niedziela, 7 sierpnia 2016

Serialownia #37

Ostatnia przed przerwą odsłona "Serialowni" przybiła właśnie do portu. W środku redakcyjny dwugłos na temat finałowego epizodu pierwszego sezonu PREACHERA i jak zawsze radzimy uważać, bo mogą pojawić się spoilery.

Nasza rubryka powróci na łamy bloga dokładnie 25 września :)
PREACHER 1x10: Call and response
Tomek: No i finał był całkiem fajny. Zwłaszcza scena rozmowy z „Bogiem” była świetna. Natomiast sezon jako całość, jak można było zauważyć w poprzednich tygodniach, był dla mnie strasznie frustrujący. Twórcy chyba sami nie wiedzieli, co chcą zrobić z tą historią. Czy trzymać się jako tako komiksu, czy też pojechać w kompletnie nowe rejony. W efekcie otrzymaliśmy postacie zupełnie odmienne od swych papierowych odpowiedników, wtłoczone w przydługi, 10-odcinkowy prolog do, jeśli wierzyć zapewnieniom Rogena i Goldberga, opowieści znanej z kart komiksu. Prawdę mówiąc, wolałbym, gdyby pojechali zupełnie po bandzie i najlepiej zabili Custera i Tulip, bo to zwykłe kupy g… a nie bohaterowie, albo wprowadzili skrojoną pod tak odmienione postacie fabułę. To mogłoby być nawet interesujące – Kaznodzieja w wersji „antybohaterskiej”. Co ciekawe, jednak większość postaci drugoplanowych wyszło naprawdę dobrze (może za wyjątkiem Emily), ze szczególnym wskazaniem na Donniego, oba anioły oraz, za sprawą ostatniego odcinka, także szeryfa Roota. No i muzyka w serialu była rewelacyjna. Mimo wszystko czekam na drugi sezon z nadzieją, ale i niepokojem. Oby był lepszy od pierwszego.
Krzysiek T.: Zgodnie z przyjętą zasadą sinusoidy, finał miał przypaść mi do gustu i tak też się stało. Właściwie od samego początku bawiłem się całkiem dobrze, zaś kulminacyjna scena rozmowy z "bogiem" wypadła nie tylko zabawnie, ale także wreszcie ustawiła ten serial na właściwe tory. Tak, jak powyżej napisał Tomek, cała seria była przedłużonym wstępem do historii właściwej i nie jestem do końca przekonany, czy był to dobry pomysł. Tulip praktycznie cały sezon snuła się bez większego celu i pomysłu, zaś różnice względem komiksu, które właściwie w ogóle mi nie przeszkadzały, miały tylko jeden poważny minus. Był nim Jesse, któremu po prostu nie szło w żaden sposób kibicować. Kreowany przez znakomitą większość sezonu na naburmuszonego dupka, nierzadko sprawiał wrażenie bycia głównym villainem niż postacią pozytywną. Generalnie nie jestem zbyt surowy dla PREACHERA, bo poziomem i tak przewyższał wszystko z Arrowverse, ale już do IZOMBIE startu żadnego nie ma.

Źródło obrazka: Comicbook.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz