Nie będę ukrywać, że nie miałem
okazji zapoznać się z poprzednim wydaniem tego komiksu. KNIGHTFALL to historia,
której część pamiętam z czasów niezapomnianego TM-Semica, a ponieważ sporej części kolekcji z tych czasów się pozbyłem, nie stwierdzę
także ile nasz rodzimy wydawca opublikował z całej tej epopei. Tytułem wstępu
napiszę jedynie, że już od dłuższego czasu czekałem na New Edition, by spokojnie przypomnieć
sobie historię, na łamach której Batman został dosłownie złamany.
To właśnie miało wstrząsnąć czytelnikami.
Przez dekady Mroczny Rycerz dorobił się wielu nietuzinkowych przeciwników. i
mimo to, tym który pośle go na wózek inwalidzki nie okazał się Joker, Two-Face czy
Scarecrow, ale ktoś zupełnie nowy – Bane. Da to początek wielkim zmianom w
uniwersum Batmana i stworzy historię, która może nie jest wybitna, ale z pewnością już na zawsze znajdzie się w klasyce komiksów z udziałem
człowieka-nietoperza.
Pierwszy tom KNIGHTFALL ukazuje
nam najpierw narodziny Bane’a – moim zdaniem ten jeden zeszyt, który mamy przyjemność czytać już na samym początku, jest
zdecydowanie najlepszą historią w całym tym opasłym tomie. Chuck Dixon stworzył
fabułę nie opartą na ogromnej ilości przemocy czy szaleństwa. Geneza Bane’a okazuje się być
historią człowieka brutalnego, ale działającego logicznie i konsekwentnie, mającego
jasny i sprecyzowany cel, a także lojalnego wobec tych, którzy okazali mu przyjaźń
czy pomogli w dzieciństwie. Mężczyzna ten był wówczas powiewem świeżości do nieco
zatęchłego bat-uniwersum, które od lat cierpiało na brak nowych, interesujących
przeciwników dla Mrocznego Rycerza. Owszem, mniej więcej wtedy też powstał Anarky, ale była
to postać o której DC wolało bardzo szybko zapomnieć, co stało się wraz z
odejściem Norma Breyfogle’a.
Wróćmy jednak do samego komiksu. Pierwszy
tom nowej edycji KNIGHTFALL należy podzielić na dwie części. Pierwsza z nich to
chyba najbardziej znany wątek całości, czyli przybycie Bane’a do Gotham i
uwolnienie wszystkich złoczyńców z Arkham. Przez kilkaset stron widzimy kolejne
starcia cierpiącego na tajemniczą chorobę Batmana, aż w końcu dochodzi do jego
pojedynku z Bane’em, które jak wiemy, skończyło się uszkodzeniem kręgosłupa
Bruce’a Wayne’a. Druga część to z kolei przejęcie roli Mrocznego Rycerza przez
Jean-Paula Valley’a, który kontynuuje łapanie zbiegów, a także ściera się z tym,
który pokonał jego poprzednika. I wygrywa, stając się nowym, lepszym Batmanem. Jednocześnie
pojawiają się pierwsze znaki wskazujące na to, że chłopak ma spore problemy z
własną psychiką.
Komiksowy KNIGHTFALL zestarzał
się nieco przez ostatnie dekady. Specyficzna warstwa graficzna może nie
przypaść do gustu wielbicielom komputerowo nakładanych kolorów, wspomaganych
innymi cyfrowymi bajerami, będących normą w dzisiejszych czasach. Rysunki w KNIGHTFALL
są bardzo surowe, jednocześnie oddające pełnie talentu licznych artystów je
tworzących. Moim zdaniem, zdecydowanie najlepiej spisali się przywołany już w tej recenzji Norm Breyfogle, a
także kolejna, nieco zapomniana legenda – Graham Nolan. Żeby nie było zbyt
słodko, niektórzy z kolei spisali się średnio (Bret Blevins), a cały tom
„przyozdobiony” jest okładką tyleż legendarną, co po prostu fatalną. Kelley
Jones stworzył ilustrację, na której Batman miażdżony jest przez przesadnie
oraz nienaturalnie ogromną kupę mięśni z maską Bane’a, który wygląda tak, jakby
jego bicepsy miały swoje bicepsy, a obwód klaty złoczyńcy należałoby mierzyć w
metrach.
O ile warstwa graficzna nie jest
najmocniejszą stroną pierwszego tomu KNIGHTFALL, o tyle do scenariuszy nie można zbytnio się doczepić. Zarówno Chuck Dixon jak i
Doug Moench tworzyli historie, w których Batman był detektywem (nie jak to
obecnie bywa), kolejne sprawy były intrygujące, a postacie drugo i
trzecioplanowe – interesujące. Trochę inaczej do sprawy podszedł Alan Grant, którego
trzy zeszyty są bardzo typowe dla tego, co scenarzysta ten czynił w serii
BATMAN: SHADOW OF THE BAT. Oprócz tego, że w komiksie pojawia się jak zawsze interesujący Anarky, można odnieść
wrażenie że czytamy coś na kształt legendy –
postacie oraz miasto są nieco przerysowane, a także pojawia się bardzo dużo
specyficznej narracji (np. uciekający z więzienia złodziejaszek rozmyślający o
sensie anarchii). Osobiście uważam za plus fakt, że nie wszystko w komiksie
idzie jednotorowo i te 60 stron nieco innej historii wypada całkiem dobrze.
Czas wspomnieć nieco o jakości i
formie wydania komiksu. Pierwszy tom KNIGHTFALL jest opasły, ponieważ liczy 640
stron. W przeciwieństwie jednak do niegdyś recenzowanego przeze mnie SUPERMAN: RETURN
OF SUPERMAN (niemal 500 stron), ten komiks nie sprawia wrażenia, jakby miał zaraz
rozlecieć się na kilka części. Zdziwiło mnie to, że po przeczytaniu całości nie zauważyłem żadnego śladu czy zagięcia na
grzbiecie. Wydanie jest miękkookładkowe, a w środku znajduje się papier
przypominający to, co znajdowałosię w legendarnych TM-Semicach. No ale dzięki temu cena nie jest z kosmosu i
wynosi niecałe 30 dolarów. Wielbiciele dodatków będą czuć się zawiedzeni, ponieważ tom wzbogacony został o kilka wariantów okładek (oraz oczywiście okładki
każdego z zeszytów, wchodzących w skład komiksu), a także cztery strony... reklam. Niestety,
to już chyba standard w wydaniach zbiorczych od DC Comics.
Podsumowując, KNIGHTFALL powinien
znać każdy fan Mrocznego Rycerza, a nowa edycja tej historii wydaje się być do
tego odpowiednia. Nie jest to komiksowe mistrzostwo świata, ale czas jakby
łagodnie się z historią tą obchodził, ponieważ zestarzały się jedynie rysunki. Scenariuszowo,
to wciąż ten Batman, który w XXI wieku gdzieś się zatracił – mroczny mściciel i
dobry detektyw. W dalszej części tomu zastąpiony przez kogoś, kto także nie
jest obojętny dla czytelników. Nowa edycja pierwszego tomu KNIGHTFALL otrzymuje
ode mnie mocną czwórkę.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów: BATMAN
VENGEANCE OF BANE SPECIAL #1, BATMAN VOL. 1 #491 - 500, DETECTIVE COMICS VOL. 1
#659 - 660, SHOWCASE 93' #7 - 8 oraz BATMAN: SHADOW OF THE BAT #17 - 18
Recenzja pierwotnie ukazała się
na łamach DCMultiverse
Krzysztof Tymczyński
Ehhhh az sie leska w oku kreci stare dobre czasy !
OdpowiedzUsuńPrzy całym szacunku dla autora, ale proponowałbym sprawdzić w pierwszej kolejności co oznacza "recenzja". Bo zaserwowano nam coś, co przypomina opis wydania, niż odniesienie się do zawartości tomu (te kilka zdań, które się pojawiły, to jednak za mało).
OdpowiedzUsuńAh... jak ja uwielbiam wszechwiedzących anonimów.
UsuńPrzy całym szacunku dla komentującego. Zgodnie z tym:
http://język-polski.pl/recenzja/324-recenzja-jak-napisac
Mój tekst jest recenzją