poniedziałek, 12 grudnia 2016

GOTHAM ACADEMY vol. 3: YEARBOOK

Pierwsze dwa tomy GOTHAM ACADEMY były dla mnie bardzo pozytywnym zjawiskiem. Czymś, czego od dłuższego czasu próżno szukałem w komiksach z regularnego uniwersum DC, przez co zresztą powoli, lecz konsekwentnie odwracałem się do niego plecami. Tytuł ten charakteryzował się niesamowitym klimatem i przyjemnym powiewem świeżości w bat-uniwersum. Wciągająca historia, interesujące postaci i rewelacyjne wykorzystanie znanych i lubianych postaci było czymś, co sprawiło, iż z niecierpliwością, ale i pewnym niepokojem, czekałem na YEARBOOK. I muszę się Wam do czegoś przyznać: już dawno nie czułem takiego zawodu, jak po lekturze tego komiksu.

Trzeci tom zbiorczy przygód Olive, Maps i reszty barwnej ekipy zbiera zeszyty 13-18 regularnej serii oraz annual, stanowiący wstęp do drugiej serii, która ukazuje się w ramach DC REBIRTH. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z trzema oddzielnymi historiami i warto o każdej z nich wspomnieć z osobna.

YEARBOOK otwiera jednorozdziałowy tie-in do crossoveru ROBIN WAR, równie niepotrzebny, co całe wspomniane wydarzenie. W Gotham pojawiła się cała masa nowych ”Robinów”, więc nic dziwnego, że paru z nich uczy się także na uczelni. Jedna z nich, dziewczyna o imieniu Riko łączy siły z Olive i spółką, by wspólnie rozwiązać pewien problem. Jak to często bywa w takich przypadkach, tie-in ten nie ma żadnego wpływu na główną oś eventu i stanowi tani pretekst, by podbić wyniki sprzedaży serii. Przed twórcami serii zostaje postawione niełatwe zadanie, ponieważ po dwóch tomach rozbudowanej, toczącej się własnym tempem historii, Brenden Fletcher (tym razem przez cały tom nie jest on wspomagany ani przez Becky Cloonan, ani Karla Kerschla) musi otworzyć i zamknąć cały wątek w jednym zeszycie. Nie wychodzi mu to najlepiej, przez co otrzymujemy mało angażującą i nie zapadającą w pamięci historyjkę z przewidywalnym finałem, która dodatkowo w żaden sposób nie zachęca do tego, by nadrobić resztę ROBIN WAR i sprawdzić, czy pewne sceny z tego zeszytu mają jakiś swój ciąg dalszy. W zasadzie jedynym plusem są rysunki Adama Archera, który nie stoi może na tak wysokim poziomie jak Karl Kerschl, lecz i tak na jego prace patrzy się z duża dozą satysfakcji.

Ale ok. Jakkolwiek tego nie znoszę, tak zdaję sobie sprawę z tego, iż tie-iny do eventów rządzą się swoimi prawami. Dlatego też po tym średnim otwarciu tomu liczyłem na to, że główna historia okaże się znacznie ciekawsza. Być może byłoby lepiej, gdybym wcześniej przeczytał jakieś newsy dotyczące tego story-arcu, ponieważ zupełnie nie byłem przygotowany na to, co wpadło mi w ręce. Otóż Maps dostaje zadanie – ma dokończyć rocznik, który rozpoczęła robić Olive. Wraz ze swoimi przyjaciółmi postanawia zapisać tam wszystkie niezwykłe wydarzenia, jakich byli świadkami pod czas swojej nauki. W ten oto sposób dostajemy coś na kształt antologii, ponieważ poszczególne opowiastki pisane i rysowane są przez gościnnych twórców, zaś Fletcher i rysownik Adam Archer odpowiadają jedynie za sceny, które są łącznikami/pretekstami do kolejnych krótkich form. Dla mnie – ponownie zawód. Dlaczego?

Tym, co według mnie stanowiło największą siłę obu poprzednich odsłon GOTHAM ACADEMY, była właśnie jednolita, powoli rozwijająca się, ale przy tym niesamowicie wciągająca i intrygująca fabuła. Komiks angażował czytelnika, zmuszał go do skupienia, a mimo to i tak potrafił zaskoczyć niebanalnymi rozwiązaniami, chociażby pod kątem nietypowego wykorzystania ikonicznych przeciwników i symboliki typowej dla Batmana. Podobała mi się także nić tajemnicy, jaką spowita jest przeszłość Olive Silverlock, a także to, jak naturalnie i sympatycznie budowane były relacje między poszczególnymi bohaterami. Co więcej, uczelnia w Gotham dotąd była przedstawiana jako miejsce magiczne i pełne tajemnic, ale zarazem w miarę bezpieczne dla uczniów, gdzie niebezpieczeństwa pojawiają się z rzadka i wymagają dużego zainteresowania ciekawskich uczniów. Przez to wszystko nie bez przyczyny kojarzyło mi się ono nieustannie z Hogwartem, przynajmniej z tym z pierwszych tomów ”Harry’ego Pottera”. Tego wszystkiego w YEARBOOK nie ma. Mnogość występów gościnnych twórców i opowiadane przez nich historię sprawiają, że można odnieść wrażenie, iż podstawowym zajęciem uczniów na przerwach między zajęciami jest walka z równego typu zagrożeniami. YEARBOOK w żaden sposób nie rozwija ani głównej osi fabuły, ani poszczególnych bohaterów, zaś mnogość czasem bardzo różnych od siebie interpretacji obsady komiksu sprawia, że trudno dać wiarę, iż tom ten w ogóle znajduje się w kontinuum. Ten fragment trzeciego tomu GOTHAM ACADEMY totalnie nie angażuje czytelnika nawet w ułamku tak, jak oba poprzednie. Jest pozbawiony charakterystycznego klimatu, który co prawda Fletcher próbuje zachować między poszczególnymi opowieściami przy pomocy wątku Robina (tym razem już w wykonaniu Damiana Wayne’a), lecz to także wychodzi w najlepszym przypadku średnio.

Gościnnym twórcom oddać trzeba na pewno to, że niejednokrotnie zaskoczyli oni swoimi pomysłami, czasem bardzo niekonwencjonalnymi. Także graficznie jest bardzo różnorodnie, lecz w większości przypadków bardzo przyjemnie. Swój udział zaliczyło kilku naprawdę znanych grafików, lecz i ci mniej rozpoznawalni dobrze sobie radzili. YEARBOOK graficznie stoi na dość wysokim poziomie. Ale jednocześnie zabrakło mi tu konsekwencji. Rozstrzał w grupach docelowych poszczególnych historyjek jest zauważalnie ogromny, przez co niektóre skierowane są wprost do najmłodszych (np. ta autorstwa Katie Cook czy ”Drivers Ed”), zaś inne wydają się być nieco zbyt dojrzałe w stosunku do tego, co dotychczas prezentowało GOTHAM ACADEMY (historie ”Serpents and secrets” czy ”This one’s for you”). Praktycznie cała lekturę YEARBOOK miałem wrażenie, jakoby DC z jakiegoś powodu musiało wydać te numery i zdecydowało się na publikację średnio wyważoną.

Tom kończy wspomniany na początku annual, który jest jedynym jego elementem, żywo przypominającym swoim poziomem poprzednie dwie odsłony serii. Być może stało się tak za sprawą powrotu Becky Cloonan do roli współscenarzystki, albo dzięki większej ilości miejsca, jaki dostali twórcy na przedstawienie historii (annual liczy 36 stron). W każdym razie lektura tego fragmentu YEARBOOK przyniosła mi najwięcej satysfakcji. Olive i reszta znów byli sobą, powrócił na moment charakterystyczny klimat cyklu, a na koniec żałowało się, że historia tak szybko dobiegła końca. Ten zacny finał tomu dał solidne podstawy sądzić, że po ”odrodzeniu” GOTHAM ACADEMY: SECOND SEMESTER trzyma poziom i zachęcił mnie do tego, bym wypatrywał zapowiedzi kolejnego wydania zbiorczego. Mały tylko minus stawiam przy rysownikach, których w annualu było czterech i o ile z osobna każdy z nich dawał radę, tak ich wysiłki niestety momentami mocno ze sobą nie współgrały.

Napiszę to szczerze i pewnie wiele osób ze mną się nie zgodzi, ale moim zdaniem GOTHAM ACADEMY vol. 3: YEARBOOK mógłby w ogóle nie powstać i całość historii by na tym zupełnie nie ucierpiała. Wszak ani ona, ani poszczególne postacie praktycznie nie są tu rozwijane, a w zamian otrzymujemy popisy gościnnych twórców – momentami lepsze, czasem gorsze, ale w większości zupełnie zbędne. Nie mam pojęcia, dlaczego zdecydowano się ciągnąć tę serię w takiej właśnie formie, ponieważ wydaje mi się to tylko stratą czasu i papieru. Jeśli chcecie być na bieżąco i śledzić wydarzenia, które faktycznie mają jakieś znaczenie, wystarczy Wam kupno samego annuala i do tego właśnie Was zachęcam. Oszczędzicie dzięki temu jedenaście dolarów. YEARBOOK zaś, skoro już musiał powstać, mógł być chociaż osobną miniserią, jak uczyniono to w przypadku crossovera z Lumberjanes.

3/6 

GOTHAM ACADEMY vol. 3: YEARBOOK do kupienia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz