niedziela, 28 lutego 2016

Serialownia #15

Sporo działo się w mijającym tygodniu w serialach. Ujawniono tożsamość Zooma, poznaliśmy Star City przyszłości, zadebiutowała Vixen, zaś Lucyfer zapragnął sprawdzić, jak bardzo jest śmiertelny. Nasze opinie o tym wszystkim znajdziecie w rozwinięciu posta i jak zwykle  uwaga na spoilery!!!
SUPERGIRL 1x14: Truth, justice and the american way
Maurycy: Wszystko w tym serialu jest tak pozbawione gracji, tak toporne… Kiedy ktoś się smuci, to na całego. Kiedy ktoś jest zły, to krzyczy i tupie nogami. Za grosz w tym subtelności. Nic tu nie zostanie skwitowane milczeniem. Jeśli bohater może coś powiedzieć, ale nie musi, to i tak wiadomo, że to powie. Takimi odcinkami moim zdaniem twórcy niepotrzebnie nastawiają widza przeciw Karze. Supergirl zachowywała się tutaj zupełnie egoistycznie i nieprzyjemnie, a to jednak nie do końca w jej stylu. Chyba nie na takich cechach powinien opierać się jej charakter. Pierwszy sezon zbliża się do finału, a ciągle brak w nim jakiegoś błysku, czegoś, co sprawiałoby, że warto było przetrwać te wszystkie słabe odcinki. Nie świadczy to najlepiej o tym serialu.
Dawid: Słaby epizod, podczas którego wyjątkowo nic interesującego się nie wydarzyło. Agresywna Supergirl wypada mało przekonująco, wypuszczenie Maxa przewidywalne od samego początku, natomiast kosmiczny łowca głów niczym oryginalnym nie zaskoczył. Jedynie wątek nowej konkurentki w pracy przykuł moją uwagę i był małym plusikiem na tle tylu minusów.
Krzysiek T.: Kiepściutko w tym tygodniu. O ile jeszcze jako tako jestem w stanie zrozumieć złość Kary, to jednak w żaden sposób nie napędza ona odcinka, a jedynie go wyhamowuje. To jest jeden z tych epizodów, których końcówki można się domyślić po obejrzeniu pierwszych dziesięciu minut, a całość seansu to wyczekiwanie na jakiekolwiek zaskoczenie zaserwowane przez twórców. Tu ono nie nastąpiło, więc i moja końcowa ocena zbyt wysoka nie jest.
LUCIFER 1x05: Sweet Kicks
Krzysiek T.: No i oto nadszedł pierwszy odcinek tej produkcji, który będę praktycznie wyłącznie krytykować. Główny bohater zachowujący się momentami jak kompletny debil. No ok, dał się postrzelić osobie, która jest kompletnie odporna na jego zdolności. Dlaczego zatem uznał, że każdy człowiek jest teraz w stanie go skrzywdzić? Nie mam pojęcia, nic na to nie wskazuje, a ten odcinek również tego nie wyjaśnił. Do tego nudna, mało wymagająca i aż nadto oczywista sprawa tygodnia oraz kiepsko prowadzony wątek Maze i tego wielkiego anioła, który jest tak bardzo charakterystyczny, że aż nie wiem, jak ma na imię. Wszystko to w dodatku nie zagrane może źle, ale reżyser sprawiał wrażenie nieco zagubionego. Ponadto był to pierwszy epizod tego serialu, w którym jak na tacy widać było, że ludzie od make-upu znacznie więcej czasu poświęcają głównemu bohaterowi niż jego towarzyszce.
THE FLASH 2x15: King Shark
Tomek: Dobra passa niestety za długo nie potrwała. Ten odcinek znowu był słabiutki. Zwłaszcza jego pierwsza połowa była wybitnie żenująca. Miejscami odnosiłem wrażenie, że scenarzyści są chyba z innej planety, bo postacie w tym epizodzie napisali tak, jakby nigdy w życiu nie spotkali istoty ludzkiej. Niemalże wszyscy zachowywali się kompletnie bez sensu, z Wallym Westem na czele (w skrócie: - Pomożesz mi, Barry? – Tak. – Co za dupek z ciebie.), choć po piętach deptał mu dr Wells ("Nie mówicie nikomu o tym, co się stało na Ziemi-2, bo jak powiecie, to nie będziemy mieli wymuszonych konfliktów"). Zresztą podobnych przykładów mógłbym tu podać jeszcze kilka. W drugiej połowie było już lepiej, ale i tak co najwyżej przeciętnie. Ostatecznie jedyną ciekawą rzeczą w tym odcinku było wyjawienie tożsamości Zooma, ale znalazło się ono w tym epizodzie chyba tylko po to, by odwrócić uwagę widzów od jego miernej jakości.
Krzysiek T.: Całkowita zgoda z Tomkiem. Ten epizod miał jedną, duża zaletę: animację King Sharka. Oprócz tego - porażka na całej linii. Poszczególne postacie zachowujące się jakby im mózgi pozastygały, tyle tylko że mnie najbardziej nie przeszkadzał Wally West (ten wszak od samego początku jest niebywale irytujący), a właśnie Harrison Wells. Już w momencie, gdy tłumaczył Barry'emu i Cisco o zagrożeniach płynących z opowiadania o Ziemi-2, uznałem tę teorię za zbyt naciąganą, a potem większość odcinka nie tylko oparła się przez to na sztucznym wymuszaniu konfliktów w grupie, jak i koniec końców nic wielkiego się nie stało, gdy wszyscy już poznali prawdę. Wkurza mnie niebywale to, jak wielką i przy tym humorzastą pierdołę twórcy serialu robią z Barry'ego. Słowo daję, stał on się już nawet bardziej denerwujący od Olivera Queena. Błagam, niech z tym serialem zacznie się coś dziać pozytywnego, bo dołączy do ARROWA, którego już od paru tygodni oglądam, jak mam czas, a nie na bieżąco.
Maurycy: Wykrakałem. Tydzień temu pisałem o tym, że chciałbym, żeby twórcy nie zdradzali za szybko tożsamości Zooma. W ostatnim odcinku zrobili mi więc na złość. To, że po prostu wolałbym takie trzymanie w niepewności i powolne odkrywanie zagadki to jedno, drugi problem dotyczy tego, że finałowa scena była wciśnięta kompletnie na siłę. Nie mieli minuty, żeby zapełnić ten epizod? Ot, zwyczajne zdjęcie maski przez Zooma. Zero w tym emocji, zero dramaturgii. Scenarzyści ewidentnie nie mają pojęcia, jak budować suspens. Ale cóż, i bez tego ten odcinek wypadłby bardzo kiepsko. To prawdopodobnie jedyny taki serial na świecie, gdzie sceny z ogromnym gadającym rekinem przeplatają się z koszmarnie napisaną teen dramą. Jak tu brać ją na poważnie? Wally niby jest postacią pozytywną, ale i tak zachowuje się jak wstrętny dupek. Podziwiam to, że twórcy znowu w ekspresowym tempie potrafili sprawić, że znienawidziłem jakiegoś fikcyjnego bohatera.
Dawid: Kilka fajnych efektów specjalnych z udziałem King Sharka oraz ujawnienie tożsamości Zooma to jedyne atuty tego odcinka, który strasznie rozczarował pod względem zarówno pomysłów, jak i samej ich realizacji. Użalanie się poszczególnych postaci nad własnym losem i sztuczna niechęć Wally'ego do Barry'ego wypadły żenująco. Szkoda jedynie, że zdjęcie maski przez głównego złego tego sezonu (cóż, cały czas myślałem, że to jednak Henry Allen) nastąpiło akurat w tak słabiutkim epizodzie i do tego cała scena odarta została z jakiegokolwiek napięcia, emocji. 
IZOMBIE 2x14: Eternal Sunshine of the caffeinated mind
Tomek: IZOMBIE w tym tygodniu jest nawet lepszy niż ostatnio. A to niemały wyczyn. Tym razem zagrało po prostu wszystko. Śledztwo było ciekawe i z nietypowym zakończeniem. Wątki posuwające do przodu fabułę sezonu były jeszcze lepsze. Tak więc tym razem nie znalazłem absolutnie niczego, do czego mógłbym się przyczepić. A wisienką na torcie była mina Raviego, gdy dowiedział się, że dziewczyna, do której uderza, nie oglądała Gwiezdnych Wojen.
Krzysiek T.: Wreszcie udało się stworzyć odcinek IZOMBIE, w którym śledztwo tygodnia nie tylko było ważniejszym jego elementem, ale także okazało się bardzo ciekawe i z zaskakującym zakończeniem. Minusem stał się mózg, jaki zjadła Liv, ponieważ w pewnym momencie jej zachowanie bardziej mnie drażniło, niż bawiło. Na szczęście do przodu ruszyły także poszczególne wątki z głównej historii i to niekiedy w dość zaskakujących kierunkach. O ile to, co zrobiono z Blainem było bardzo przewidywalne, to już twist dotyczący Drake'a pozytywnie mnie zaskoczył. Oczywiście duży plus za scenę z Sokołem Millenium :D
Maurycy: No i taki odcinek to mi się podoba! Fajna intryga, parę zabawnych dialogów i błyskotliwych żartów. Pachniało klimatem i poziomem znanym z pierwszego, niezwykle równego sezonu. A to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że iZOMBIE odrobinę utraciło na tym, że zostało rozciągnięte do osiemnastu epizodów. Trzynaście odcinków to jednak optymalna liczba – w poprzedniej serii nie było miejsca na zapychacze ani nie pojawiały się gorsze wątki.
ARROW 4x15: Taken
Tomek: Odcinek był… hmm… ciekawy. Czy Oliver na stałe zrezygnował z kandydatury? Czy Darhk został już ostatecznie pokonany? Oby nie, bo byłoby to wyjątkowo rozczarowujące zakończenie tych wątków. Z drugiej strony mam nadzieję, że Samanthy i Williama już w serialu nie zobaczymy, bo ten wątek wywołuje u mnie jedynie irytację. Generalnie oglądając odcinek, bawiłem się w sumie dobrze, ale powrót taniego melodramatyzmu w jego zakończeniu mnie mocno podłamał.
LEGENDS OF TOMORROW 1x06: Star City 2046
Tomek: Prawdę mówiąc, po tym odcinku spodziewałem się więcej. A to właśnie wątek dotyczący Green Arrowów przyszłości był zdecydowanie najsłabszy. Ot parę bójek na ulicach i tyle. Na szczęście reszta była fajna. Rory i Snart jak zwykle nie zawodzili, ale zaskoczeniem dla mnie było, że spodobał mi się niedoszły trójkąt miłosny. Początkowo wydawało mi się, że będzie on u mnie wywoływał zgrzytanie zębów, ale na szczęście poszedł w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewałem.
Krzysiek T.: Chyba najsłabszy odcinek do tej pory. Na Hawkgirl i Atoma konsekwentnie nie ma dobrych pomysłów, więc żeby zapewnić im czas antenowy, wplątuje się ich w wątek, który od samego początku musiał się tak skończyć. Nuda. Przy okazji, czekam w końcu na odcinek, w którym nie padnie zdanie "Trzy miesiące temu byłam zwykłą kelnerką (...)". Rip Hunter konsekwentnie kreowany jest na samolubnego dupka, ale to akurat uważam za plus tej postaci. Mick i Snart nadal są gwiazdami tej produkcji, lecz tym razem nawet lepiej wypadła od nich White Canary. Można wręcz powiedzieć: NARESZCIE. O samej wizycie w przyszłości nie ma co za wiele pisać: było bardzo średnio i przewidywalnie. Szkoda tylko, że słowem nie wspomniano o tym, co w tej wersji przyszłości stało się z Flashem.

Źródła obrazków: Comicbook.com oraz SpoilerTV

4 komentarze:

  1. "Przy okazji, czekam w końcu na odcinek, w którym nie padnie zdanie "Trzy miesiące temu byłam zwykłą kelnerką (...)". - można z tego zrobić jakąś grę barową:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gra pijacka LoT - pijesz za każdym razem, gdy:
    - Kendra mówi o tym, że jakiś czas temu była zwykłą barmanką
    - Sara narzeka na to, że jest potworem
    - Mick komuś grozi
    - Mick zapowiada, że da komuś po ryju
    - Mick daje komuś po ryju
    - Snart nie postępuje zgodnie z planem
    - Jefferson mówi, że jest mechanikiem lub coś podobnego (np. że silniki to jego pasja)
    - Jefferson nazywa Steina Grey
    - Stein mówi, że jest genialny
    - Ray mówi, że jest genialny
    - Rip ostrzega przed mieszaniem w linii czasu
    - Rip pokazuje symulacje przyszłości
    - Rip mówi o utwardzaniu się przyszłości

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja do LoT bym dodał bardzo skrzywdzoną postać Wilsona :P Bo to było żenujące. Ale podobał mi się nowy wygląd Olivera (y)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie nie. Po prostu było widać, że to facet z doklejoną brodą.

      Usuń