Dla polskich fanów Wonder Woman,
listopad był, jakby nie patrzeć, najlepszym miesiącem w historii. Nad Wisłą
ukazały się wtedy aż dwa komiksy, w których tytułową bohaterką była właśnie
wojownicza Amazonka. Niby drobiazg, ale przy tym kolejny krok do popularyzacji
tejże postaci w naszym kraju.
Najwyższa pora, aby najważniejsza
superheroina ze wszystkich, jakie kiedykolwiek powstały, otrzymała należną jej
uwagę. Najpierw, na samym początku listopada, do kiosków trafił szósty tom
Wielkiej Kolekcji Komiksów DC (czyli Krąg),
a tydzień później swoją premierę miał również szósty tom, tyle że cenionej
serii z New 52. Kości, bo tak został
zatytułowany, jest pozycją szczególnie interesującą - zamyka bowiem pamiętny,
trwający trzydzieści pięć numerów run Briana Azzarello i Cliffa Chianga.
Co takiego zrobił ten duet, czym
zaskarbił sobie przychylność fanów i krytyków na całym świecie? Przede
wszystkim scenarzysta niejako odciął Wonder Woman od reszty uniwersum. Ulokował
ją na pewnego rodzaju uboczu, dzięki czemu mógł do woli kreować środowisko, w
którym miejsce miała akcja nowych przygód Diany. Znalazł dla niej zakątek,
gdzie mocniej skupił się na jej mitologicznym pochodzeniu i powiązaniach z panteonem.
Zniknęła superbohaterska otoczka,
a w zamian otrzymaliśmy złożoną, rodzinną sagą z udziałem greckich bogów. Azzarello
przedstawił czytelnikom niebanalną, autorską wizję tamtejszego Olimpu. Czyli w
jego wydaniu miejsca pozornie pięknego, ale tak naprawdę odpychającego, przeżartego
kłamstwem i okrucieństwem. Pełnego fałszu, zdrad i spisków. Scenarzyście wypada
złożyć gratulacje już choćby za samą odwagę i kreatywność.
Nie ma jednak sensu, żebym
szerzej kreślił kontekst i opowiadał o tym, co działo się w poprzednich tomach.
Ktoś, kto czyta recenzję części szóstej prawdopodobnie ma już jakieś pojęcie na
temat tej serii. Kości, jak na wielki
finał przystało, są niezwykle efektowne, podniosłe i obfitują w akcję. A jako,
że zakończenie to nie moment na eksperymenty, to nie znajdziemy tu zbyt wiele
elementów, które mogłyby zachęcić nowych czytelników. Jeśli zatem wcześniejsze
wydania zbiorcze nie przypadły komuś do gustu, to Kości zapewne także nie zdołają go przekonać.
Dla tych natomiast, którzy jak
dotąd z wypiekami na twarzy śledzili tę historię, ostatnie spotkanie z WONDER
WOMAN od Azzarello powinno być satysfakcjonujące. Z tym, że tak jak w przypadku
recenzowanego przeze mnie parę miesięcy temu Ciała, ponownie nie jest to komiks bez skazy. Natłok postaci
sprawia, że do poszczególnych jednostek ciężko się przywiązać, a i kilka rozwiązań fabularnych budzi
pewne wątpliwości.
Zanim przejdę do wypunktowania tych
niedociągnięć, wypełnię podstawowy obowiązek recenzenta i poinformuję w jakim
momencie rozpoczyna się historia. Apollo został obalony przez łaknącego krwi i
władzy Pierworodnego. Najstarszy syn Zeusa i Hery zdobywa Olimp i tworzy z
niego miejsce żywcem wyrwane z najgorszych koszmarów. Jego królestwo ocieka teraz krwią i
dostosowuje się wyglądem do obrzydliwego charakteru uzurpatora. Diana wraz z
Zolą, Zeke’iem i resztą bohaterów szukają więc schronienia na Temiskirze, gdzie
próbują odzyskać zaufanie Amazonek, a następnie, już z nimi u boku, wyzwolić
Olimp. Nadchodzi dzień, kiedy trzeba podjąć pewne decyzje. Kiedy trzeba jasno
określić się, po której jest się stronie i o co chce się walczyć.
Azzarello udało się poprowadzić
swój mit na tyle umiejętnie, że na tym etapie rzeczywiście czuć napięcie przed
ostatecznym starciem z siłami zła. Wonder Woman i spółka są w pełni świadomi
tego, że już niedługo albo osiągną swój cel i na nowo nastąpi pokój albo nie
podołają zadaniu, a wtedy czeka ich najprawdziwsza gehenna. Czytelnik także
zdaje sobie sprawę z wagi tej historii. To ewidentnie nie jest komiks, w którym
konflikt wydaje się błahy i rozbuchany.
Świetnie spisali się rysownicy.
Okazało się, że nawet w szóstym tomie potrafią zaoferować w swoich pracach coś
nowego. Goran Sudzuka oraz Cliff Chiang postarali się o to, żeby kolejne,
wprowadzane dopiero teraz designy postaci oraz lokacji wypadły świeżo i
intrygująco. Zilustrowany przez nich Olimp prezentuje się iście ohydnie i
przerażająco.
To, co z kolei nie zagrało to
sposób w jaki Azzarello wykorzystał w finale niektóre postacie. Orion czy też
Milan pojawili się wówczas dosłownie na kilku kadrach, wyłącznie po to, żeby w
danej sytuacji rozwiązać jakiś problem. Kiedy potrzeba było zdolności tego
drugiego, ten wyłaniał się nagle znikąd, robił, co do niego należy, po czym
przestawał mieć znaczenie i na tym kończyła się cała jego rola w tym tomie.
Scenarzysta mógł być w tej kwestii odrobinę bardziej subtelny. Na przestrzeni
swojego runu sam ochoczo wprowadzał do historii multum bohaterów i pod koniec
troszkę go to zgubiło. Niewielu z nich doczekało się właściwego zwieńczenia ich
wątków.
Azzarello nie uniknął też
sztampy, szczególnie odczuwalnej w związku z postacią Hery. Z kompletnie
niezrozumiałego powodu zdecydował się na chwilę wymazać cały jej dotychczasowy
rozwój. Parę stron dalej zrezygnował z tego pomysłu, Hera przeszła kolejną
metamorfozę i ponownie zaczęła zachowywać się zgodnie z jej aktualnym
charakterem. Można oczywiście próbować tłumaczyć to tym, że odzyskanie boskich
mocy przypomniało Herze o starych nawykach, a ta jedna, konkretna scena miała
zaprezentować ją jako niestabilną, niejednoznaczną bohaterkę. Taka argumentacja
ma naturalnie jakiś sens, ale samo to, że scenarzysta zastosował ten motyw tak
nagle, a potem równie prędko się z niego wycofał, czyni go zupełnie zbędnym i
niewyszukanym. W ogólnym rozrachunku raptowna zmiana osobowości Hery służyła jedynie
nachalnemu podkręceniu dramaturgii.
Zabrakło również pewnego epilogu.
Zakończenie, choć jak już wspomniałem satysfakcjonujące, wybrzmiałoby jeszcze
lepiej, gdybyśmy zobaczyli jakiekolwiek skutki wojny z Pierworodnym. Gdybyśmy
dowiedzieli się jak wygląda teraz nowy status quo. Tej wielowątkowej, złożonej opowieści
przydałaby się chwilka oddechu po tym efektownym, naładowanym akcją finale. Tutaj
fabuła urywa się zaraz po zwycięstwie jednej ze stron.
Pomimo tych kilku wymienionych
przeze mnie wad, WONDER WOMAN od Azzarello pozostaje tytułem zasługującym na
pochwały. Głównie dlatego, że znacznie wyróżnia się na tle pozostałych komiksów
DC, jakie wydawane są obecnie w Polsce. Stanowi niepodważalny dowód na to, że można
podejść do tematu superhero z kompletnie innej strony i zrobić to z udanym
skutkiem. 4,5/6
Dziękujemy
wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komiks do nabycia w
sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz