sobota, 11 października 2014

BATMAN: KNIGHTFALL NEW EDITION VOL. 1

Nie będę ukrywać, że nie miałem okazji zapoznać się z poprzednim wydaniem tego komiksu. KNIGHTFALL to historia, której część pamiętam z czasów niezapomnianego TM-Semica, a ponieważ sporej części kolekcji z tych czasów się pozbyłem, nie stwierdzę także ile nasz rodzimy wydawca opublikował z całej tej epopei. Tytułem wstępu napiszę jedynie, że już od dłuższego czasu czekałem na New Edition, by spokojnie przypomnieć sobie historię, na łamach której Batman został dosłownie złamany.

To właśnie miało wstrząsnąć czytelnikami. Przez dekady Mroczny Rycerz dorobił się wielu nietuzinkowych przeciwników. i mimo to, tym który pośle go na wózek inwalidzki nie okazał się Joker, Two-Face czy Scarecrow, ale ktoś zupełnie nowy – Bane. Da to początek wielkim zmianom w uniwersum Batmana i stworzy historię, która może nie jest wybitna, ale z pewnością już na zawsze znajdzie się w klasyce komiksów z udziałem człowieka-nietoperza.

Pierwszy tom KNIGHTFALL ukazuje nam najpierw narodziny Bane’a – moim zdaniem ten jeden zeszyt, który mamy przyjemność czytać już na samym początku, jest zdecydowanie najlepszą historią w całym tym opasłym tomie. Chuck Dixon stworzył fabułę nie opartą na ogromnej ilości przemocy czy szaleństwa. Geneza Bane’a okazuje się być historią człowieka brutalnego, ale działającego logicznie i konsekwentnie, mającego jasny i sprecyzowany cel, a także lojalnego wobec tych, którzy okazali mu przyjaźń czy pomogli w dzieciństwie. Mężczyzna ten był wówczas powiewem świeżości do nieco zatęchłego bat-uniwersum, które od lat cierpiało na brak nowych, interesujących przeciwników dla Mrocznego Rycerza. Owszem, mniej więcej wtedy też powstał Anarky, ale była to postać o której DC wolało bardzo szybko zapomnieć, co stało się wraz z odejściem Norma Breyfogle’a.

Wróćmy jednak do samego komiksu. Pierwszy tom nowej edycji KNIGHTFALL należy podzielić na dwie części. Pierwsza z nich to chyba najbardziej znany wątek całości, czyli przybycie Bane’a do Gotham i uwolnienie wszystkich złoczyńców z Arkham. Przez kilkaset stron widzimy kolejne starcia cierpiącego na tajemniczą chorobę Batmana, aż w końcu dochodzi do jego pojedynku z Bane’em, które jak wiemy, skończyło się uszkodzeniem kręgosłupa Bruce’a Wayne’a. Druga część to z kolei przejęcie roli Mrocznego Rycerza przez Jean-Paula Valley’a, który kontynuuje łapanie zbiegów, a także ściera się z tym, który pokonał jego poprzednika. I wygrywa, stając się nowym, lepszym Batmanem. Jednocześnie pojawiają się pierwsze znaki wskazujące na to, że chłopak ma spore problemy z własną psychiką.

Komiksowy KNIGHTFALL zestarzał się nieco przez ostatnie dekady. Specyficzna warstwa graficzna może nie przypaść do gustu wielbicielom komputerowo nakładanych kolorów, wspomaganych innymi cyfrowymi bajerami, będących normą w dzisiejszych czasach. Rysunki w KNIGHTFALL są bardzo surowe, jednocześnie oddające pełnie talentu licznych artystów je tworzących. Moim zdaniem, zdecydowanie najlepiej spisali się przywołany już w tej recenzji Norm Breyfogle, a także kolejna, nieco zapomniana legenda – Graham Nolan. Żeby nie było zbyt słodko, niektórzy z kolei spisali się średnio (Bret Blevins), a cały tom „przyozdobiony” jest okładką tyleż legendarną, co po prostu fatalną. Kelley Jones stworzył ilustrację, na której Batman miażdżony jest przez przesadnie oraz nienaturalnie ogromną kupę mięśni z maską Bane’a, który wygląda tak, jakby jego bicepsy miały swoje bicepsy, a obwód klaty złoczyńcy należałoby mierzyć w metrach.

O ile warstwa graficzna nie jest najmocniejszą stroną pierwszego tomu KNIGHTFALL, o tyle do scenariuszy nie można zbytnio się doczepić. Zarówno Chuck Dixon jak i Doug Moench tworzyli historie, w których Batman był detektywem (nie jak to obecnie bywa), kolejne sprawy były intrygujące, a postacie drugo i trzecioplanowe – interesujące. Trochę inaczej do sprawy podszedł Alan Grant, którego trzy zeszyty są bardzo typowe dla tego, co scenarzysta ten czynił w serii BATMAN: SHADOW OF THE BAT. Oprócz tego, że w komiksie pojawia się jak zawsze interesujący Anarky, można odnieść wrażenie że czytamy coś na kształt legendy – postacie oraz miasto są nieco przerysowane, a także pojawia się bardzo dużo specyficznej narracji (np. uciekający z więzienia złodziejaszek rozmyślający o sensie anarchii). Osobiście uważam za plus fakt, że nie wszystko w komiksie idzie jednotorowo i te 60 stron nieco innej historii wypada całkiem dobrze.

Czas wspomnieć nieco o jakości i formie wydania komiksu. Pierwszy tom KNIGHTFALL jest opasły, ponieważ liczy 640 stron. W przeciwieństwie jednak do niegdyś recenzowanego przeze mnie SUPERMAN: RETURN OF SUPERMAN (niemal 500 stron), ten komiks nie sprawia wrażenia, jakby miał zaraz rozlecieć się na kilka części. Zdziwiło mnie to, że po przeczytaniu całości nie zauważyłem żadnego śladu czy zagięcia na grzbiecie. Wydanie jest miękkookładkowe, a w środku znajduje się papier przypominający to, co znajdowałosię w legendarnych TM-Semicach. No ale dzięki temu cena nie jest z kosmosu i wynosi niecałe 30 dolarów. Wielbiciele dodatków będą czuć się zawiedzeni, ponieważ tom wzbogacony został o kilka wariantów okładek (oraz oczywiście okładki każdego z zeszytów, wchodzących w skład komiksu), a także cztery strony... reklam. Niestety, to już chyba standard w wydaniach zbiorczych od DC Comics.

Podsumowując, KNIGHTFALL powinien znać każdy fan Mrocznego Rycerza, a nowa edycja tej historii wydaje się być do tego odpowiednia. Nie jest to komiksowe mistrzostwo świata, ale czas jakby łagodnie się z historią tą obchodził, ponieważ zestarzały się jedynie rysunki. Scenariuszowo, to wciąż ten Batman, który w XXI wieku gdzieś się zatracił – mroczny mściciel i dobry detektyw. W dalszej części tomu zastąpiony przez kogoś, kto także nie jest obojętny dla czytelników. Nowa edycja pierwszego tomu KNIGHTFALL otrzymuje ode mnie mocną czwórkę.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów: BATMAN VENGEANCE OF BANE SPECIAL #1, BATMAN VOL. 1 #491 - 500, DETECTIVE COMICS VOL. 1 #659 - 660, SHOWCASE 93' #7 - 8 oraz BATMAN: SHADOW OF THE BAT #17 - 18

Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach DCMultiverse

Krzysztof Tymczyński

3 komentarze:

  1. Ehhhh az sie leska w oku kreci stare dobre czasy !

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy całym szacunku dla autora, ale proponowałbym sprawdzić w pierwszej kolejności co oznacza "recenzja". Bo zaserwowano nam coś, co przypomina opis wydania, niż odniesienie się do zawartości tomu (te kilka zdań, które się pojawiły, to jednak za mało).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah... jak ja uwielbiam wszechwiedzących anonimów.

      Przy całym szacunku dla komentującego. Zgodnie z tym:
      http://język-polski.pl/recenzja/324-recenzja-jak-napisac
      Mój tekst jest recenzją

      Usuń