niedziela, 21 lutego 2016

Kącik Komiksiarza #9

”Maruda marudzi” część kolejna :) Jakiś czas temu DC Comics ogłosiło szczegóły dotyczące projektu REBIRTH. Nieco wcześniej, gdy jeszcze dominowały plotki na ten temat, w przypływie emocji napisałem, że jeśli się one potwierdzą, kończę z kupowaniem nowych komiksów od tego wydawnictwa. Chciałem się z tego wycofać, ale potem przyszły wieści z ComicPRO. Przeczytałem je, oswoiłem się z nimi i dziś mogę na spokojnie napisać: nie mam czego szukać w ofercie DC, która od czerwca wejdzie na rynek.

Zawsze lubiłem DC Comics bardziej od Marvela, lecz jeszcze jakiś czas temu nie miałem problemów z czytaniem produkcji obu wydawnictw. Dom Pomysłów (swoją drogą, niebywale bawi mnie dziś to określenie) zraził mnie jednak do siebie nie tyle marnym w moim mniemaniu poziomem swoich komiksów, wszak gdy postanowiłem rzucić te wydawnictwo, ukazywał się już chociażby ”Hawkeye”, lecz prowadzoną polityką robią z czytelnika kretyna i przy okazji żyłowania do cna jego portfela. Momentem, w którym zapadła decyzja ”ooook, mam już dość”, był miesiąc, w którym dostałem paczkę między innymi z czterema komiksami od Marvela. Były to kolejne numery ówczesnych serii ”Moon Knighta”, ”Ghost Ridera”, ”Venoma” oraz ”New Mutants”. Trzy ostatnie stanowiły tie-iny do trzech różnych eventów prowadzonych równolegle w tym czasie, zaś pierwszy koniec końców okazał się przedłużonym wstępem do kolejnego. Marvel mnoży wielkie wydarzenia na potęgę do dziś, a ostatnio dodatkowo średnio co dwa lata dostarcza czytelnikowi restart większości swoich serii, który czasem nawet nie wnosi do historii kompletnie nic i w znakomitej większości przypadków służy jedynie chwilowemu (jak bardzo, możecie przeczytać TUTAJ) podniesieniu wyników sprzedaży. To ostatnie mnie ominęło, ale zwłaszcza po mocnym wejściu w ofertę Image Comics, który wówczas już przeżywałem, stałem się mocno wyczulony na takie zagrania wydawnictw, które najpierw ukierunkowane są na drenowanie kieszeni czytelnika, a potem dopiero ewentualnie dostarczenie mu w zamian dobrych historii.

Można by więc uznać, że tym samym powinienem ”wypiąć się” na DC już w momencie startu New52. I tak, i nie. DC kupiło mnie wówczas tym, że przeprowadzili restart uniwersum i zapowiadali świeży start dla każdego bohatera. Jak wiemy, czas pokazał, jak daleko było to od prawdy, ale dla mnie – osoby lubującej się w bohaterach z dalszego planu – większość kupowanych przeze mnie z początku serii faktycznie przedstawiała historię postaci na nowo. Marvel zaś zapowiada za każdym razem świeży punkt wejścia, lecz czytelnik prędzej czy później i tak napotyka na wywlekanie czegoś z przeszłości. Tu za przykład podam obecny okres w tym wydawnictwie. Znakomita większość serii z X-Men, Inhumans czy Avengers po prostu kontynuuje wątki sprzed ”Secret Wars” i jedynka na okładce nijak nie pomaga lekko wejść w historię.

DC Comics w czasach New 52 nie przeprowadzało masy ogólnowydawniczych eventów. Tak naprawdę chyba tylko TRINITY WAR oraz FOREVER EVIL zaangażowało większą ilość tytułów, lecz i tak ominęło te, które czytałem. CONVERGENCE z kolei ominąłem totalnie i nie czuję z tego powodu żadnej pustki. Restartów na większą skalę również nie było za wiele, jedynie ten sprzed kilku miesięcy, jakim było nieudane niestety DC You. Ale nawet ta próba miała jakąś ideę i w sumie mogę zaryzykować stwierdzenie, że wprowadzono wówczas nową jakość do komiksowego mainstreamu, lecz ten odrzucił przeszczep portfelami czytelników.

Gdy zatem spokojnie zbierałem sobie kilka serii, mocno zadowolony z poziomów przedstawianych na ich łamach historii, DC Comics kalkulowało. O tym, że komiksowy oddział giganta ma dziurę w budżecie wiadomo było nie od dziś. Chociaż do samego końca wierzyłem, że włodarze wpadną na jakiś inny pomysł, ci jednak mnie nie zaskoczyli i stwierdzili, że najlepszym sposobem na zarobek, będzie skasowanie wszystkich serii i zalanie rynku nowymi jedynkami. Już to samo w sobie zasmuciło mnie strasznie, wszak jeszcze niedawno podśmiewałem się z tego, że DC pokazało iż można wydać 50 numerów jednej serii bez piętnastu restartów i trzydziestu eventow po drodze, szefowie wydawnictwa poszli jednak o krok dalej. REBIRTH, czyli odrodzenie, tak naprawdę dla wielu postaci stanowi pogrzeb.
Całą ideą inicjatywy o nazwie REBIRTH jest bardzo wyraźne wyeksponowanie najpopularniejszych i najbardziej dochodowych marek wydawnictwa. Dla takiego czytelnika jak ja jest to swoista tragedia, ponieważ nie tylko większość kupowanych przeze mnie idzie do piachu, ale nawet nie ma czym ich zastąpić. Jeśli dobrze przyjrzycie się zapowiedzianym tytułom, znajdziecie tam tylko jedną, powtarzam, JEDNĄ serię nie kręcącą się wokół Batmana, Supermana, Suicide Squad, Green Lanternów czy Justice League, a więc także i przyszłych, potencjalnych eventów i crossoverów. Będzie to THE HELLBLAZER – zarazem ostatni przedstawiciel starego Vertigo w nowym DC Comics. Tu jednak nie mogę nie zwrócić uwagi na to, że pierwszy raz od czasów przeniesienia tego tytułu do głównego uniwersum w tytule nie pada nazwisko Johna Constantine’a. Będąc bardzo nieufnym wobec papugowania przez DC polityki Marvela, do czasu podania większej ilości szczegółów dotyczących zapowiedzianych serii, będę się obawiać iż Dan DiDio i spółka mogą chcieć zastąpić Johna kimś nowym.

Wraz z pewną już kasacją MIDNIGHTERA padnie ostatni bastion fanów WildStormu, którego dziedzictwo nigdy nie zostało należycie docenione, a ponieważ tytuły z byłego studia Jima Lee, który notabene po otrzymaniu ciepłej posadki coraz mocniej wypiera się własnych tworów, nie należą do medialnych, wątpić należy czy kiedykolwiek doczekamy się jeszcze jakiejś większej roli chociażby dla najbardziej rozpoznawalnych herosów z tej linii.

Największą bolączką DC You był fatalny marketing wydawnictwa, który na pewno bardzo mocno przełożył się na wyniki publikowanych serii. DC narzeka, że poszczególne serie, nawet te naprawdę dobre, nie sprzedawały się zbyt dobrze, ale fakty są takie, iż wydawnictwo samo jest sobie winne. Dzięki marnej promocji do piachu pójdzie masa świetnych tytułów, zaś postacie z nich w REBIRTH albo znikną zupełnie (jak zapewne Midnighter), albo staną się drugim planem. Fani BLACK CANARY już mają pełne prawo narzekać, ponieważ wiele wskazuje na to, iż Dinah znowu stanie się jedną z wielu bohaterek BATGIRL AND THE BIRDS OF PREY. Osoby zachwycone solowymi przygodami J’onna J’onnsa mają nawet gorzej, ponieważ trudno być pewnym tego, czy bohater ten w REBIRTH w ogóle gdzieś zakotwiczy. Gdzie miejsce dla Swamp Thinga, Animal Mana, Firestorma? Czy Starfire będzie jedną z wielu w TITANS, czy kolejnej inkarnacji RED HOOD AND THE OUTLAWS? Pytań nasuwa się więcej, lecz odpowiedzi nie nasuwają się zbyt optymistyczne, jeśli nie dotyczą one ikon DC.

Co z miniseriami? Czy znowu przyjdzie nam za nimi tęsknić? Czy DC wyciągnęło wnioski z błędów popełnianych przez Marvela, gdy tylko jeden tytuł był dwutygodnikiem? Albo czy w ogóle można w jakiś sposób je naprawić? Przypomnę, że gdy ”The Amazing Spider-Man” swego czasu ukazywał się w formie dwutygodnika, co 2-3 numery zmieniali się rysownicy, dobierani byli oni na zasadzie ”kto się wyrobi, ten ma fuchę”, zaś gdy chociaż jeden z nich zaliczał poślizgi, zdarzały się i takie sytuacje, gdy Marvel próbował ratować terminarz, a czytelnicy uraczeni zostali jednego miesiąca czterema zeszytami danego cyklu. Tak działo się tylko przy jednym tytule, tymczasem DC planuje puścić piętnaście dwutygodników.

Jak powtarzają niektórzy koledzy z DCManiaka, ”nieważny jest numer na okładce, jeśli historia w środku jest dobra”. Owszem, lecz pragnę przypomnieć Wam, że większość najwyżej ocenianych także i przez Was tytułów od DC z ostatnich kilkunastu miesięcy, nie miały w tytule członów Bat, Super, Suicide czy Green. Tymczasem już wkrótce tylko takie pojawiać się będą na sklepowych półkach.

Ale mnie to najwyraźniej ominie. Być może pozostanę przy kupowaniu THE HELLBLAZER, jeśli moje obawy się nie sprawdzą. I tyle. Na szczęście DC wznawia ostatnio tyle fajnych klasyków, że nie muszę martwić się o napływ nowych tomów z tego wydawnictwa do mojej kolekcji. Zarazem jednak to wiele mówi, gdy człowiek bardziej ekscytuje się wznowieniem 52, PANIC IN THE SKY czy SHADOW OF THE BAT, niż ponad trzydziestoma nowymi seriami, które ukazywać będą się latem.

3 komentarze:

  1. święte słowa, ja miałem to samo ostatnio przy Marvelu - po Secret Wars to już tylko masówka, a niski poziom histori sprawił, że dałem sobie spokuj z tym wydawnictewm na rzecz Image i Dc. Wierzę jednak, że z Rebirth nie będzie tak źle, no ale przekonamy sie o tym wszyscy dopiero za parę miesięcy, a decyzje czy będę kupował, czy nie są przedwczesne.
    P.S. czy mi sie wydaje, czy do regularnej serii powróci Supek sprzed flashpoint?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielka szkoda ze nie na Animal mana i Swamp Thinga choć jak pamiętam teraz po mini serii scenarzysta ma zostawić otwartą furtkę na przyszłość,i tak samo obawiam się ze DC wpadnie na genialny pomysł zastąpienia Constantine'a kimś innym co dopiero zamówiłam pierwszy tom

    OdpowiedzUsuń
  3. A takie pytanko jakiś czas temu zapowiedziono 8 mini serii i prawie wszystke z nich się ukazały lub są w pre-orderze poza jednym (i chyba najbardziej oczekiwanym tytułem) czyli Raven, ktoś coś wie na ten temat?

    OdpowiedzUsuń