Za nami kolejny tydzień, w trakcie którego doczekaliśmy się jedynie kolejnej odsłony serialu PREACHER, który kilka dni temu doczekał się zamówienia drugiego sezonu. Nasz redakcyjny dwugłos w jego sprawie znajdziecie w rozwinięciu posta i jak zwykle przestrzegamy przed ewentualnymi spoilerami.
PREACHER 1x05: South will rise again
Tomek: Nie wiem do końca, co myśleć o tym odcinku. Z jednej strony wreszcie
działo się w nim coś ciekawego przez więcej niż jedną scenę. Z drugiej
strony to bardzo dziwne, że ku memu zaskoczeniu większą sympatię czułem
do teoretycznego czarnego charakteru, czyli Donniego, niż do
któregokolwiek z głównych bohaterów. Zwłaszcza Jesse wychodzi w tym
serialu na ciężkiego buca, nadużywającego swej mocy. Także w przypadku
otwierającego odcinek originu Świętego coś mi
zgrzyta. Chodzi o to, że wygląda na to, iż spóźniony powrót do domu był
jego własną winą, a nie niezależnym od niego, powiedzmy, zrządzeniem
losu, co było bardzo istotne w komiksie. No ale przy takiej ilości zmian
wobec oryginału może i to znajdzie jakieś swoje uzasadnienie. Mimo
wszystko jest to pierwszy odcinek tego serialu, przy którym autentycznie
dobrze się bawiłem.
Krzysiek T.: Często z Tomkiem nie zgadzamy się w kwestii tego serialu, ale tym razem właściwie mógłbym powtórzyć jego opinię. Bardzo kłuło mnie w oczy to, że Jesse faktycznie konsekwentnie prezentowany był w tym epizodzie jak egoistyczny burak, zaś do Donniego trudno było nie poczuć chociaż odrobiny sympatii. Kolejny raz wyjątkowo irytowała mnie Tulip i właściwie nie obraziłbym się, gdyby całkowicie zabrakło jej w tym epizodzie. Jej wątek jest jedynym, który nadal tkwi w miejscu, podczas gdy cała reszta wreszcie wyraźnie poszła do przodu. I na koniec ponownie zgodzę się z moim przedmówcą: również bardzo dobrze się bawiłem. Moim zdaniem, był to najlepszy jak dotąd epizod PREACHERA.
Źródło obrazka: Comicbook.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz