niedziela, 21 sierpnia 2016

GUY GARDNER REBORN

Recenzja historii, która została opisana na łamach trzyczęściowej mini serii GUY GARDNER REBORN.


Dzisiaj przenosimy się na chwilę do odległej o ponad dwie dekady przeszłości. W roku 1992 doszło do historycznego wydarzenia, jeśli chodzi o jednego z ziemskich Zielonych Latarników., których w tamtym okresie było trzech. Tym razem sprawa dotyczy zdecydowanie najbardziej kontrowersyjnego z nich, czyli jak łatwo się domyślić – Guya Gardnera. W pamiętnym numerze GREEN LANTERN vol. 3 #25 doszło do pojedynku na pięści pomiędzy Halem Jordanem, tutaj pełni rolę tego dobrego, a Gardnerem, w wyniku której ten drugi oddał swój pierścień mocy i opuścił tym samym szeregi Korpusu Zielonych Latarni. Całość można było przeczytać także po Polsku dzięki wydawnictwu TM-Semic (GREEN LANTERN 3/94). Wielu bohaterów świata DC mocno odetchnęło po takim rozstrzygnięciu, gdyż wydawało się, że od tej pory Gardner nie będzie już takim ciężarem dla osób, z którymi przebywał. Wydaje się piękne, ale jak czas pokazał, Guy nie zamierzał tak łatwo pogodzić się z porażką.

Jeśli zastanawialiście się, jaki los spotkał Gardnera po bijatyce z Jordanem o sektor 2814, odpowiedź niesie ze sobą mini seria GUY GARDNER REBORN napisana przez Gerarda Jonesa, a zilustrowana przez znanego fanom starszych komiksów z udziałem GL, rewelacyjnego Joe Statona. Kto by wtedy pomyślał, że zarówno zielony pierścień, jak i członkostwo w Korpusie, Guy odzyska dopiero po 13 latach, czyli wraz z nastaniem ery Geoffa Johnsa, a konkretnie na łamach GREEN LANTERN: REBIRTH. Dzisiejsze realia komiksowe są takie, że jego rozbrat z mocą bazującą na sile woli trwałby zapewne maksymalnie jakiś rok czasu.

Gardner uważał się za tego jedynego, prawdziwego i zdecydowanie najlepszego spośród wszystkich Green Lanternów. Miał też duże aspiracje, aby zostać liderem Ligi Sprawiedliwości. Plany te jednak legły w gruzach, gdy został pozbawiony mocy, a następnie przyszło mu się zmierzyć z brutalną rzeczywistością. Gerard Jones pokazuje bardzo wyraźne i z odpowiednią nutą humoru, że o ile Hal Jordan cieszył się dużym szacunkiem pośród kolegów, o tyle Gardnera tolerowano jedynie dlatego, iż dysponował on pierścieniem otrzymanym od Strażników Wszechświata. Bez niego postrzegany jest jako zbędne ogniwo, jako „ten inny Zielony Latarnik ze śmieszną fryzurą”. W Lidze może liczyć jedynie na ofertę nadzorowania monitoringu, czy też side-kicka dla jednego z członków zespołu. Można zatem powiedzieć, że pierwsza część historii to dobijanie leżącego, czyli staczanie się Guya na samo dno. Towarzyszy temu sporo zabawnych momentów, ale są też i takie, gdy przez chwilę można współczuć byłemu Latarnikowi jego sytuacji.

W komiksie pojawiają się gościnnie takie postacie, jak Black Hand ze swoim gangiem, Goldface, głupiutki i naiwny niczym małe dziecko G’Nort, czy też znani z kart MILLENNIUM – New Guardians. Nie znajdując pomocy u tych ostatnich, główna postać całego dramatu decyduje się na bardzo radykalny i desperacki krok, a mianowicie sięga po broń palną. Co ciekawe na podobny ruch zdecydowali się twórcy również całkiem niedawno, jeszcze przed nastaniem New 52, gdy Guy i jego koledzy nie mogli używać swoich pierścieni. Gardner idzie jeszcze jednak dalej i w poszukiwaniu nowego źródła mocy wyrusza do uniwersum anty-materii. Aby osiągnąć cel gotowy jest do wielu poświęceń, kłamstw, oszustw, podstępu. Jak pokazuje nam ta historia, czasem konsekwentne udawanie głupka ma swoje zalety i pozwala osiągnąć zamierzony plan, mydląc przy tym oczy innym. Duet stworzony z Lobo, wyprawa na Qward, sprowadzenie zagrożenia i widmo zagłady na Oa to jedne z tych elementów scenariusza, które pozwalają świetnie bawić się podczas przedzierania się przez kolejne strony. Jest dużo interesujących pojedynków, ciekawe zwroty akcji i finał, który stanowi dopiero przedsmak tego, co czeka fanów Gardnera później.
Omawiana mini seria stanowi punkt wyjściowy dla nowej, solowej serii z udziałem tego specyficznego, byłego w tym momencie zielonego Latarnika. Tam też zobaczyć i przeczytać można, jakie konsekwencje zarówno dla członków JL, jak i mieszkańców Nowego Jorku ma fakt posiadania przez Guya pierścienia mocy, który pozbawiony jest słabości związanej z żółtym kolorem.

GUY GARDNER REBORN został wydany w prestiżowym formacie, czyli każdy z trzech zeszytów o powiększonej objętości, na śliskim papierze i w twardej oprawie z grzbietem. Jestem niezwykle zadowolony, że udało mi się nabyć całość za stosunkowo niewielką cenę, i że lektura tego komiksu dostarczyła mi aż tyle frajdy. Lekka, przyjemna, niezwykle rozrywkowa pozycja, która, mam taką nadzieję, doczeka się kiedyś publikacji w formie wydania zbiorczego. Polecam fanom komiksów spod znaku Zielonej Latarni, a zwłaszcza miłośnikom Guya Gardnera oraz Lobo. Nie jest to, i nigdy nie miało być to żadne ambitne, niosące wielkie przesłanie dzieło, ale świetny odstresowywacz z dużą ilością, mniej lub bardziej sensownej bijatyki. Patrząc na to pod tym kątem, czytelnik powinien być zadowolony.

Ocena: 5/6

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz