Recenzja historii, która została
opisana na łamach trzyczęściowej mini serii GUY GARDNER REBORN.
Dzisiaj przenosimy się na chwilę
do odległej o ponad dwie dekady przeszłości. W roku 1992 doszło do
historycznego wydarzenia, jeśli chodzi o jednego z ziemskich Zielonych
Latarników., których w tamtym okresie było trzech. Tym razem sprawa dotyczy zdecydowanie
najbardziej kontrowersyjnego z nich, czyli jak łatwo się domyślić – Guya
Gardnera. W pamiętnym numerze GREEN LANTERN vol. 3 #25 doszło do pojedynku na pięści
pomiędzy Halem Jordanem, tutaj pełni rolę tego dobrego, a Gardnerem, w wyniku
której ten drugi oddał swój pierścień mocy i opuścił tym samym szeregi Korpusu
Zielonych Latarni. Całość można było przeczytać także po Polsku dzięki
wydawnictwu TM-Semic (GREEN LANTERN 3/94). Wielu bohaterów świata DC mocno
odetchnęło po takim rozstrzygnięciu, gdyż wydawało się, że od tej pory Gardner
nie będzie już takim ciężarem dla osób, z którymi przebywał. Wydaje się piękne,
ale jak czas pokazał, Guy nie zamierzał tak łatwo pogodzić się z porażką.
Jeśli zastanawialiście się, jaki
los spotkał Gardnera po bijatyce z Jordanem o sektor 2814, odpowiedź niesie ze
sobą mini seria GUY GARDNER REBORN napisana przez Gerarda Jonesa, a
zilustrowana przez znanego fanom starszych komiksów z udziałem GL, rewelacyjnego
Joe Statona. Kto by wtedy pomyślał, że zarówno zielony pierścień, jak i
członkostwo w Korpusie, Guy odzyska dopiero po 13 latach, czyli wraz z
nastaniem ery Geoffa Johnsa, a konkretnie na łamach GREEN LANTERN: REBIRTH. Dzisiejsze
realia komiksowe są takie, że jego rozbrat z mocą bazującą na sile woli trwałby
zapewne maksymalnie jakiś rok czasu.
Gardner uważał się za tego
jedynego, prawdziwego i zdecydowanie najlepszego spośród wszystkich Green
Lanternów. Miał też duże aspiracje, aby zostać liderem Ligi Sprawiedliwości.
Plany te jednak legły w gruzach, gdy został pozbawiony mocy, a następnie
przyszło mu się zmierzyć z brutalną rzeczywistością. Gerard Jones pokazuje
bardzo wyraźne i z odpowiednią nutą humoru, że o ile Hal Jordan cieszył się
dużym szacunkiem pośród kolegów, o tyle Gardnera tolerowano jedynie dlatego, iż
dysponował on pierścieniem otrzymanym od Strażników Wszechświata. Bez niego
postrzegany jest jako zbędne ogniwo, jako „ten inny Zielony Latarnik ze
śmieszną fryzurą”. W Lidze może liczyć jedynie na ofertę nadzorowania
monitoringu, czy też side-kicka dla jednego z członków zespołu. Można zatem
powiedzieć, że pierwsza część historii to dobijanie leżącego, czyli staczanie
się Guya na samo dno. Towarzyszy temu sporo zabawnych momentów, ale są też i
takie, gdy przez chwilę można współczuć byłemu Latarnikowi jego sytuacji.
W komiksie pojawiają się
gościnnie takie postacie, jak Black Hand ze swoim gangiem, Goldface, głupiutki i
naiwny niczym małe dziecko G’Nort, czy też znani z kart MILLENNIUM – New
Guardians. Nie znajdując pomocy u tych ostatnich, główna postać całego dramatu
decyduje się na bardzo radykalny i desperacki krok, a mianowicie sięga po broń
palną. Co ciekawe na podobny ruch zdecydowali się twórcy również całkiem
niedawno, jeszcze przed nastaniem New 52, gdy Guy i jego koledzy nie mogli
używać swoich pierścieni. Gardner idzie jeszcze jednak dalej i w poszukiwaniu
nowego źródła mocy wyrusza do uniwersum anty-materii. Aby osiągnąć cel gotowy
jest do wielu poświęceń, kłamstw, oszustw, podstępu. Jak pokazuje nam ta
historia, czasem konsekwentne udawanie głupka ma swoje zalety i pozwala
osiągnąć zamierzony plan, mydląc przy tym oczy innym. Duet stworzony z Lobo,
wyprawa na Qward, sprowadzenie zagrożenia i widmo zagłady na Oa to jedne z tych
elementów scenariusza, które pozwalają świetnie bawić się podczas przedzierania
się przez kolejne strony. Jest dużo interesujących pojedynków, ciekawe zwroty
akcji i finał, który stanowi dopiero przedsmak tego, co czeka fanów Gardnera
później.
Omawiana mini seria stanowi punkt
wyjściowy dla nowej, solowej serii z udziałem tego specyficznego, byłego w tym
momencie zielonego Latarnika. Tam też zobaczyć i przeczytać można, jakie
konsekwencje zarówno dla członków JL, jak i mieszkańców Nowego Jorku ma fakt
posiadania przez Guya pierścienia mocy, który pozbawiony jest słabości
związanej z żółtym kolorem.
GUY GARDNER REBORN został wydany
w prestiżowym formacie, czyli każdy z trzech zeszytów o powiększonej objętości,
na śliskim papierze i w twardej oprawie z grzbietem. Jestem niezwykle
zadowolony, że udało mi się nabyć całość za stosunkowo niewielką cenę, i że
lektura tego komiksu dostarczyła mi aż tyle frajdy. Lekka, przyjemna, niezwykle
rozrywkowa pozycja, która, mam taką nadzieję, doczeka się kiedyś publikacji w
formie wydania zbiorczego. Polecam fanom komiksów spod znaku Zielonej Latarni,
a zwłaszcza miłośnikom Guya Gardnera oraz Lobo. Nie jest to, i nigdy nie miało
być to żadne ambitne, niosące wielkie przesłanie dzieło, ale świetny
odstresowywacz z dużą ilością, mniej lub bardziej sensownej bijatyki. Patrząc
na to pod tym kątem, czytelnik powinien być zadowolony.
Ocena: 5/6
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz