sobota, 22 kwietnia 2017

WKKDC #18 - SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI

Spora część z Was swego czasu narzekała na bardzo dużą ilość powtórzeń w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. Gdy jej kształt został przez wydawnictwo Eaglemoss ujawniony, okazało się iż blisko jedna trzecia całości już ukazała się na naszym rynku. Osobiście podchodziłem do tego nieco bardziej na spokojnie, ponieważ warto zauważyć, że część dubli to rzeczy już dawno u nas niedostępne (GREEN ARROW: KOŁCZAN, BATMAN I SYN), a i znalazło się parę tytułów, które w ramach WKKDC otrzymają formę znacznie bardziej przystającą do jakości historii. SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI to właśnie przykład tego drugiego rodzaju dubla. Komiks ten lata temu opublikowany został w Polsce przez wydawnictwo TM-Semic i jeszcze do niedawna mogliście otrzymać go jedynie w formie mających na karku ponad dwadzieścia lat zeszytów. Teraz możecie śmiało postawić go na półce pod postacią twardookładkowego albumu. Pytanie jednak, czy warto to uczynić? SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI liczy sobie przecież już 30 lat i przez ten czas historia mogła potężnie się zestarzeć.

W 1986 roku świat DC został zupełnie przebudowany i zyskał zupełnie nowe oblicze. Zakończył się KRYZYS NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH, w multiwersum ostała się tylko jedna Ziemia, a historie poszczególnych bohaterów zaczęto opowiadać na nowo. Jednak nie tak, jak miało to miejsce w przypadku New52/Nowego DC Comics, gdzie działano na zasadzie ”to zostawimy, to wymażemy, jakoś to będzie”. Tutaj każdy bohater miał czystą kartę. Przedstawienia czytelnikom odświeżonej wersji Supermana podjęła się legenda komiksowego świata, niezrównany John Byrne. Twórca ten zawsze uważany był za rewelacyjnego rysownika, który wyprzedzał swoje czasy, a później także ujawnił on swój talent pisarski. Przypomnijcie sobie scenariuszowe wygibasy Tony’ego Daniela czy Francisa Manapula, a uświadomicie sobie, że bardzo mała ilość rysowników okazuje się być także dobrymi pisarzami. Byrne tymczasem stworzył miniserię, która do dziś uznawana jest za jedną z najlepszych historii z Supermanem. Czy słusznie?

Zanim dojdę wreszcie do stricte oceniania komiksu, muszę napisać Wam, że strasznie lubię to, co działo się z Supermanem pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych. Wówczas Człowiek ze Stali miał w Stanach cztery miesięczniki, na łamach której najlepsi twórcy realizowali historie pokazujące zarazem epickie starcia herosa z licznymi przeciwnikami, ale także i bardziej przyziemne sprawy, zaś drugoplanowa obsada nie tylko była bardzo bogata, ale także odgrywała bardzo wyraźne role. Były to czasy, gdy nie musiały pokazywać się non stop historie ”zmieniające wszystko na zawsze”, by czytelnik utrzymywał swoje zainteresowanie lekturą. Wszystko to zaczęło się właśnie na łamach SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI.

Tytuł ten to z jednej strony oczywiście odświeżona geneza tytułowego bohatera, lecz zarazem historia nie mająca jednego, wspólnego i ciągnącego się przez cały tom, mianownika. John Byrne przedstawił czytelnikom tak naprawdę sześć nie mających ze sobą wiele wspólnego opowieści, które umiejscawiają odświeżonego Supermana w ówczesnym uniwersum DC. Widzimy tu zatem oczywiście zniszczenie Kryptona oraz chwilę, gdy Człowiek ze Stali trafił na Ziemię, ale także jego początki życia w Metropolis, moment poznania Lois Lane, pierwszego spotkania z wówczas nie tak bardzo jeszcze mrocznym Batmanem oraz powód popadnięcia w konflikt z Lexem Luthorem. Tutaj Superman walczy przede wszystkim z drobnymi złodziejaszkami, gangsterami i terrorystami, a my obserwujemy nie tylko pierwsze efekty jego działalności, ale także jak dojrzewają oraz cementują się w nim wszystkie wartości, którymi heros potem się nieprzerwanie kierował. Jako moment od którego warto zacząć śledzić dalsze losy danej postaci, komiks ten spełnił swoją rolę wybornie.

Można oczywiście narzekać, że znów otrzymujemy origin story, lecz trudno przy tym nie zauważyć, jak totalnie innym typem historii jest SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI w porównaniu do niedawno opublikowanego w ramach tej samej kolekcji JLA: ROK PIERWSZY. W moich oczach, Byrne wybrał najlepszą z możliwych ścieżek i pomimo upływu trzech dekad od pierwszego pojawienia się tej historii, komiks nadal rewelacyjnie się broni. Owszem, są tu momenty ewidentnie trącące myszką (chociażby wygląd Jimmy’ego Olsena), lecz całość trudno odebrać jedynie jako relikt przeszłości i ciekawostkę. SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI broni się niebanalną, chociaż tak naprawdę bardzo prostą i przyziemną fabułą, lecz jest to coś, za co bardzo polubiłem Supermana z tamtego okresu. Dużo lepiej czytało mi się te przygody eSa, gdzie więcej było przekomarzania się z Lois Lane, dziennikarskich śledztw w sprawie machlojek w Metropolis i przysłowiowego ratowania kotków z drzew, niż codziennego ratowania świata przed wielkimi pierdami z kosmosu oraz do bólu nudnego stylizowania na amerykańskiego Jezusa. Pewnie też dlatego omawiany dzisiaj komiks bardzo przypadł mi do gustu pod kątem fabularnym zarówno w latach dziewięćdziesiątych, jak i teraz.

Jednakże SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI to oczywiście nie tylko scenariusz, lecz także warstwa graficzna, która chociaż dzisiaj może nie robi wielkiego wrażenia, to jednak trudno nie docenić kunsztu Johna Byrne’a. Komiks ten doskonale pokazuje dlaczego zdobył on tak wielkie uznanie nie tylko w USA. Razem z Dickiem Giordano oraz Tomem Ziuko świetnie przedstawił nie tylko realia Metropolis, ale także Gotham, Smallville czy też, w bardzo intrygujący zresztą sposób, umierający Krypton. Byrne bardzo fajnie wyważył swoje rysunki i w pewnych miejscach postawił na delikatne przerysowanie, które jednak spełniło swoje zadanie i nie przeszkadzało w lekturze. Byrne przedstawił Supermana dokładnie tak, jak heros tego kalibru na to zasłużył. W komiksie jest mnóstwo ilustracji, na których można na dłużej zatrzymać wzrok. Okładka tomu zyskała nawet status kultowej (mam ją na jednej ze swoich koszulek), a i te zdobiące poszczególne zeszyty są równie ciekawe.

W tomie znajduje się oczywiście przedruk starszej historii i tym razem jest to oczywiście fragment ACTION COMICS #1 z debiutem Supermana. Warto przyjrzeć się temu, jak mocno zmieniła się ta postać i jej geneza na przestrzeni dekad. Przyznam się szczerze, że nie licząc wspomnianego wcześniej wycinku z historii Człowieka ze Stali, nie śledziłem nigdy zbyt uważnie losów eSa, więc niektóre momenty komiksu Siegela i Shustera mnie zaskoczyły.

Małym plusem omawianego wydania jest też to, że tym razem tłumaczenie oraz korekta spisały się tak, jak powinny za każdym razem. Nie wyłapałem żadnych literówek czy zdecydowanie zbyt dziwacznych konstrukcji zdań. Obyło się bez żadnych wołaczy typu ”Clarku” i zdziwię się, jeśli i tym razem znajdę gdzieś w Internecie dymienie na tłumacza. Moim zdaniem cała ekipa przygotowująca ten tom spisała się dobrze.

Czy warto sięgnąć po SUPERMAN: CZŁOWIEK ZE STALI? Myślę, że dla każdego fana komiksów DC jest to pozycja obowiązkowa, a i osoby dotąd nieprzekonane nie powinny się niczego obawiać. Pomimo trzech dych na karku, historia ta broni się całkiem nieźle i chociaż konkurencja nie jest szczególnie wielka, zdecydowanie jest jedną z najlepszych komiksowych rzeczy, jakie możecie dostać z Supermanem po polsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz