wtorek, 28 października 2014

I, VAMPIRE VOL. 3: WAVE OF MUTULATION

Wyniki sprzedaży I, VAMPIRE praktycznie od samego początku istnienia tej serii spychało ją na szary koniec zestawienia pozycji z DCnU. Można było mieć wszelkie podstawy do snucia przypuszczeń, że tytuł ten zostanie w ekspresowym tempie skasowany. Stało się jednak coś bardzo nietypowego jak na wydawnictwo nastawione na zysk, ponieważ seria utrzymała się na rynku aż dwadzieścia miesięcy dzięki dobrym opiniom, jakie praktycznie wszędzie zbierała. Joshua Hale Fialkov dostał niepowtarzalną możliwość napisania zwięzłej i zamkniętej końcówki serii, a więc i także doprowadzenia do rozwiązania wszelkich wątków. I nie wiedzieć dlaczego, po dwóch bardzo dobrych tomach, I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION po prostu zawodzi. Dzieje się tak z kilku powodów, o których w recenzji tej napiszę kilkanaście słów.

Trzeci tom cyklu przynosi odwrócenie sytuacji. Dotychczas byliśmy świadkami walki Andrew Bennetta z wampirami, a także próby odzyskania swojej ukochanej Mary. Teraz mężczyzna jest jedynym nieśmiertelnym wampirem na świecie i buduje swoją własną armię. Pozbawiona mocy Mary z kolei łączy siły z byłymi towarzyszami Andrew, z których każdy miałby przynajmniej jeden dobry powód, żeby ją zabić. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że tylko kobieta może przywrócić dobro w Bennecie i tym samym ocalić świat przed falą zupełnie nowych, znacznie groźniejszych i potężniejszych wampirów.

W gruncie rzeczy jest tylko jedna rzecz w I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION, która naprawdę bardzo mi się podobała. Były to interakcje Mary ze swoimi nowymi, nieoczekiwanymi sojusznikami. Wampirzyca po raz pierwszy od dłuższego czasu nie jest potężna i doświadcza nie tylko upokorzeń z tym związanych, ale także odczuwa na własnej skórze brak szacunku czy też strachu ze strony swoich towarzyszy. Jednocześnie Fialkov nie zmienia całkowicie charakteru kobiety, która wciąż jest przebiegłą i knującą egoistką. To ona przez dłuższy czas jest gwiazdą numer jeden tego komiksu i scenarzyście udaje się napisać to w taki sposób, by postać nienawidzona przez czytelników wzbudziła chociaż trochę nie tyle sympatii, co raczej zrozumienia.

Niestety, to chyba wszystko co udało się dobrego wyciągnąć z tego komiksu. I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION otwiera numer zerowy serii, który przedstawił origin Andrew Bennetta. Oczywiście jest to kwestia gustu, ale nie spodobała mi się ta historia, ponieważ w 80% jest po prostu bardzo ckliwym romansidłem. Po tym jak przez dwa tomy twórca scenariusza udowadniał nam często jaką wielką miłością obdarzeni byli Andrew oraz Mary, zrobienie tego raz jeszcze i to w wersji dużo bardziej intensywnej nie wypadło zbyt dobrze. Zwłaszcza, że momentami jest to opowieść bardzo naiwna i prosta, co chyba można zrzucić na dość ograniczoną ilość stron, po jakiej musiał poruszać się Fialkov.

Kolejny minus – sam Andrew Bennett. Niestety, mężczyzna ten w roli głównego złego nie wypada zbyt przekonywująco. Przez dłuższy czas zastanawiałem się jakim cudem można przedstawić go w takich skrajnościach. Bennett w I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION jest tak bardzo zły, jak to tylko możliwe. W zestawieniu tego z poprzednimi dwoma tomami wypada to wręcz zabawnie, ponieważ przez kilkanaście stron Fialkov obala praktycznie cały rys postaci, którą kreował wcześniej rzez ponad rok. Nie będzie to wielkim spoilerem gdy napiszę, że Bennett w końcu znów staje się dobry i scena w której to się staje znów razi naiwnością. Raz za razem wydaje się, jakby scenarzyście zabrakło nieco pomysłu na rozwiązania fabularne pod koniec serii.

I wreszcie warstwa graficzna. Musiałem specjalnie to przeliczyć, ale dziesięć zeszytów wchodzących w skład I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION zostało stworzonych przez jednego scenarzystę i... aż siedmiu rysowników. Co prawda niektórzy z nich, jak Szymon Kudrański, odpowiedzialni byli raptem za 2-3 strony, lecz rozstrzał pomiędzy nimi widać gołym okiem. Najwięcej pracy mieli Andrea Sorrentino, Fernando Blanco oraz Dennis Calero i nawet gdyby pozostała czwórka nie udzielała się wcale, też nie byłbym zachwycony. Tak naprawdę tylko prace tego pierwszego przypadły mi do gustu, jednakże trzeba wziąć poprawkę na to, że praktycznie od zawsze byłem fanem twórczości Sorrentino. Pozostali dwaj panowie nie byli jakoś szczególnie źli, lecz również nie mogę nazwać ich prac dobrymi. Blanco momentami sprawiał wrażenie, jakby do pracy przysiadł ze zbyt grubym ołówkiem, natomiast Calero w swoich pracach wykazywał ewidentne problemy z cieniowaniem.

Na plus zaskoczyła mnie ilość dodatków, jaką DC Comics upchało do wnętrza I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION. Oprócz standardu w postaci kompletnej galerii okładek, pojawia się także kilka stron szkiców postaci oraz konceptów poszczególnych plansz i to autorstwa kilku spośród artystów przygotowujących warstwę graficzną tomu. Dowiemy się także jak powstawała okładka zdobiąca zbiór. Jak na DC to naprawdę całkiem sporo.

I, VAMPIRE vol 3: WAVE OF MUTILATION kończy sagę Andrew Bennetta. Niestety robi to w sposób niesatysfakcjonujący i rzucający niewielki cień na całość serii. Osobiście jednak uważam, że jest to wciąż jedna z najbardziej oryginalnych serii DCnU. Wystawiam trójkę z plusem.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów: I, VAMPIRE #0 oraz #13 - 19

Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach DCMultiverse
Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz