wtorek, 9 sierpnia 2016

BATGIRL vol 2: KNIGHTFALL DESCENDS

Czekając z recenzją ostatnich zeszytów BATGIRL aż na rynku pojawi się w końcu wydanie zbiorcze, postanowiłem wrócić do wcześniejszego runu Gail Simone. Niegdyś, po przeczytaniu tomu pierwszego porzuciłem tę serię i dałem jej drugą szansę dopiero, gdy nastąpiła zmiana scenarzystów.


Paradoksalnie wcale nie uważałem i nadal nie uważam The Darkest Reflection za zły komiks (podobnie jak Krzysiek, który recenzował ten tom na DCManiaku dwa lata temu). Jestem wręcz zdania, że Simone całkiem umiejętnie wybrnęła z tej trudnej sytuacji, jaką było przywrócenie Barbary Gordon do roli Batgirl. Jak wiadomo decyzja wydawnictwa spotkała się z licznymi głosami sprzeciwu, nie tylko dlatego, że cofnięto rozwój postaci do punktu wyjścia, ale także dlatego, że niejako pozbawiono niepełnosprawnych czytelników swojej ikony. Bohaterka, która była dla nich bliska i z którą mogli się identyfikować stała się ponownie jednym z wielu zamaskowanych herosów.

Simone chyba wiedziała, że nad taką zmianą nie można od razu przejść do porządku dziennego i z powrotu Barbary do pełnej sprawności uczyniła jeden z ważniejszych wątków historii. A to oczywiście warto pochwalić, bo autorka wyraźnie próbowała wnieść do swojego runu nowe elementy i motywy. I choć nie jestem za tym, żeby teraz już w każdym komiksie o Batgirl odwoływać się do legendarnego KILLING JOKE to jednak u Simone miało to logiczne uzasadnienie.

Szkoda więc, że w kontynuacji, czyli Knightfall Descends, scenarzystka niemal zupełnie zapomniała o problemach jakie dręczyły Barbarę w The Darkest Reflection (niemal, bo nawiązania do ZABÓJCZEGO ŻARTU chwilowo wracają, ale na przestrzeni całego tomu nie ma to zbyt dużego znaczenia). Zamiast tego dostaliśmy sporo wtórnych i prowadzących donikąd scen akcji. Wcześniej Batgirl walczyła z własnymi słabościami, miała liczne obawy i hamulce, które nie pozwalały jej angażować się na sto procent. Tutaj po prostu walczy z kolejnymi, nijakimi przestępcami.

Co gorsza, na tym etapie coraz mocniej zaczęto wiązać BATGIRL z innymi seriami dotyczącymi Bat-rodziny. Dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której czytamy kompletnie wyrwany z kontekstu zeszyt z udziałem złowrogich Sów. Zaczynający się w konfundującym dla czytelnika momencie i kończący się ogromnym cliffhangerem. W następnych numerach nikt już nie wraca do tego tematu. Rozumiem, że Simone miała zapewne jakieś zobowiązania, ale nie zmienia to faktu, że wątek Nocy Sów w BATGIRL poprowadzono naprawdę niezgrabnie i nieczytelnie. A wystarczyłoby przecież drobne wprowadzenie, a później nadanie tej historii jakiegokolwiek zakończenia. Zawsze będę zdania, że komiks, który wymaga od odbiorcy wykraczającej ponad normę znajomości innych tytułów jest jedynie czymś w rodzaju półproduktu. I właśnie dlatego bardziej cenię te znajdujące się trochę na uboczu, jak chociażby BATWOMAN J.H. Williamsa III. Kate Kane nie trzeba było mieszać w żadne crossovery – seria o jej przygodach broniła się i bez tego.

Tę postać wspominam zresztą nieprzypadkowo, bo choć na łamach BATWOMAN dość rzadko gościli członkowie Bat-rodziny, o tyle ona sama pojawia się na chwilę w Knightfall Descends. Niestety jej obecność ogranicza się tylko do skopania paru tyłków. Jeśli zaś chodzi o złoczyńców to najważniejszą rolę w tomie drugim odgrywa najpierw Grotesque, prawdopodobnie największy snob wśród przestępców z Gotham, by później ustąpić miejsca tajemniczej Knightfall, która brutalnymi metodami chce wprowadzić w mieście porządek. Gdzieś na dalszym planie przypomina o sobie również brat Barbary, James Jr.

Czarne charaktery udały się Simone raczej połowicznie. Przykładowo Knightfall i James zostali poprowadzeni przez nią dość przewidywalnie, ale mimo to całkiem interesująco. Z kolei najemnicy, określający się „The Disgraced” wypadli… gorzej niż źle. To do bólu sztampowi, pozbawieni osobowości złoczyńcy. Tak kiczowaci, że nawet w runie Brendena Fletchera i Camerona Stewarta wydaliby się nie na miejscu. A co dopiero za kadencji Simone, która próbowała uczynić tę historię raczej mroczną i poważną. Nie przesadzam, w trakcie lektury non stop miałem wrażenie, że scenarzystka wkłada w usta Katharsis, Bonebreakera i Bleak Michaela kwestie żywcem wyrwane z tanich filmów akcji z lat 80.

Całość dopełnia jeszcze numer zerowy, który jest niczym więcej jak genezą Batgirl. Zeszyt w ekspresowym tempie przedstawia wszystkie kluczowe wydarzenia z życia Barbary. Za kreskę odpowiada w nim Ed Benes i wywiązuje się z tego zadania co najmniej przyzwoicie. A może nawet i lepiej niż etatowy rysownik serii, Ardian Syaf, którego ilustracje, co ze smutkiem muszę przyznać, z każdym następnym zeszytem traciły w moich oczach.

O ile zatem tom pierwszy stanowi naprawdę wartościową alternatywę dla obecnego wizerunku Batgirl, o tyle Knightfall Descends to już pozycja kompletnie do zapomnienia. 3/6

W skład tomu wchodzą zeszyty BATGIRL od numeru 7 do 13 oraz BATGIRL #0. 

Do kupienia w Atom Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz