sobota, 6 lutego 2016

JLA – AMERYKAŃSKA LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI TOM 1

Recenzja ta jest zremiksowaną i nieco uaktualnioną wersją moich recenzji dwóch pierwszych tomów wydania oryginalnego.


Gdy w połowie lat 90. sprzedaż licznych spin-offów Ligi Sprawiedliwości zaczęła znacząco maleć, szefowie DC postanowili nieco zmienić podejście. Zdecydowali się skasować dotychczasowe tytuły, a w ich miejsce wstawić pojedynczą serię poświęconą Lidze. Owa nowa Liga zawiązana została w mini-serii Marka Waida i Fabiana Niciezy JUSTICE LEAGUE: A MIDSUMMER'S NIGHTMARE. Samą właściwą serię JLA, która wystartowała pod koniec 1996 roku, powierzono Grantowi Morrisonowi i Howardowi Porterowi. Dla Morrisona było to swego rodzaju odrobienie pańszczyzny, gdyż w zamian za tworzenie tego mainstreamowego tytułu pozwolono mu kontynuować jego autorską serię The Invisibles. Jednak to „odrabianie pańszczyzny” okazało się całkiem skuteczne, bowiem w krótkim czasie JLA stało się najlepiej sprzedającym tytułem DC.

Już od pierwszych stron, przywodzących na myśl DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI, widać, że będziemy mieli do czynienia z dziełem wprawdzie niespecjalnie ambitnym, ale za to o imponującym rozmachu i ze sporym przymrużeniem oka. Potwierdza to też cała reszta pierwszej 4-odcinkowej historii, w której Liga staje naprzeciw grupie istot zwącej się Hiperklanem, którzy co najmniej dorównują im potęgą. Pędząca do przodu akcja i częste zwroty sprawiają, że komiks czyta się z prawdziwą przyjemnością. Nieco irytuje jedynie rwąca się czasem narracja, kiedy to fabuła przeskakuje nagle do przodu. Sprawia to wrażenie, jakby komiksowi brakowało kilku stron i potrafi wprawić czytelnika w zakłopotanie. Bardzo dobrze wypada za to spora dawka humoru, obecna zwłaszcza w pełnych docinków dialogach Kyle'a i Wally’ego. Mocno rozczarowuje natomiast sposób, w jaki zostali ostatecznie pokonani przybysze. Nie chcę w tej recenzji zdradzać kim okazują się członkowie Hiperklanu, więc napiszę tylko, że ich szczególna słabość została w zakończeniu wyolbrzymiona do wręcz karykaturalnych rozmiarów. Na szczęście następujące potem strony ukazujące w świetny sposób następstwa wizyty Hiperklanu na Ziemi zmywają to nieprzyjemne wrażenie. Dodatkowo ciekawym smaczkiem dla miłośników SF jest to, że poszczególne odcinki tej historii noszą nazwy klasycznych filmów fantastycznych z lat 50.

Resztę tomu stanowią cztery krótsze opowieści. To, że są krótsze, nie znaczy jednak wcale, że są mniej spektakularne. Wręcz przeciwnie. W zasadzie, jedynie za wyjątkiem nieco bardziej kameralnej pierwszej historyjki, zagrożenia, którym Lidze przychodzi stawić czoło, są nawet większe niż poprzednio. Zapobiegają tutaj praktycznie dosłownej biblijnej apokalipsie, stają naprzeciw wroga, który pokonuje ich jeszcze zanim zdąży się pojawić oraz ratują wszechświat przed podbiciem przez Ligę Sprawiedliwości. Ale po kolei.

W „Kobiecie Jutra” pozornie mamy do czynienia z kolejnym przebiegłym planem zniszczenia Ligi Sprawiedliwości, tym razem w wykonaniu Dr. T.O. Morrowa i Profesora Ivo. Jednocześnie obserwujemy przebieg poszukiwań nowego członka JLA. Ogólnie opowieść jest raczej lekka i zabawna, choć pod koniec, za sprawą pewnego zwrotu akcji, także nieco wzruszająca. W Ogniu na Niebie i Niebie na Ziemi jesteśmy natomiast świadkami walki między aniołami. A że okazują się oni naprawdę wrednymi typami, nie wahającymi się nawet doprowadzić do autentycznego końca świata, by dopiąć swego celu, Liga będzie musiała pokazać im gdzie raki zimują. W Historiach Wyobrażonych oraz Innych Światach powraca bardzo stary, oraz mało znany, przeciwnik Ligi zwany Kluczem i pokonawszy na wejściu całe JLA ma zamiar wykorzystać ich do uzyskania władzy nad całym wszechświatem. A jedynym, który może go przed tym powstrzymać, jest... Connor Hawke, uzbrojony jedynie w kilka strzał trickowych swojego ojca. Wreszcie w zamykającym tom Gwiezdnym Ziarnie muszą wymyślić jak pokonać Starro, wiedząc, że jeśli go zaatakują, on wykorzysta ich moce, by podbić wszechświat.

Podobnie jak w pierwszej historii, głównymi zaletami są tutaj akcja oraz humor. A tej pierwszej jest tym razem nawet jeszcze więcej i pędzi do przodu w zaiste oszałamiającym tempie. Najlepszym tego przykładem są dwie dłuższe historie, które inny scenarzysta pewnie rozciągnąłby tak, że każda z nich zajmowałaby osobnego trade’a. Morrison jednak zamyka je w dwóch odcinkach, co ma swoje dobre i złe strony. Dzięki takiemu zmasowaniu wydarzeń, na stosunkowo niedużej ilości stron, czytelnik nie nudzi się ani przez chwilę. Z drugiej jednak strony, co najlepiej widoczne jest w drugiej opowieści, sprawia to, że na pozór wstrząsające i oszałamiające wydarzenia robią dużo mniejsze wrażenie. Bo czy można traktować poważnie apokalipsę, której powstrzymanie zajmuje Lidze w zasadzie jeden numer? A i to tylko dlatego tak długo, bo Superman był akurat zajęty (notabene, przesuwaniem Księżyca). Bowiem kiedy już się pojawia, to dosłownie w kilka chwil jest pozamiatane. Podobnie sprawa się ma w ostatniej opowieści, gdzie Starro zostaje pokonany bardzo szybko i z nadzwyczajną łatwością. Swoją drogą dziwi nieco umieszczenie jej na końcu albumu, zważywszy na to, że opisane w niej wydarzenia mają miejsce przed 1. numerem serii. Natomiast jeśli chodzi o historię o Kluczu to w jej przypadku żal trochę, że nie pokazano więcej właśnie tytułowych Historii Wyobrażonych i dostajemy jedynie drobniutkie fragmenty przygód Kal-Ela jako Zielonej Latarni sektora 2813 czy Bruce’a Wayne’a na emeryturze. Bardzo z kolei podszedł mi, zdecydowanie morrisonowski w stylu, motyw z Kluczem, pragnącym przejąć władzę absolutną nad całym uniwersum, czyli w zasadzie zostać nikim innym jak redaktorem naczelnym DC. Za humor tym razem ponownie odpowiadają w największym stopniu Kyle i Wally, choć tym razem znajdują wyraźne wsparcie w kandydatach do członkostwa w Lidze, z których, jak się okazuje, większość przybyła do siedziby JLA raczej w szeroko rozumianych celach turystycznych (np. Tommy Monaghan pojawił się tylko dlatego, by mieć okazję do wykorzystania swego rentgenowskiego wzroku, by zajrzeć pod ubrania Wonder Woman). A ostateczny wybrany do członkostwa, wspomniany wyżej Green Arrow, zdaje się doskonale pasować do owej dwójki żartownisiów.

Rysunek Howarda Portera, ilustrującego większość zebranych w tym wydaniu numerów, nie należy wprawdzie do najpiękniejszych, czasem zwłaszcza nieco kuleje mimika bohaterów, a niektóre postacie są przedstawione w niemal karykaturalnie monumentalny sposób, ale pozbawiony jest rażących błędów. Ponadto takie ich przedstawienie pasuje dla opowieści o takim rozmachu, a sceny akcji są bardzo dynamiczne. Szczególnie natomiast do gustu przypadło mi jego przedstawienie Batmana, który niemalże wydaje się emanować mrokiem. Jednak w opowieści o Kluczu rysunkami zajmuje się Oscar Jimenez, którego prace zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu. Przyznać jednak muszę, że Batman w jego wykonaniu robi znacznie słabsze wrażenie, a Kal-El nieco nazbyt wyglądem przypomina Hala Jordana, choć to pewnie za sprawą tego, że przez większość czasu jest Zielonym Latarnikiem.

Z dodatkami jest tu bardzo licho. Oprócz wstępu Eddiego Berganzy mamy tu jedynie krótkie biogramy twórców oraz okładki komiksów i poprzednich wydań zbiorczych.

Pierwsza historia w tej serii JLA to porządny, choć niespecjalnie oryginalny, rozrywkowy komiks. Co prawdę mówiąc, jest dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że scenarzystą jest jeden z najoryginalniejszych i najbardziej zwariowanych twórców komiksowych. Choć rozumiem, że takie były wymogi pisania serii przystępnej dla każdego, to jednak mnie brakuje przynajmniej szczypty szaleństwa obecnego w jego wcześniejszych tytułach tworzonych dla DC. Resztę albumu scenarzysta nadal utrzymuje w tonie lekkiej, niezobowiązującej rozrywki. Jednak tym razem zawartość Morrisona w Morrisonie jest nieco większa. Głównie za sprawą twista w zakończeniu Kobiety Jutra oraz wspomnianemu przeze mnie celowi, do którego dąży Klucz. Zresztą to właśnie te dwie historie prezentują się w tym tomie najlepiej. Natomiast opowieści o walce z aniołami oraz Starro, mimo rozmachu, sprawiają jedynie wrażenie zapchajdziury lub wstępu do jakiejś większej historii. Tak więc podsumowując, nie jest to żadna rewelacja, ale bardzo przyjemne czytadło.

4/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JLA #1-9 oraz JLA SECRET FILES #1.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Opisywany komiks można nabyć w sklepie Atom Comics.

Tomasz Kabza



3 komentarze: