piątek, 22 lipca 2016

GREEN LANTERN VOL. 7: RENEGADE


Najnowszy tom wydany w ramach serii GREEN LANTERN przynosi ze sobą kolejny twist, jeśli chodzi o bogatą i skomplikowaną karierę Hala Jordana. Inicjatywa znana jako DC You poważnie namieszała w życiu Batmana czy Supermana, dlaczego zatem nie spróbować czegoś zupełnie nowego w przypadku flagowego i najbardziej rozpoznawalnego z Zielonych Latarników? Robert Venditti do tej pory jakoś szczególnie nie zachwycił mnie swoimi historiami prezentowanymi w ramach GL, które były przeciętne, poprawne, nie zapadające na długo w pamięci, jak chociażby twórczość Geoffa Johnsa. GODHEAD w drugiej części mocno rozczarowało, dlatego Venditti dostał ode mnie ostatnią szansę, aby udowodnić, że warto dalej trwać przy pisanej przez niego wersji przygód Hala Jordana. 

Album zatytułowany RENEGADE stanowi kolejny etap na szalonej drodze przemian Hala Jordana. Był on już uznawany za największego pośród wszystkich Zielonych Latarni, był mordercą opętanym przez Parallaxa, wchodził w skład Ligi Sprawiedliwości, był wyrzucony z Korpusu i odebrano mu pierścień mocy, a w ostatnim czasie zastępował nawet Strażników w roli lidera Korpusu Zielonych Latarni. To ostatnie, niezwykle ambitne zadanie przerosło jednak jego możliwości, przez co kierowana przez niego organizacja utraciła cały swój dotychczasowy prestiż. Jordan decyduje się na szalony, kontrowersyjny i jednocześnie desperacki ruch, który jakkolwiek by nie był odbierany, ma na celu tylko jedną rzecz – odbudowanie zaufania wszechświata w stosunku do jego obrońców, Korpusu Zielonych Latarni. Hal rezygnuje z pierścienia mocy, doprowadza do bijatyki z Kilowogiem, a następnie kradnie rękawicę Krony i ucieka z Mogo. Tym samym skazuje siebie na dobrowolną banicję i daje pretekst, aby wysłano za nim przysłowiowy list gończy. Staje się celem nie tylko dotychczasowych kolegów z Korpusu, ale również licznych grup przestępczych i łowców nagród, których w kosmosie, jak wiadomo, nie brakuje.

Do tej pory widzieliśmy Jordana otoczonego innymi członkami Korpusu, tym razem, co mi się bardzo podoba, jest on zdany sam na siebie. A przynajmniej na samym początku. Podczas jednego z wykonywanych zleceń zyskuje dwóch nowych towarzyszy przygód (niekoniecznie mają oni w tej kwestii jakikolwiek wybór), a jak dodamy do tego statek z wbudowaną sztuczną inteligencją, to tworzy nam się egzotyczny kwartet. Spuszczony ze smyczy renegat Jordan wydaje się też znacznie silniejszy, niż dysponując standardowym pierścieniem mocy. Egzemplarz stworzony przez Kronę sprawia, że nawet w starciu ze swoimi dotychczasowymi kolegami z kosmicznej policji Hal ma prawo czuć się w uprzywilejowanej pozycji. Nie o to jednak głównemu bohaterowi chodzi.

Z jednej strony Jordan bawi się samotnie w stróża prawa wykonując dobre uczynki gdzieś z dala od Mogo i reszty Korpusu. Przykładowo gdzieś podstępem wyciągnie jakiegoś monarchę z więzienia, kiedy indziej ocali jakąś społeczność przed terrorystami. Z drugiej strony zaś robi wszystko, co w jego mocy, aby postrzegano go jako groźnego, dysponującego potężną mocą złoczyńcę, i aby ścigający go Korpus Zielonych Latarni dostał tym samym okazję na oczyszczenie swojego dobrego imienia. Wszelkie przesadzone opowieści na temat jego mocy i sposobu, w jaki w pojedynkę rozprawił się z oddziałem GL, są mu na rękę i nawet nie próbuje ich sprostować. Wszystkim tym wydarzeniom towarzyszą kosmiczne pościgi oraz poszukiwanie odpowiedzi na pytanie dotyczące losów członków Korpusu, który z niewiadomych przyczyn wyparował razem z planetą Mogo. Odcięcie Hala od planety Ziemia wychodzi mu początkowo na dobre, lecz z czasem zaczęło robić się nudnie i przewidywalnie, tak jakby Venditti włączył tryb oszczędnościowy i wyczekiwał na znak od edytorów, czy i kiedy ruszyć z akcja do przodu.

Venditti stawia w tym komiksie na drodze głównego bohatera dwie znane postacie, a konkretnie Relica oraz Black Handa. Ten pierwszy znów niczym nie zachwyca i po prostu... jest obecny, zaś ten drugi uwikłany jest w pewne kłopoty związane ze swoimi mocami, które wynikają z wcześniejszego kontaktu ze Source Wall. Starcie Hala z Handem można określić jako finalne, gdyż zanosi się na to, że Czarny Latarnik dłuuugo nie pojawi się w świecie GL. Właściwie to wątek Handa jest najciekawszy w całym zbiorze, gdyż wiąże się z tym jakaś konkretna większa akcja, jakieś zwroty fabularne itp. Niby poza tym coś tam się ogólnie jeszcze dzieje, ale nie na tyle, aby posuwać akcję do przodu i wywoływać efekt ekscytacji podczas przewracania kolejnych stron.

Nowy wygląd Hala w płaszczu i kapturze jest według mnie dosyć słaby, a zwłaszcza te zapuszczone długie włosy strasznie mnie irytują. Nie wiem też, jaką funkcję pełni charakterystyczny pas z kieszonkami w stylu Batmana, który nie był w żadnym momencie wykorzystany. Można było uczynić naszego renegata bardziej mrocznym i poważnym poprzez dodanie większej ilości czerni, czy też zapuszczenie brody. W każdym razie i tak jest lepiej, niż anorektycznie wyglądający Gordon umieszczony w zbroi z króliczymi uszami ;)

Najnowszy tom GREEN LANTERN różni się od pozostałych (4 – 6) tym, że zmienia się sceneria, wygląd głównego bohatera oraz sposób postrzegania go przez otoczenie. Nie zmienia się jednak nic w kwestii poziomu serii, która jakby cały czas tkwiła w miejscu. Nie ma jakichś totalnie słabych momentów, ale nie ma też żadnych porywających i przełomowych wydarzeń, które zachęcałyby do śledzenia kolejnych perypetii Hala Jordana z wypiekami na twarzy i wytrzeszczonymi z wrażenia oczami. Zbyt często wieje nudą, przez co można stwierdzić, że DC You w żaden sposób nie wpłynęło pozytywnie na jedną z moich ulubionych serii, gdy jeszcze pisał ją Johns. Rysunki są oczywiście bez zarzutu, ale od tego typu komiksów oczekuje się znacznie wyższych standardów, jeśli chodzi o scenariusz. Na zakończenie serii Jordan wraca na Ziemię, ale nic nie zapowiada, że w ostatnim tomie przed REBIRTH scenarzysta będzie potrafił czymś pozytywnie zaskoczyć i wywindować całość powyżej tego stabilnego, acz jedynie poprawnego poziomu.

Plusem tego wydania jest to, że nie jest ono powiązane z innymi seriami z rodziny GL, a także w pewnym sensie stanowi dobry punkt startowy dla nowych czytelników. Ponieważ komiks ten niczym szczególnym, jak dla mnie, się nie wyróżnia, wystawiam mu ocenę neutralną i radzę się wszystkim miłośnikom GL dwa razy zastanowić, czy warto zainwestować w niego swoje złotówki.

Ocena: 3/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów GREEN LANTERN #41 – 46, GREEN LANTERN CORPS ANNUAL #4 oraz CONVERGENCE: THE ATOM #2.

Komiks oczywiście znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz