niedziela, 7 sierpnia 2016

LEGION SAMOBÓJCÓW - recenzje (bez spoilerów)

W rozwinięciu posta znajdziecie dwie recenzje. Premierową od Krzyśka oraz drugą, krótszą, autorstwa Damiana, udostępnioną jeszcze w piątek na naszym profilu na Facebooku.
CZŁOWIEK ZE STALI był nie tylko pierwszym filmem kinowego uniwersum DC, ale także pod pewnym względem produkcją szczególną dla mnie. Nauczyła mnie ona bowiem, że nigdy, przenigdy, nie powinno pisać się recenzji filmu dwie godziny po wyjściu z kina. Na świeżo bowiem, bardzo często zdarza się, że coś umyka, a inne rzeczy nieodpowiednio się interpretuje. Dlatego też, chociaż LEGION SAMOBÓJCÓW obejrzałem w piątkowe przedpołudnie, z napisaniem tego tekstu wstrzymywałem się do dziś.

Odwołałem się już do pierwszego filmu z kinowego DCU, zrobię to samo z drugim. Chcę tu zaznaczyć podejście, z jakim szedłem do kina. Po ŚWICIE SPRAWIEDLIWOŚCI nie oczekiwałem za wiele i pewnie stąd nie klasyfikuje tego filmu jako ogromnego zawodu. Trailery jasno pokazywały, że nie będzie on dobry, taki też nie był, ale ponieważ na nic spektakularnego się nie nastawiałem, mojej końcowej oceny w recenzji nie zaniżał gigantyczny zawód. Z LEGIONEM było inaczej – bardzo udana kampania promocyjna i świetne trailery powodowały, że czekałem na ten film jak głupi i mojego entuzjazmu nie psuły nawet kolejne negatywne recenzje na słynnym pomidorowym serwisie. Niech za dowód świadczy fakt, że do kina poszedłem na pierwszy możliwy seans, który nie oznaczałby wzięcia urlopu na żądanie w pracy, a w efekcie oznaczało to spanie cztery godziny po powrocie z nocnej zmiany.

Sam film otworzony został bardzo nietypowo i z tego, co widzę w Internecie, sekwencje te podzieliły widzów. Iście teledyskowe wprowadzenie poszczególnych bohaterów mnie akurat częściowo tylko przypadło do gustu. Z jednej strony fajnie, że darowano sobie dłuższe originy kolejnych bohaterów i scharakteryzowano je szybko, ale za to konkretnie. Z drugiej zaś wszystko musimy przyjąć na klatę na słowo honoru. Zabrakło mi uzasadnienia, dlaczego akurat te postacie nadają się do tytułowego LEGIONU, przez co całość wygląda trochę jakby ”ich bierzemy, bo tylko ich mamy”. Jednakże już początek filmu pokazywał to, czego spodziewałem się już od pierwszego traileru. Viola Davis jako Amanda Waller to castingowy strzał w dziesiątkę. Co prawda postać ta na ekranie dotychczas nie miała szczęścia do dobrych aktorek i konkurencja była żadna, to jednak od Davis biła charyzma podobna do tej, którą postać Waller cieszyła się w komiksach. Przynajmniej tych sprzed New52. Zaś jedna z scen w środkowym akcie filmu pokazała, że twórcy nie zapomnieli o mrocznej i bezwzględnej stronie tej bohaterki.

Tyle tylko, że LEGION SAMOBÓJCÓW cierpi na przypadłość większości filmów komiksowych ostatnich lat. Nawet jeżeli mamy tutaj dobre kreacje aktorskie (a mamy, zaraz do tego wrócę), wszystko sypie się przez prostą, a mimo to dziurawą jak sito i naciąganą fabułę. W tym momencie pewnie większość z Was się ze mną nie zgodzi, ale uważam iż fabularna mielizna położyła w tym roku piąty komiksowy film. Przypomnę jednocześnie, że było ich pięć. LEGION charakteryzował się tym, że do samego końca nie bardzo wiedzieliśmy, co będzie główną osią fabuły i dopiero teraz sądzę, że być może nie ujawniano tej informacji, ponieważ obawiano się drwin. Kolejny raz otrzymaliśmy słabego i nieciekawego villaina, którego motywacje i cele są totalnie oklepane, zagrożenie z jego strony trudno uznać za naprawdę duże, a pokonanie go okazało się zbyt proste w stosunku do tego, jak go kreowano. W historię trudno się mocniej zaangażować i dla mnie był to kolejny już film, w trakcie którego tęskniłem do zaangażowania i emocji, jakie czułem podczas oglądania ”Zimowego Żołnierza”.

Scenariusz szczególnie nie zachwycił, z reżyserią jest zresztą podobnie. Niestety. Po niekonwencjonalnym i w mojej ocenie całkiem fajnym, chociaż niedoskonałym początku, można było spodziewać się czegoś więcej. Tymczasem LEGION SAMOBÓJCÓW koniec końców nie tylko popada w przeciętność, ale dodatkowo raz za razem powtarza błędy BATMAN V SUPERMAN. Kilkukrotnie podczas filmu miałem wrażenie, że dana scena jest wyraźnie pocięta i komuś przypadkowo usunęło się za dużo. Widać to chociażby po części postaci. Deadshot, Harley Quinn czy El Diablo otrzymali na tyle dużo czasu antenowego, by widz mógł czegoś się o nich dowiedzieć i zapałać (lub też nie) do nich sympatią. Killer Croc czy Enchantress pochwalić tym osiągnięciem się już nie mogą, zaś chyba najmocniej ukłuło mnie w oczy to, co zrobiono z Kataną. Pojawia się niesygnalizowana, po drodze gdzieś tam półgębkiem dowiadujemy się o niej podstawowych informacji, zaś cały film ma się wrażenie, że jest ona tam po prostu niepotrzebna i jej brak zupełnie nie zmieniłby obrazu filmu. Także sceny walk niczym nie zachwycały. Kamera skakała, szybkie oraz liczne cięcia burzyły perspektywę i tylko cieszyć się można, że tak naprawdę tych bijatyk nie było za wiele.

Tak narzekam i narzekam, a tymczasem z kina wcale nie wyszedłem zmasakrowany. LEGION SAMOBÓJCÓW bowiem wybronił się w moich oczach, a 90% zasługi przypisać trzeba świetnie dobranym aktorom. Will Smith w roli <omójbożecholernapoprawnośćpolitycznaczarnygrabiałego> Deadshota nie zawiódł i pokazał, że aktorsko wciąż stoi na bardzo wysokim poziomie. Podobało mi się ”zmiękczenie”, poprzez położenie mocnego nacisku na jego uczucia wobec córki i pokazanie go bardziej jako antybohatera niż czystego złoczyńcę, ponieważ obawiałem się, że Floyd Lawton w wizji Davida Ayera skręci mocniej w kierunku Deathstroke’a. Faktycznie, tych łzawych fragmentów mogło być nieco mniej, lecz Smith zagrał tak, że całkowicie kupiłem zarówno tę postać, jak i otoczkę wokół niej. Aktor ten najmocniej podkręcał dynamikę w grupie, zaś jego przekomarzania z Diablo, Harley czy Flagiem stanowiły lepsze momenty filmu. Duży plus także dla Jaya Hernandeza oraz Jai Courtney’a, bo o ich postacie obawiałem się najbardziej. Zwłaszcza interpretacja postaci granej przez tego pierwszego zaskoczyła mnie na plus, nawet pomimo mocno utartej ścieżki rozwoju, jaką w trakcie filmu przechodzi El Diablo. Joel Kinnaman jako Rick Flag bez rewelacji, ale i nie mogę napisać o castingowej porażce. Był w porządku, niczym nie raził, ale też daleki jestem od zachwytów. No i jest jeszcze Margot Robbie...

Teraz pewnie wyjdzie ze mnie typowy fanboy, ale postać, którą grała ta aktorka, to dla mnie nie była żadna Harley Quinn. Serce się krajało, gdy okazało się, iż migawki z trailerów potwierdziły się i postać ta została sprowadzona do parteru. Komiksowa Harley to skomplikowana, niebanalna postać, której relacja z Jokerem stanowiła o tym, iż jest to jeden z najciekawszych duetów w historii komiksów DC. Tutaj tego po prostu nie ma, a Quinn została przedstawiona jako szalona i niebezpieczna, owszem, ale zarazem okropnie przeseksualizowana zabawka, ślepo zapatrzona w Jokera. Paradoksem tej postaci jest jednak to, że chociaż bardzo ciężko przychodzi mi nazywać ją Harley Quinn, to jednak Margot Robbie nie tylko doskonale odnalazła się w swojej roli, ale także stanowi drugi, obok Willa Smitha, najjaśniejszy punkt LEGIONU. Czasem zabawna, czasem irytująca, momentami niebywale niebezpieczna i przede wszystkim bardzo wiarygodna w tym, jak została przedstawiona. Nie pamiętam drugiej postaci z filmu, która pozostawiła mnie tak rozdartym. Bo z jednej strony z chęcią zobaczyłbym solowy film Harley, o jakim swego czasu się plotkowało, lecz jednocześnie pewnie serce nadal by mi pękało za każdym razem, gdy padałoby imię tej postaci w kontekście tak przedstawionej bohaterki.

Wypada także wspomnieć parę słów o Jokerze. Ten, zgodnie z zapowiedziami, nie ma szczególnie wielkiej roli i jego czas antenowy zamyka się w około kwadransie. Ten czas nie pozwala na jakieś szczególnie mocne interpretowanie kreacji Jareda Leto. Jego Joker jest oczywiście szalony i w pewien sposób bardzo charyzmatyczny, ale w niczym nie przypomina ani tego granego przez Heatha Ledgera, ani także w wykonaniu Jacka Nicholsona. I to właściwie wszystko, co można na jego temat napisać.

Kolejny plus należy przyznać filmowi za liczne i doskonale widoczne smaczki dla fanów komiksów, które jednocześnie nie przysłaniają odbioru całości filmu. Obyło się więc bez takich scen jak chociażby słynny sen w śnie Batmana ze ŚWITU SPRAWIEDLIWOŚCI. Miałem naprawdę dużą satysfakcję z każdego wyłapanego easter egga, a dodam, że było ich całkiem sporo. Być może nawet jakieś mi umknęły.

Gdy byłem jeszcze kinie, dosłownie minutę po zakończeniu filmu, na DCManiakowym koncie na Instagramie napisałem, że oceniam film na 7/10. Dziś zdanie swoje podtrzymuję, lecz nie bierzcie oceny tej zbyt dosłownie. Nie jestem profesjonalnym krytykiem, nigdy nie będę, pewnie na wiele rzeczy nie zwróciłem uwagę. Powyższa wartość to stopień mojego zadowolenia z obejrzenia filmu i chociaż wydaje się to dość wysoka ocena, to jednak podobną ocenę dałbym także trzeciemu ”Kapitanowi Ameryce” czy ”X-Men: Apokalipsa”, a oba te filmy także są bardzo daleko od ideałów. Pomimo licznych minusów było po prostu ok, bez rewelacji, ale i bez załamywania rąk i strzelania facepalmów, jak przy niektórych scenach BATMAN V SUPERMAN czy ”Deadpoola”. Dla kinowego uniwersum DC to zdecydowany krok naprzód w kierunku naprawdę dobrych filmów, lecz to i tak nadal długa droga zarówno przed filmowcami, jak i przed nami – fanami.

Krzysiek
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trzy postacie posiadły ten film. Viola Davis jako Amanda Waller to twarda kobieta, która ma jaja większe niż wszystkie postacie razem wzięte. Zdecydowanie chcę jej w kolejnych filmach. Chcę, by pojedynkowała się z Batmanem na spojrzenia i zastraszyła Luthora tak, by wypił słoik własnych sików ;)

Pozostała dwójka gwiazd LEGIONU SAMOBÓJCÓW to Margot Robbie/Harley Quinn i Will Smith/Deadshot. Niektórym może przeszkadzać porno-popowy wizerunek Harley, ale do diabła, Robbie nie zagrała tej postaci, ona była tą postacią. Inny strój tego nie zmieniłby tego faktu. Bałem się, że film będzie przeładowany jej wizerunkiem, na szczęście reżyserowi udało się tego uniknąć.

Smith zagrał najbardziej złożonego anty-bohatera i wywiązał się z tego śpiewająco. Mam nadzieję, że wersja rozszerzona filmu będzie miała jeszcze więcej scen z jego udziałem. Przyznam, że nie czytałem recenzji filmu, by nie wpłynęło to na moją opinię. Wierzę jednak, że do Deadshota mało który recenzent mógł się przyczepić.

El Diablo ma momenty. Killer Croc robi miny i w sumie to tyle. Katana i Rick Flagg wypadli... ok. Trochę więcej zajęć z grania by nie zawadziło. Mimo że nie miał dużej roli, to Jai Courtney jako Captain Boomerang naprawdę dał radę i był zabawny. Prawie, jakby umiał grać! Postać Enchantress po prostu nie działa i największą bolączką filmu jest istotność wiedźmy dla ogółu fabuły. Gorzej jest tylko z jej alter-ego. June Moone jest do bólu nijaka i ma charyzmę na poziomie ujemnym.

Jak już jestem przy nijakości, to niezaspoilerowany w trailerach (!) złoczyńca, cierpi na typowy syndrom filmów superhero. Krótko mówiąc: jest słaby, a jego pokonanie sztampowe. Nie jest tragedią na skalę Luthora z BvS, ale zabrakło polotu. Lepiej sprawdziłby się ktoś o mniejszej skali.

Dużo było Jokera w kampanii marketingowej, znacznie więcej, niż faktycznie jest obecny na ekranie. Jared Leto zagrał przerysowanego Błazeńskiego Księcia Zbrodni. Szokuje wyglądem, ale nie aktorską kreacją. Z Jokerem Heatha Ledgera nie ma nawet co porównywać. Bardziej kompleksowego Pana J zagrał też Jack Nicholson. Leto mówił, że konsultował się ze scenarzystą komiksowym Grantem Morrisonem. Gdyby w kolejnych występach użyto - wymyślonej przez Morrisona - zmiennej osobowości szalonego klauna, to dałoby to Leto wielką szansę zabawy postacią. Jak na razie, ten Joker był bardziej udawaczem niż ikonicznym złoczyńcą.

Montażowi sporo brakuje do ideału, ale przynajmniej nie sprawia wrażenia zrobionego przez dziecko z ADHD. DC się uczy, powoli. Przedstawienie postaci mogłoby być zrobione lepiej, jednakże wolę taki - bardziej komiksowy - sposób niż pliki na komputerze lub sny w snach :P

LEGION SAMOBÓJCÓW miał potencjał na bycie lepszym filmem, niż w rzeczywistości jest. David Ayer nie był w stanie go w pełni wykorzystać, co widać zwłaszcza w trzecim akcie, gdy fabuła gubi większość sensu. Według mnie, dostateczna ilość elementów zagrała (btw ścieżka dźwiękowa na plus), by fani DC nie hejtowali reżysera w mediach społecznościowych. Ja na filmie bawiłem się dobrze, choć nie tak, jak na tegorocznych filmach konkurencji - "Wojnie bohaterów" czy "Deadpoolu". Czy chcę sequelu? Tak.

Ocena: 6/10

Damian

6 komentarzy:

  1. Mi w filmie nie podobało się przede wszystkim zmarnowanie potencjału Killer Croca i wybór Willa Smitha do roli Deadshota. Był tak ckliwy i cukierkowy (o kolorze skry nie wspominając), że prawie odebrał tej postaci wszystko co było w niej fajne w komiksach. Ten aktor od wielu lat umie robić tylko zbolałe psie miny albo rzucać dowcipasami z lamusa. Reszta w mniejszym lub większym stopniu dała radę, ale i tak Batman Vs Superman był filmem zdecydowanie ciekawszym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor skóry nie ma żadnego wpływu na postać jaką jest Deadshot. To nie Iron Fist czy Luke Cage. ;) Tak to napisałeś, że przynelażność do białej rasy to jedna z cech, która czyni go fajną. :D

      Usuń
    2. Po prostu nie był czarny w komiksach. I to mnie strasznie razi. A na dodatek przez 90% filmu nie nosi maski. Tragedia...

      Usuń
    3. No i co z tego, że nie był czarny w komiksach? W niczym to w filmie nie przeszkadzało. Jego rasa nie ma żadnego wpływu na tę postać. Ben Urich też był czarny w serialowym DD a prawie nikt nie jęczał bo nikt nie znał tej postaci więc kolor skóry nie miał znaczenia. Smith powinien nosić maskę ale tego nie robi bo nie po to bulili za gwiazdę, żeby mu japę zasłaniać (ewentualnie mógł gwiazdorzyć). :D

      Usuń
  2. A mi się film bardzo podobał - no ale ja nie jestem hardcore'owym fanem DC. Brak originów niektórych postaci odczytuję wręcz na plus - i tak było stosunkowo dużo tego materiału, więcej czyniłoby ten film niestrawnym. Leto w roli J. nie ustępował specjalnie poprzednikom (chociaż dla mnie i tak najbardziej rewelacyjny był Nicholson), a zrobił tyle ile miał zrobić - pokazać że jest ktoś taki jak J. kto ma nierówno pod sufitem i jest tym złym. Generalnie dla mnie mnóstwo pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń