niedziela, 19 października 2014

Recenzja filmów SYN BATMANA oraz BATMAN: ATAK NA ARKHAM

Przyszło mi zrecenzować dwie animacje, które ukazały się w naszym kraju w ramach obchodów 75-lecia istnienia Batmana. Mowa o SYNIE BATMANA oraz ATAKU NA ARKHAM. Seanse rozłożyłem sobie na dwa dni, aby w natłoku atrakcji czegoś nie przeoczyć. No właśnie, atrakcji…. chyba jest to niewłaściwe słowo, a szczególnie nie pasuje do jednej z tychże dwóch animacji. Jednakże po kolei.


 Mamy rok 2007 i pod koniec września debiutuje film SUPERMAN: DOOMSDAY, który tym samym rozpoczyna pochód WB/DC przez ekrany telewizorów (tudzież monitorów). Zaczyna się budowanie wielce dochodowego, popularnego i ogólnie dobrze odbieranego, animowanego świata DC. Włodarze z DC wyszli z najprostszego założenia, że najwygodniej będzie adaptować popularne historie komiksowe (ale nie zawsze dobrze oceniane). Do dzisiaj, wliczając w to obie animacje z Batmanem, które się właśnie ukazały, otrzymaliśmy 21 (!) filmów. Imponujący wynik, ale jest pewien mały problem, a może nawet nie taki mały. Nie trudno się domyślić, że eksploatowanie pewnego elementu może doprowadzić do przesytu i chyba z tym właśnie mamy do czynienia w przypadku animacji DC. Oglądając SYNA BATMANA myślałem, że zwyczajnie przestało mnie to bawić z racji wieku, że po prostu wyrosłem z tego rodzaju rozrywki. Dopiero zaglądniecie do Wikipedii i uświadomienie sobie, że WB/DC zwyczajnie przesadzają z ilością produkowanych filmów animowanych, sprawiło, że mi ulżyło. Ze mną jest wszystko w porządku. Po pierwsze jest tego za dużo, po drugie nikt się nie sili na oryginalne pomysły (przestańcie adaptować komiksy, stwórzcie coś nowego!), a po trzecie SYN BATMANA to chyba jedna z najgorszych produkcji w port folio WB/DC.

Już zerkając na tył pudełka zrozumiałem, że może być nieciekawie. Bo jak inaczej wyjaśnić zamknięcie całej fabuły w 61 minutach?. Moje obawy ziściły się już po pierwszych ujęciach. Kreska nie jest zła, w zasadzie nic szczególnego – schludna, czytelna. Technicznie, czyli voice acting, muzyka, czy wspomniana wcześniej kreska, całość prezentuje się przyzwoicie. Najzwyczajniej w świecie leży scenariusz, który pocięto jak się dało. W zasadzie reżyser gra tutaj oklepanymi schematami zemsty, przemiany, odkupienia, ale robi to w najbardziej prymitywny sposób. Posągowy i przerysowany Batman odrzuca, cudownie wyszkolony Damian (przecież pokonał Deathstroke’a!) irytuje, a Ra’s al Ghul i jego córka Talia to zwykłe miernoty. Z Ligi Zabójców uczyniono mięso
armatnie i chyba tylko chwilowe pojawienie się Nightwinga daje odsapnąć. Niemiłosiernie się wynudziłem przy tym filmie i poczułem się oszukany. Mam wrażenie, że WB/DC przeszło już dawno na produkcję taśmową produkcyjniaków, które i tak się sprzedadzą, albowiem w obsadzie znajduje się Batman. Mam go serdecznie dość w tego typu produkcjach i szalenie się ucieszyłem, gdy okazało się, że w ATAKU NA ARKHAM jest go bardzo mało. Ba, pierwsze skrzypce grają tu złoczyńcy, a dokładniej SUICIDE SQUAD. Ich misja jest prosta, dostać się do Arkham, odszukać Riddlera i wykraść dane, które ten z kolei wykradł Amandzie Waller. Ta ostatnia, swoimi czynami, zasługuje na miano głównego złego w tym filmie, ale po co spoilerować. Nadmienię tylko, że główny wątek wydaje się być prosty jak budowa cepa, ale tak naprawdę skrywa drugie, a nawet trzecie dno. Skład SS jest wyborny, a tarcia, docinki, żarty pomiędzy poszczególnymi członkami grupy są tak naturalne i dobrze dograne, że nie mam prawa się czepiać. Swoją drogą Deadshot okazuje się niezłym kozakiem (że pozwolę sobie na kolokwializm) i w cień spycha miałkiego Deathstroke’a z SYNA BATMANA.

Musicie też sobie uzmysłowić jedną, ale to ważną sprawę. ATAK NA ARKHAM jest brutalny i ostry. Przelanej krwi i zgonów jest nad wyraz dużo i nierzadko mocniejsze sceny ukazane są bez ogródek.
Muzyka, jakże ważny element każdego filmu, w ATAKU NA AKRKHAM jest dobrana po mistrzowsku. Oprócz orkiestry, mamy różnorakie gatunki muzyczne, w tym nawet dubstep (ot, znak czasów). Taki miks, w połączeniu z ciekawymi ujęciami (dodatkowe okienka niczym w komiksie) idealnie dopełnia wizję jaką nakreślił reżyser.

SYN BATMANA i ATAK NA ARKHAM, dwie jakże odmienne produkcje, które aż nadto
uświadamiają nam, gdzie leży całe zło w animacjach desygnowanych logiem DC oraz co jest w nich najlepsze. ATAK NA ARKHAM to powiew świeżości, swoisty elseword filmów animowanych (przypomnę, że tytuł ten oparty jest na serii gier ARKHAM), ukazujący, że odważne i oryginalne pomysły mogą się świetnie przyjąć. Co więcej, dobrze nakreślony scenariusz obroni się nawet z drugoligowymi postaciami. SYN BATMANA z niewyobrażalną wręcz dokładnością ukazuje wszystkie braki dotychczasowej formuły, czyli ekranizacji znanych historii komiksowych (najlepiej z Batmanem). Nie tędy droga drodzy panowie z Warner Bros. i DC Comics. Chcemy nowego, a nie odgrzewanych kotletów.

Za udostępnienie egzemplarzy do recenzji dziękujemy Galapagos.

SYN BATMANA 1/10
BATMAN: ATAK NA ARKHAM 9/10

Buck10

5 komentarzy:

  1. Son of Batman to był konkretny gwałt na postaci Deathstroke'a. Tylko Nightwing i kreska ratowały to "dzieło"

    OdpowiedzUsuń
  2. Atak na Arkham jest krwawy i dość odważny, więc tym bardziej śmieszy, że Killer Frost została pozbawiona sutków.

    OdpowiedzUsuń