poniedziałek, 5 grudnia 2016

WONDER WOMAN TOM 6: KOŚCI

Dla polskich fanów Wonder Woman, listopad był, jakby nie patrzeć, najlepszym miesiącem w historii. Nad Wisłą ukazały się wtedy aż dwa komiksy, w których tytułową bohaterką była właśnie wojownicza Amazonka. Niby drobiazg, ale przy tym kolejny krok do popularyzacji tejże postaci w naszym kraju.


Najwyższa pora, aby najważniejsza superheroina ze wszystkich, jakie kiedykolwiek powstały, otrzymała należną jej uwagę. Najpierw, na samym początku listopada, do kiosków trafił szósty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC (czyli Krąg), a tydzień później swoją premierę miał również szósty tom, tyle że cenionej serii z New 52. Kości, bo tak został zatytułowany, jest pozycją szczególnie interesującą - zamyka bowiem pamiętny, trwający trzydzieści pięć numerów run Briana Azzarello i Cliffa Chianga. 

Co takiego zrobił ten duet, czym zaskarbił sobie przychylność fanów i krytyków na całym świecie? Przede wszystkim scenarzysta niejako odciął Wonder Woman od reszty uniwersum. Ulokował ją na pewnego rodzaju uboczu, dzięki czemu mógł do woli kreować środowisko, w którym miejsce miała akcja nowych przygód Diany. Znalazł dla niej zakątek, gdzie mocniej skupił się na jej mitologicznym pochodzeniu i powiązaniach z panteonem.

Zniknęła superbohaterska otoczka, a w zamian otrzymaliśmy złożoną, rodzinną sagą z udziałem greckich bogów. Azzarello przedstawił czytelnikom niebanalną, autorską wizję tamtejszego Olimpu. Czyli w jego wydaniu miejsca pozornie pięknego, ale tak naprawdę odpychającego, przeżartego kłamstwem i okrucieństwem. Pełnego fałszu, zdrad i spisków. Scenarzyście wypada złożyć gratulacje już choćby za samą odwagę i kreatywność.

Nie ma jednak sensu, żebym szerzej kreślił kontekst i opowiadał o tym, co działo się w poprzednich tomach. Ktoś, kto czyta recenzję części szóstej prawdopodobnie ma już jakieś pojęcie na temat tej serii. Kości, jak na wielki finał przystało, są niezwykle efektowne, podniosłe i obfitują w akcję. A jako, że zakończenie to nie moment na eksperymenty, to nie znajdziemy tu zbyt wiele elementów, które mogłyby zachęcić nowych czytelników. Jeśli zatem wcześniejsze wydania zbiorcze nie przypadły komuś do gustu, to Kości zapewne także nie zdołają go przekonać.

Dla tych natomiast, którzy jak dotąd z wypiekami na twarzy śledzili tę historię, ostatnie spotkanie z WONDER WOMAN od Azzarello powinno być satysfakcjonujące. Z tym, że tak jak w przypadku recenzowanego przeze mnie parę miesięcy temu Ciała, ponownie nie jest to komiks bez skazy. Natłok postaci sprawia, że do poszczególnych jednostek ciężko się przywiązać, a i kilka rozwiązań fabularnych budzi pewne wątpliwości.

Zanim przejdę do wypunktowania tych niedociągnięć, wypełnię podstawowy obowiązek recenzenta i poinformuję w jakim momencie rozpoczyna się historia. Apollo został obalony przez łaknącego krwi i władzy Pierworodnego. Najstarszy syn Zeusa i Hery zdobywa Olimp i tworzy z niego miejsce żywcem wyrwane z najgorszych koszmarów. Jego królestwo ocieka teraz krwią i dostosowuje się wyglądem do obrzydliwego charakteru uzurpatora. Diana wraz z Zolą, Zeke’iem i resztą bohaterów szukają więc schronienia na Temiskirze, gdzie próbują odzyskać zaufanie Amazonek, a następnie, już z nimi u boku, wyzwolić Olimp. Nadchodzi dzień, kiedy trzeba podjąć pewne decyzje. Kiedy trzeba jasno określić się, po której jest się stronie i o co chce się walczyć.

Azzarello udało się poprowadzić swój mit na tyle umiejętnie, że na tym etapie rzeczywiście czuć napięcie przed ostatecznym starciem z siłami zła. Wonder Woman i spółka są w pełni świadomi tego, że już niedługo albo osiągną swój cel i na nowo nastąpi pokój albo nie podołają zadaniu, a wtedy czeka ich najprawdziwsza gehenna. Czytelnik także zdaje sobie sprawę z wagi tej historii. To ewidentnie nie jest komiks, w którym konflikt wydaje się błahy i rozbuchany.

Świetnie spisali się rysownicy. Okazało się, że nawet w szóstym tomie potrafią zaoferować w swoich pracach coś nowego. Goran Sudzuka oraz Cliff Chiang postarali się o to, żeby kolejne, wprowadzane dopiero teraz designy postaci oraz lokacji wypadły świeżo i intrygująco. Zilustrowany przez nich Olimp prezentuje się iście ohydnie i przerażająco.

To, co z kolei nie zagrało to sposób w jaki Azzarello wykorzystał w finale niektóre postacie. Orion czy też Milan pojawili się wówczas dosłownie na kilku kadrach, wyłącznie po to, żeby w danej sytuacji rozwiązać jakiś problem. Kiedy potrzeba było zdolności tego drugiego, ten wyłaniał się nagle znikąd, robił, co do niego należy, po czym przestawał mieć znaczenie i na tym kończyła się cała jego rola w tym tomie. Scenarzysta mógł być w tej kwestii odrobinę bardziej subtelny. Na przestrzeni swojego runu sam ochoczo wprowadzał do historii multum bohaterów i pod koniec troszkę go to zgubiło. Niewielu z nich doczekało się właściwego zwieńczenia ich wątków.

Azzarello nie uniknął też sztampy, szczególnie odczuwalnej w związku z postacią Hery. Z kompletnie niezrozumiałego powodu zdecydował się na chwilę wymazać cały jej dotychczasowy rozwój. Parę stron dalej zrezygnował z tego pomysłu, Hera przeszła kolejną metamorfozę i ponownie zaczęła zachowywać się zgodnie z jej aktualnym charakterem. Można oczywiście próbować tłumaczyć to tym, że odzyskanie boskich mocy przypomniało Herze o starych nawykach, a ta jedna, konkretna scena miała zaprezentować ją jako niestabilną, niejednoznaczną bohaterkę. Taka argumentacja ma naturalnie jakiś sens, ale samo to, że scenarzysta zastosował ten motyw tak nagle, a potem równie prędko się z niego wycofał, czyni go zupełnie zbędnym i niewyszukanym. W ogólnym rozrachunku raptowna zmiana osobowości Hery służyła jedynie nachalnemu podkręceniu dramaturgii.

Zabrakło również pewnego epilogu. Zakończenie, choć jak już wspomniałem satysfakcjonujące, wybrzmiałoby jeszcze lepiej, gdybyśmy zobaczyli jakiekolwiek skutki wojny z Pierworodnym. Gdybyśmy dowiedzieli się jak wygląda teraz nowy status quo. Tej wielowątkowej, złożonej opowieści przydałaby się chwilka oddechu po tym efektownym, naładowanym akcją finale. Tutaj fabuła urywa się zaraz po zwycięstwie jednej ze stron.

Pomimo tych kilku wymienionych przeze mnie wad, WONDER WOMAN od Azzarello pozostaje tytułem zasługującym na pochwały. Głównie dlatego, że znacznie wyróżnia się na tle pozostałych komiksów DC, jakie wydawane są obecnie w Polsce. Stanowi niepodważalny dowód na to, że można podejść do tematu superhero z kompletnie innej strony i zrobić to z udanym skutkiem. 4,5/6

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz