niedziela, 3 lipca 2016

Y: OSTATNI Z MĘŻCZYZN TOM 2


Krucjaty ostatniego mężczyzny ciąg dalszy.

Gdy po raz pierwszy wziąłem w swoje ręce drugi tom Ygreka, od razu rzuciło mi się w oczy nazwisko samego Stephena Kinga jednego z moich ulubionych pisarzy, które widnieje na okładce. I ten oto mistrz grozy powiada, iż jakoby była to najlepsza powieść graficzna, jaką kiedykolwiek czytał. Co prawda jakoś nie jestem w stanie w to uwierzyć i biorę pod uwagę tylko dwie możliwości: albo King przeczytał w swoim życiu tak mało komiksów (w co wątpię), albo jest to jedynie tani chwyt marketingowy, który ma na celu przyciągnięcie kolejnych czytelników jego nazwiskiem. No bo skoro sam King poleca, to nie może to być słabe. No i złe nie jest, nawet wręcz przeciwnie, ale na tytuł najlepszej powieści graficznej Ygrek jeszcze sobie nie zasłużył.

Od wydarzeń z poprzedniego tomu minęło trochę czasu, co możemy wywnioskować z odrobinę zmienionego wyglądu postaci. Wyglądają one poważniej, w pewnym sensie doroślej. Sam Yorick przeszedł przemianę z bezmyślnego i mającego wszystko gdzieś chłopaka w mężczyznę, który został obarczony niezwykle ważnym zadaniem. Widać że to, co przeżył ostatnim czasem, odcisnęło na nim ogromne piętno, które pozostanie z nim już na zawsze. Mimo że w ciągu dalszym lubi sobie pożartować i często pakować się w kłopoty, to jednak widać, jak drastyczna zmiana w nim zaszła. Nie jest to już ten sam człowiek, którego poznaliśmy w tomie pierwszym. Wtedy nie byłby zdolny do zabicia drugiej osoby, a jednak w zaistniałych warunkach bez zawahania stosuje się do zasady zabij albo zgiń". Wreszcie dostrzegł, że świat rządzi się teraz innymi prawami i on, aby przeżyć, musi się do nich dostosować. Słabszy zawsze zginie pierwszy. Dzięki retrospekcjom (czego w pierwszym tomie nie było), możemy lepiej poznać losy głównego bohatera przed wybuchem zarazy. Poznać jego wspomnienia m.in. z dzieciństwa, ale również takie bardzo osobiste, o których sam wstydzi się mówić. Co jeszcze bardziej uwiarygadnia całą historię i pozwala zrozumieć, jakimi motywami się kieruje i co wpływa na podejmowane przez niego decyzje. No bo w końcu nic nie dzieje się bez powodu. Agentka 355 z jeszcze większym poświęceniem ochrania swojego towarzysza podróży. Vaughan wykreował niejednowarstwowe postacie, ale ludzi z krwi i kości, których można polubić lub też znienawidzić. I nie ważne, czy są to postacie pierwszoplanowe, czy te grające drugorzędną rolę. W tym tomie nabierają one głębszego charakteru. Będzie się im kibicować lub wręcz przeciwnie. Zresztą nie tylko o postacie chodzi, cała historia robi się bardziej poważna. Stawka w tej grze jest coraz większa, a czasu jest coraz mniej i wszyscy dobrze zdają sobie z tego sprawę, przez co są zdolni do rzeczy, których przed zarazą nigdy by nie zrobili. W pewnym sensie do głowy powracają pytania, które wyszły na jaw podczas czytania innego komiksu, a postawił je Robert Kirkman w "The Walking Dead": jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Czy istnieje granica człowieczeństwa? Co człowiek jest w stanie zrobić dla własnego dobra, a co dla dobra ogółu? Nasi bohaterowie będą musieli podjąć wiele wątpliwych moralnie decyzji, a potem żyć z tą świadomością. Życie wielu osób zmieni się na zawsze. Myślicie, że to mężczyźni są gorsi? Vaughan pokazał, że kobiety również zdolne są do najgorszych czynów. I całkiem nieźle radzą sobie bez mężczyzn. Zaś niektóre z nich cieszą się wręcz na taki stan rzeczy, uważając mężczyzn za swoich wrogów.

A może myślicie, że życie na świecie, w którym jest się jedynym mężczyzną pośród samych kobiet jest rajem? Nic bardziej mylnego. Yorick przechodzi przez piekło i nie ma łatwego życia.

Nasi bohaterowie w dalszym ciągu kontynuują niebezpieczną podróż przez Amerykę w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co tak właściwie wywołało zarazę? Jednak dalej nie otrzymujemy konkretnych wyjaśnień, a pytań przybywa, coraz więcej niewiadomych i pozostają nam jedynie domysły i spekulacje. Ale przecież nie o to tutaj chodzi, bo tak jak wspominałem ostatnio, to, co wywołało zarazę, jest drugorzędną sprawą. W trójkę (wraz z panią doktor oraz osobistą ochroniarką) przebywają kolejne kilometry przeróżnymi środkami transportu. Jednak cała wyprawa jest pełna niespodziewanych wydarzeń i spotkań. Jednym z najważniejszych wątków są rosyjscy kosmonauci. Okazuje się, że dwóch z nich to mężczyźni. Ale czy uda sprowadzić się ich na ziemię? Może Yorick nie jest ostatnią szansą na przywrócenie męskiej populacji? Do gry o ostatniego mężczyznę wchodzą Izraelitki, a nawet pewna Rosjanka, zdobywczyni Złotej Gwiazdy. Coraz więcej osób wie o tym, że jednak nie wszyscy mężczyźni zginęli, co równa się jeszcze większemu zagrożeniu. Kobiety pozwalają sobie na coraz więcej. Są coraz bardziej zdesperowane i zdolne do coraz większych okropieństw. Konflikt goni konflikt. Wielka międzynarodowa wojna wisi na włosku. Mamy coś na miarę Zimnej Wojny, tylko że pomiędzy Rosją a Izraelem. W czasie tej wędrówki możemy zobaczyć, jak kobiety żyją po apokalipsie, bo w końcu kiedyś trzeba się otrząsnąć i żyć dalej. Jak się okazuje, niektóre chcą zachować pozory normalności. Pewna grupa kobiet zdecydowała się nadal kontynuować prace w teatrze i dalej wystawiać sztukę na scenie. Próbują dostosować się do aktualnej sytuacji i zająć czymś myśli ludzi, by choć na chwile zapomnieć o tym, co się stało.

Mało która seria potrafi być tak nieprzewidywalna. Tutaj wszystko się może zdarzyć. Dosłownie wszystko. Ogranicza nas tylko i wyłącznie bujna wyobraźnia twórcy, która zdaje się nie mieć granic. Wszystko to sprawia, że seria wciąga niczym bagno i nie puszcza. Autor nie boi się mówić głośno. Dosadny język i nagość to u niego norma. Nie obija w bawełnę, tylko wprost mówi o tym, co chce przekazać. Humor, który w pierwszym tomie odgrywał ważną rolę, jest dalej obecny. Yorick wciąż sypie sucharami. Cieszą również nawiązania do szeroko pojętej popkultury, dzięki czemu fani mogą bawić się w wyłapywanie smaczków. Dialogi wciąż mają w sobie tę iskrę, która sprawia, że czyta się je z wypiekami na twarzy. Poprzedni tom skończył się mocnym zwrotem akcji, tutaj tego nie mamy. Wręcz przeciwnie, akcja uspokaja się, bohaterowie liżą rany i wtedy nagle niespodziewanie okazuje się, że to już ostatnia strona. A na kolejny tom niestety znowu pozostanie nam trochę poczekać. Warto zauważyć, że do trójki twórców, którzy pracowali nad tomem pierwszym, dołączył Goran Parlov. Rysunki przez cały tom są utrzymane na jednym wysokim poziomie.

Komiks, tak jak poprzednio, jest porządnie wydany. Twarda oprawa i dobrej jakości papier. Ten tom jest grubszy od poprzedniego, zawiera więcej materiału, co jak najbardziej na plus. Jednak tym razem Egmont nie zaserwował nam żadnych dodatków, co nie spotkało się z moją aprobatą. No bo w końcu w cenie okładkowej 100 zł czytelnicy mogą oczekiwać czegoś więcej..

Całościowo drugi tom podobał mi się nawet bardziej niż pierwszy i bawiłem się przy nim jeszcze lepiej. Nie odczuwałem znużenia, a zakończenie jedynie zwiększyło moją ochotę na kolejny tom. Znalazłem tutaj wszystko to, za co pokochałem tom pierwszy. Wszystkiego jest więcej i jest to zrobione jeszcze lepiej. Niezmiernie mnie to zdziwiło, bo serie często mają skłonność do spadku formy w kolejnych tomach, a tutaj mamy wręcz odwrotną sytuację. Więc Panie i Panowie z Egmontu: poproszę o więcej. Tom oceniam na 9/10, oby tak dalej panie Vaughan.

MC 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Opisywany komiks można nabyć w sklepie Atom Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz