środa, 5 kwietnia 2017

BATMAN TOM 8: WAGA SUPERCIĘŻKA


Mroczny Rycerz miał olbrzymie szczęście, że w pewnym momencie trafił w ręce Scotta Snydera. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytelnicy przepadają za tym autorem, ale ja akurat uważam go za naprawdę znakomitego scenarzystę. Czterdziestojednolatek nie tylko potrafi pisać świetne, mrożące krew w żyłach historie, ale także doskonale rozumie, co stoi u podstaw Batmana. Co czyni go interesującym, tak ikonicznym bohaterem. Nieprzypadkowo zresztą moim ulubionym komiksem o Człowieku Nietoperzu jest Mroczne Odbicie, autorstwa właśnie Snydera. Dość kameralna opowieść z Dickiem Graysonem w roli Batmana przypadła mi do gustu znacznie bardziej niż kultowe już dzieła Granta Morrisona albo Franka Millera.

Black Mirror było na wskroś współczesnym spojrzeniem na tę postać. Spadkobierca peleryny nie stronił od technologii, ale pozostawał przy tym wierny metodom stosowanym przez wybitnego poprzednika. Całość z kolei zanurzona była w stylistyce krwawego horroru, tak pasującej przecież do przygód Batmana. Pisana przez Snydera Waga Superciężka, będąca zarazem kolejną historią, w której ktoś inny przywdziewa maskę Nietoperza, zapowiadała się zatem całkiem nieźle. Nawet pomimo tego, że Jim Gordon nie wydawał się tak naturalnym następcą Bruce’a jak wspomniany Grayson.

Sam pomysł, żeby wąsaty, nierozstający się z papierosem, komisarz policji stał się nowym Mrocznym Rycerzem, na papierze nie brzmiał może zbyt ciekawie, ale wierzyłem, że Snyder zdoła się z niego wybronić. Scenarzysta zasłużył sobie wszak na kredyt zaufania - poprzednie tomy wydane w ramach New 52 stały bowiem na naprawdę równym, wysokim poziomie. Niestety, Waga Superciężka nie umywa się do Trybunału Sów, Śmierci Rodziny czy też Ostatecznej Rozgrywki.

Po wydarzeniach, które miały miejsce na łamach Endgame Batman i Joker zniknęli bez śladu. Gotham uwolniło się w końcu od zabójczego klauna, ale jednocześnie straciło swojego największego obrońcę. Dla mieszkańców Człowiek Nietoperz to ktoś więcej niż tylko zwykła osoba. To idea, którą ktoś inny musi kontynuować. A kto może robić to lepiej niż jego dobry przyjaciel, niegdyś jedyny uczciwy policjant w mieście?

Gordon odwiedza siłownię, rzuca palenie i wskakuje w ufundowaną przez Geri Powers zbroję. Jest pełen wątpliwości i obaw, ale w Gotham nie ma czasu na żaden okres próbny. Nowy Batman prędko wpada na trop tajemniczego złoczyńcy, którego inni gangsterzy określają krótko: „Bloom”.

Snyder nie zapomina także o dobrze znanych i lubianych postaciach, takich jak chociażby Alfred czy też Duke Thomas. Dla obu znalazło się w tej historii miejsce. A co z Bruce’em? Cóż, po mieście włóczy się pewien przypominający go brodacz, ale wszystko wskazuje na to, że z zaginionym miliarderem nie ma zbyt wiele wspólnego.

Jeśli spodziewacie się po Superheavy jakichkolwiek klarownych odpowiedzi, to niestety muszę was rozczarować. Waga Superciężka, w przeciwieństwie do wymienionych przeze mnie wyżej tomów, nie jest zamkniętą opowieścią. To jedynie wstęp – fabuła nie ma tutaj właściwego zakończenia. Kim są Bloom i odmieniony Bruce Wayne? Tego zapewne dowiemy się dopiero w następnym tomie. Co gorsza, scenarzyście nie udało się sprawić, żebym faktycznie na niego czekał. Zamiast zachęcić mnie dobrze podbudowaną historią, Snyder chwycił się po prostu cliffhangera. Przeczytałem już chyba za dużo komiksów, żebym miał się teraz nabrać na tak tani trick.

Superheavy za bardzo skupia się na rzeczach nieistotnych. To, że Gordon zostaje Batmanem ma co prawda jakiś sens, ale co z tego, skoro główny bohater pełni tu wyłącznie funkcję pionka. W trakcie lektury można odnieść wręcz wrażenie, że Jim, który powinien znajdować się w centrum tej historii, nadal nie wyrósł z roli drugoplanowej postaci. W ósmym tomie nie uświadczymy zatem charyzmatycznego protagonisty. Autor pokazuje nam za to kolejne wariacje nowego stroju, nowy, efekciarski batmobil oraz inne cuda techniki, z których korzysta teraz Człowiek Nietoperz.

Także we wcześniejszych tomach mściciel z Gotham zawsze miał w zanadrzu masę futurystycznych gadżetów. Nie przepadam za takim podejściem do postaci Mrocznego Rycerza, ale u Snydera potrafiłem je zaakceptować. Wszak w zamian dostawałem od scenarzysty fascynujące historie z pogranicza horroru i superhero oraz mistycznych, teatralnych złoczyńców. Dzięki takiej mieszance w jego komiksach ciągle czuć było ducha klasycznych przygód Batmana. W Superheavy mamy tonę technologii, ale nic poza tym. Bloom, choć ma potencjał (i naprawdę ciekawy design), to pojawia się wyłącznie epizodycznie. Nie ma wystarczająco dużo czasu, żeby zabłysnąć.

Fabularnie, Waga Superciężka pozostawia więc sporo do życzenia. Na szczęście komiks nadrabia warstwą graficzną. Rysunki Grega Capullo jak zwykle prezentują się wyśmienicie i na pewno nie rozczarują fanów jego kreski. Wrażenie robią również kolory nakładane przez FCO Plascencię. Podobnie jak w Endgame, i tutaj Meksykanin stosuje bardzo niebanalną paletę jaskrawych barw, m.in. różu, zieleni, żółci. O dziwo, sprawdza się to znakomicie.

Do Superheavy podchodziłem bez żadnych uprzedzeń. Jim Gordon w roli Człowieka Nietoperza naprawdę mi nie przeszkadzał. Po przeczytaniu ósmego tomu serii z New 52, rozumiem jednak skąd wzięły się wszystkie głosy krytyki. Pomysł z Robo-Batmanem po prostu nie wypalił.

3,5/6

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz