosów z tej linii.
Największą bolączką DC You był fatalny marketing
wydawnictwa, który na pewno bardzo mocno przełożył się na wyniki publikowanych
serii. DC narzeka, że poszczególne serie, nawet te naprawdę dobre, nie
sprzedawały się zbyt dobrze, ale fakty są takie, iż wydawnictwo samo jest sobie
winne. Dzięki marnej promocji do piachu pójdzie masa świetnych tytułów, zaś
postacie z nich w REBIRTH albo znikną zupełnie (jak zapewne Midnighter), albo
staną się drugim planem. Fani BLACK CANARY już mają pełne prawo narzekać,
ponieważ wiele wskazuje na to, iż Dinah znowu stanie się jedną z wielu
bohaterek BATGIRL AND THE BIRDS OF PREY. Osoby zachwycone solowymi przygodami
J’onna J’onnsa mają nawet gorzej, ponieważ trudno być pewnym tego, czy bohater
ten w REBIRTH w ogóle gdzieś zakotwiczy. Gdzie miejsce dla Swamp Thinga, Animal Mana, Firestorma? Czy Starfire będzie jedną z wielu w TITANS, czy kolejnej inkarnacji RED HOOD AND THE OUTLAWS? Pytań nasuwa się więcej, lecz
odpowiedzi nie nasuwają się zbyt optymistyczne, jeśli nie dotyczą one ikon DC.
Co z miniseriami? Czy znowu przyjdzie nam za nimi tęsknić?
Czy DC wyciągnęło wnioski z błędów popełnianych przez Marvela, gdy tylko jeden
tytuł był dwutygodnikiem? Albo czy w ogóle można w jakiś sposób je naprawić?
Przypomnę, że gdy ”The Amazing Spider-Man” swego czasu ukazywał się w formie
dwutygodnika, co 2-3 numery zmieniali się rysownicy, dobierani byli oni na
zasadzie ”kto się wyrobi, ten ma fuchę”, zaś gdy chociaż jeden z nich zaliczał
poślizgi, zdarzały się i takie sytuacje, gdy Marvel próbował ratować terminarz,
a czytelnicy uraczeni zostali jednego miesiąca czterema zeszytami danego cyklu.
Tak działo się tylko przy jednym tytule, tymczasem DC planuje puścić piętnaście
dwutygodników.
Jak powtarzają niektórzy koledzy z DCManiaka, ”nieważny jest
numer na okładce, jeśli historia w środku jest dobra”. Owszem, lecz pragnę
przypomnieć Wam, że większość najwyżej ocenianych także i przez Was tytułów od
DC z ostatnich kilkunastu miesięcy, nie miały w tytule członów Bat, Super,
Suicide czy Green. Tymczasem już wkrótce tylko takie pojawiać się będą na
sklepowych półkach.
Ale mnie to najwyraźniej ominie. Być może pozostanę przy
kupowaniu THE HELLBLAZER, jeśli moje obawy się nie sprawdzą. I tyle. Na szczęście
DC wznawia ostatnio tyle fajnych klasyków, że nie muszę martwić się o napływ
nowych tomów z tego wydawnictwa do mojej kolekcji. Zarazem jednak to wiele
mówi, gdy człowiek bardziej ekscytuje się wznowieniem 52, PANIC IN THE SKY czy
SHADOW OF THE BAT, niż ponad trzydziestoma nowymi seriami, które ukazywać będą się
latem.
święte słowa, ja miałem to samo ostatnio przy Marvelu - po Secret Wars to już tylko masówka, a niski poziom histori sprawił, że dałem sobie spokuj z tym wydawnictewm na rzecz Image i Dc. Wierzę jednak, że z Rebirth nie będzie tak źle, no ale przekonamy sie o tym wszyscy dopiero za parę miesięcy, a decyzje czy będę kupował, czy nie są przedwczesne.
OdpowiedzUsuńP.S. czy mi sie wydaje, czy do regularnej serii powróci Supek sprzed flashpoint?
Wielka szkoda ze nie na Animal mana i Swamp Thinga choć jak pamiętam teraz po mini serii scenarzysta ma zostawić otwartą furtkę na przyszłość,i tak samo obawiam się ze DC wpadnie na genialny pomysł zastąpienia Constantine'a kimś innym co dopiero zamówiłam pierwszy tom
OdpowiedzUsuńA takie pytanko jakiś czas temu zapowiedziono 8 mini serii i prawie wszystke z nich się ukazały lub są w pre-orderze poza jednym (i chyba najbardziej oczekiwanym tytułem) czyli Raven, ktoś coś wie na ten temat?
OdpowiedzUsuń