środa, 3 lutego 2016

SANDMAN tom 10: PRZEBUDZENIE



Historia Morfeusza dobiegła końca w 9. tomie, jednakże Sen z Nieskończonych jako wieczna idea wciąż żyje. W tomie 10. oddajemy hołd poprzedniemu aspektowi tej postaci, poznajemy nowe wcielenie Snu oraz szczegóły umowy pomiędzy Morfeuszem a Williamem Szekspirem.

W dziesiątym tomie, zatytułowanym PRZEBUDZENIE, przed pogrzebem pojawia się element fabuły, do tej pory niewyjaśniony – do każdego z Nieskończonych przybywa posłaniec. Następnie rodzeństwo udaje się do Nekropolis po księgi rytuałów i całuny. W komnacie, gdzie się znajdują, słychać głos, pytający, kto umarł, a następnie płacz. Kto płacze, skoro Nieskończeni są ponad bogami, tego nie wiadomo: „Na tym świecie istnieją moce, o których nawet Nieskończeni wolą nie wiedzieć zbyt wiele”. W kwestii domysłów pozostaje, czy to wszechświat, czy jakaś inna siła opłakiwała jednego z Nieskończonych. Śnieżnobiały Sen pozostaje w pałacu, podczas pogrzebu jego poprzedniego „ja”, innego punktu widzenia. Nie widzi on sensu we wspominaniu siebie. Tak naprawdę „nikt nie umarł. Jak można zabić ideę? Ja można zabić uosobienie czynu?”. Czytelnik, jako śniący, jest wśród wszystkich śniących oraz gamy wyjątkowych gości, którzy przybyli złożyć ostatni hołd Władcy Snów. Podczas czuwania Morfeusz jest wspominany przez tych, z którymi zetknął się podczas swego istnienia. I oto oni są w tej historii najważniejsi poprzez to, jaki wpływ na ich życie wywarł Władca Snów. Nowy Sen uważający, że nie ma prawa do imienia Morfeusz - mimo że jest Snem od początku czasu – w ostatnich kadrach idzie po raz pierwszy spotkać się ze swym rodzeństwem.

Śmierć i odrodzenie to uniwersalny proces, tak jak pory roku. Trzeba pogodzić się ze śmiercią i zmianami, które są nieuniknione, to fundamenty życia. SANDMAN pomaga nam się z nimi oswoić. Sam Morfeusz był wieczny i chciał też pozostać niezmienny. Nie umiał jednak znieść zmiany, dlatego podał rękę swej siostrze, Śmierci, by stać się kimś innym, nowym wcieleniem tej samej idei. Nowy Sen ma na imię Daniel, został przemieniony ze śmiertelnego dziecka w nową wersję jednego z Nieskończonych. Jest on ludzki w stopniu, w jakim nie chciał być Morfeusz. Imię dla dziecka wymyślił właśnie Morfeusz w 2. tomie. Jest ono znamienne, bo takie samo imię nosił biblijny prorok interpretujący sny.
               
Pogrzeb nie stanowi końca tomu. Znajdziemy w nim jeszcze epilog z Hobem, który wciąż chce żyć, oraz sequel Niestałych miejsc - Wygnańcy, gdzie mężczyzna, który tam trafia, podczas swej wędrówki spotyka obie inkarnacje Snu.                                      

Akcja ostatniego numeru rozgrywa się pod koniec 1610 roku, gdy Morfeusz odwiedza Szekspira w celu odebrania drugiej z obiecanych sztuk. BURZA to ostatnia sztuka Szekspira, który żył wśród słów, opisywał cząstki życia innych, samemu nie żyjąc jego pełnią. Morfeusz mówi, że spełnił pragnienie serca Willa, który był dobrym człowiekiem, jedynie „otworzył w nim drzwi”. Sen wyjawia poecie, dlaczego chciał takiej sztuki, jak BURZA: „Pragnąłem historii o wdzięcznych zakończeniach. Pragnąłem sztuki o królu, który topi swe księgi, przełamuję laskę i opuszcza królestwo. O magu, który staje się człowiekiem. O człowieku, który odwraca się od magii”. Morfeusz pragnął historii o kimś, kim sam nigdy nie będzie. Jego pracoholizm nigdy nie pozwoli mu uczynić tego, co zrobił szekspirowski Prospero. Tym samym zakończenie PRZEBUDZENIA i całej serii staje się hołdem nie tylko dla największego pisarza w dziejach, ale dla wszystkich pisarzy, hymnem pochwalanym na cześć opowieści i ich władcy. A skoro Sen jest w pewnym sensie sługą śniących, to jest to także hymn wychwalający potęgę ludzkiej wyobraźni, naszego daru opowiadania historii i tworzenia mitów – esencji naszego życia. To pochwała dla bogów, którzy ze Śnienia (związanego z jego władcą) pochodzą, a dzięki ludzkiej wierze mają moc i nas samych odwiedzających we śnie królestwo Morfeusza.            

Wiecie już, że scenariusz to arcydzieło. Warto jeszcze poświęcić akapit warstwie graficznej. W większości PRZEBUDZENIA zrezygnowano z tradycyjnego połączenia ołówkowego szkicu z tuszem, co zaowocowało naprawdę ciekawymi efektami.
Jon J. Muth tworząc historię Wygnańcy, zrezygnował kompletnie z ołówka i stworzył całość za pomocą pojedynczych pociągnięć tuszem. To, co robi z czernią, bielą i zaledwie szczyptą ciepłych barw, jest po prostu niesamowite. Efekt przywodzi mi namyśl obrazy stworzone za pomocą rysowania piaskiem – eteryczność, którą zburzyć może mocniejszy podmuch wiatru... lub mówiąc mniej obrazowo azjatyckie obrazy.
Michael Zulli odpowiada za ilustracje głównej części tomu. On również pokusił się o graficzny eksperyment i pominął zupełnie proces tuszowania. Kolory zostały bezpośrednio nałożone na jego ołówkowe prace, dzięki czemu zarówno budowle, jak i postacie wydają się bardziej dopracowane, niczym architektoniczne rysunki. Monumentalna scena pogrzebu Morfeusza na wzór pochówku wikingów to prawdziwy artystyczny popis, który zapiera dech w piersiach. Po tej historii zacząłem żałować, że Zulli nie zilustrował większej ilości serii, bo za każdym razem próbował robić coś nowego ze swoim stylem.

Gaiman wspaniale zamknął swą monumentalną sagę, jednocześnie, dzięki nielinearnej fabule pozostawił drzwi do Śnienia otwarte. Opowieść o opowieściach trwa nadal, nawet gdy jej autor odłożył już pióro. To przyjemność wracać do SANDMANA po raz kolejny i odkrywać tę serię na nowo.


Ocena: 6/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SANDMAN #70 - 75
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 
SANDMAN: PRZEBUDZENIE do nabycia w sklepie ATOM Comics. 
Damex

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz