Historia
Morfeusza dobiegła końca w 9. tomie, jednakże Sen z Nieskończonych jako wieczna
idea wciąż żyje. W tomie 10. oddajemy hołd poprzedniemu aspektowi tej postaci,
poznajemy nowe wcielenie Snu oraz szczegóły umowy pomiędzy Morfeuszem a
Williamem Szekspirem.
W dziesiątym
tomie, zatytułowanym PRZEBUDZENIE, przed pogrzebem pojawia się element fabuły, do
tej pory niewyjaśniony – do każdego z Nieskończonych przybywa posłaniec.
Następnie rodzeństwo udaje się do Nekropolis po księgi rytuałów i całuny. W
komnacie, gdzie się znajdują, słychać głos, pytający, kto umarł, a następnie
płacz. Kto płacze, skoro Nieskończeni są ponad bogami, tego nie wiadomo: „Na
tym świecie istnieją moce, o których nawet Nieskończeni wolą nie wiedzieć zbyt
wiele”. W kwestii domysłów pozostaje, czy to wszechświat, czy jakaś inna siła
opłakiwała jednego z Nieskończonych. Śnieżnobiały Sen pozostaje w pałacu,
podczas pogrzebu jego poprzedniego „ja”, innego punktu widzenia. Nie widzi on sensu we wspominaniu siebie. Tak naprawdę „nikt nie umarł. Jak
można zabić ideę? Ja można zabić uosobienie czynu?”. Czytelnik, jako śniący,
jest wśród wszystkich śniących oraz gamy wyjątkowych gości, którzy przybyli
złożyć ostatni hołd Władcy Snów. Podczas czuwania Morfeusz jest wspominany
przez tych, z którymi zetknął się podczas swego istnienia. I oto oni są w tej
historii najważniejsi poprzez to, jaki wpływ na ich życie wywarł Władca Snów.
Nowy Sen uważający, że nie ma prawa do imienia Morfeusz - mimo że jest Snem od
początku czasu – w ostatnich kadrach idzie po raz pierwszy spotkać się ze swym
rodzeństwem.
Śmierć i
odrodzenie to uniwersalny proces, tak jak pory roku. Trzeba pogodzić się ze
śmiercią i zmianami, które są nieuniknione, to fundamenty życia. SANDMAN pomaga
nam się z nimi oswoić. Sam Morfeusz był wieczny i chciał też pozostać
niezmienny. Nie umiał jednak znieść zmiany, dlatego podał rękę swej siostrze,
Śmierci, by stać się kimś innym, nowym wcieleniem tej samej idei. Nowy Sen ma na
imię Daniel, został przemieniony ze śmiertelnego dziecka w nową wersję jednego z
Nieskończonych. Jest on ludzki w stopniu, w jakim nie chciał być Morfeusz. Imię
dla dziecka wymyślił właśnie Morfeusz w 2. tomie. Jest ono znamienne, bo takie
samo imię nosił biblijny prorok interpretujący sny.
Pogrzeb nie
stanowi końca tomu. Znajdziemy w nim jeszcze epilog z Hobem, który wciąż chce
żyć, oraz sequel Niestałych miejsc - Wygnańcy, gdzie mężczyzna,
który tam trafia, podczas swej wędrówki spotyka obie inkarnacje
Snu.
Akcja
ostatniego numeru rozgrywa się pod koniec 1610 roku, gdy Morfeusz odwiedza
Szekspira w celu odebrania drugiej z obiecanych sztuk. BURZA to ostatnia sztuka
Szekspira, który żył wśród słów, opisywał cząstki życia innych, samemu nie
żyjąc jego pełnią. Morfeusz mówi, że spełnił pragnienie serca Willa, który był
dobrym człowiekiem, jedynie „otworzył w nim drzwi”. Sen wyjawia poecie,
dlaczego chciał takiej sztuki, jak BURZA: „Pragnąłem historii o wdzięcznych
zakończeniach. Pragnąłem sztuki o królu, który topi swe księgi, przełamuję
laskę i opuszcza królestwo. O magu, który staje się człowiekiem. O człowieku,
który odwraca się od magii”. Morfeusz
pragnął historii o kimś, kim sam nigdy nie będzie. Jego pracoholizm nigdy nie
pozwoli mu uczynić tego, co zrobił szekspirowski Prospero. Tym samym
zakończenie PRZEBUDZENIA i całej serii staje się hołdem nie tylko dla
największego pisarza w dziejach, ale dla wszystkich pisarzy, hymnem pochwalanym
na cześć opowieści i ich władcy. A skoro Sen jest w pewnym sensie sługą śniących,
to jest to także hymn wychwalający potęgę ludzkiej wyobraźni, naszego daru
opowiadania historii i tworzenia mitów – esencji naszego życia. To pochwała dla
bogów, którzy ze Śnienia (związanego z jego władcą) pochodzą, a dzięki ludzkiej
wierze mają moc i nas samych odwiedzających we śnie królestwo
Morfeusza.
Wiecie już,
że scenariusz to arcydzieło. Warto jeszcze poświęcić akapit warstwie
graficznej. W większości PRZEBUDZENIA zrezygnowano z tradycyjnego połączenia
ołówkowego szkicu z tuszem, co zaowocowało naprawdę ciekawymi efektami.
Jon J. Muth
tworząc historię Wygnańcy, zrezygnował kompletnie z ołówka i stworzył
całość za pomocą pojedynczych pociągnięć tuszem. To, co robi z czernią, bielą i
zaledwie szczyptą ciepłych barw, jest po prostu niesamowite. Efekt przywodzi mi
namyśl obrazy stworzone za pomocą rysowania piaskiem – eteryczność, którą
zburzyć może mocniejszy podmuch wiatru... lub mówiąc mniej obrazowo azjatyckie
obrazy.
Michael
Zulli odpowiada za ilustracje głównej części tomu. On również pokusił się o
graficzny eksperyment i pominął zupełnie proces tuszowania. Kolory zostały
bezpośrednio nałożone na jego ołówkowe prace, dzięki czemu zarówno budowle, jak
i postacie wydają się bardziej dopracowane, niczym architektoniczne rysunki. Monumentalna
scena pogrzebu Morfeusza na wzór pochówku wikingów to prawdziwy artystyczny
popis, który zapiera dech w piersiach. Po tej historii zacząłem żałować, że
Zulli nie zilustrował większej ilości serii, bo za każdym razem próbował robić
coś nowego ze swoim stylem.
Gaiman
wspaniale zamknął swą monumentalną sagę, jednocześnie, dzięki nielinearnej
fabule pozostawił drzwi do Śnienia otwarte. Opowieść o opowieściach trwa nadal,
nawet gdy jej autor odłożył już pióro. To przyjemność wracać do SANDMANA po raz
kolejny i odkrywać tę serię na nowo.
Ocena: 6/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów
SANDMAN #70 - 75
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SANDMAN: PRZEBUDZENIE do nabycia w sklepie ATOM
Comics.
Damex
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz