niedziela, 12 października 2014

BATMAN: KNIGHTFALL NEW EDITION VOL. 2

Klasyczna opowieść, na łamach której Bruce Wayne został złamany przez Bane’a już za nami. Teraz możemy spokojnie, albo i właśnie niespokojnie, obserwować jak radzi sobie w roli Batmana Jean-Paul Valley – ten który pokonał naszprycowanego jadem złoczyńcę.

Jako że opisywany dziś zbiór składa się ponad 650 stron, ciężko jest mi jednoznacznie opisać jego fabułę. Najprościej jest stwierdzić, że drugi tom KNIGHTFALL zawiera historię pod tytułem Knightquest, na łamach której nowy Batman tropi przestępców grasujących po ulicach Gotham City, jednocześnie samemu coraz mocniej wpadając w objęcia szaleństwa czy też może raczej klątwy Azraela. Sam tom skupia się na wielu sprawach prowadzonych przez Valley’a, wśród których są konfrontacje z Jokerem, Clayfacem, Tally Manem, Mr. Frezem, Catwoman, a także... z Robinem czy komisarzem Gordonem. Tak, dobrze widzicie – dla nowego Batmana przeciwnikami stali się absolutnie wszyscy.

Ci z Was, którzy pamiętają jeszcze czasy TM-Semica, mogą zdziwić się sięgając po ten komiks. Dlaczego? Otóż z nieznanych szerzej przyczyn, DC Comics zdecydowało się dość mocno ukrócić Knightquest i nie zaprezentowano na łamach tomu wątku Bruce’a Wayne’a poszukującego doktor Shondry Kingsolving. Cały drugi tom nowej edycji KNIGHTFALL skupia się jedynie na Batmanie i jest to właśnie przyczyną największego jak dla mnie zgrzytu jaki miałem podczas czytania komiksu. Po tym jak Bruce znika mniej więcej w połowie pierwszego tomu, mając złamany kręgosłup i poruszając się na wózku, tak tu powraca w ostatniej historii zbioru, poruszając się już o własnych siłach. Niestety nie otrzymujemy szansy na to, by na własne oczy dowiedzieć się co było „pomiędzy”, a tom ogranicza się jedynie do podsunięcia nam kilku dialogów na ten temat, w większości niestety dość bardzo lakonicznych.

Jak już wspomniałem, był to dla mnie największy zgrzyt drugiego tomu KNIGHTFALL. Oprócz nich mógłbym zarzucić kilka standardowych minusów typu: nierówny poziom opowiadanych historii czy poszczególnych rysowników, ale trudno uniknąć czego takiego przy komiksie z tak ogromną liczbą stron, przy którym pracowało czterech scenarzystów i aż siedmiu artystów. Czas wspomnieć coś pozytywach Knightquest.

Przede wszystkim podobało mi się niespieszne tempo prowadzenia głównego wątku. W dzisiejszych czasach niestety żadna seria komiksowa z głównego nurtu nie pozwoliłaby sobie na to, by przez blisko 10 numerów, powoli lecz bardzo konsekwentnie, doprowadzać głównego bohatera na skraj szaleństwa. Czytając drugi tom KNIGHTFALL odbywamy tę podróż wraz z Jean-Paulem stopniowo, zupełnie nie mając uczucia, że coś dzieje się zbyt szybko czy też przedstawione wydarzenia są wymuszone i nie mają sensu. Na początku zbioru nowy Batman jest jeszcze w stanie się kontrolować, lecz z biegiem kolejnych historii hamulce mu puszczają, a symbolicznym wręcz zdarzeniem jest starcie z Jamesem Gordonem na dachu komisariatu policji.

To właśnie przedstawione zostało na łamach jednego z zeszytów serii BATMAN: SHADOW OF THE BAT. Jestem w tym momencie mocno nieobiektywny, ponieważ to właśnie ten ongoing uważam za najlepszy w historii tytuł z Batmanem. Alan Grant, człowiek odpowiedzialny ze wyjątkowość tej serii, także i w drugim tomie KNIGHTFALL utwierdził mnie w przekonaniu, iż niesamowicie czuł Batmana, niezależnie od tego, kto ukrywał się pod jego maską lub też hełmem*. I właśnie wszystkie pisane przez niego historie wyróżniają się pod względem fabularnym podczas trwania Knightquest. Grant wprowadził nietypową narrację, jeszcze mroczniejszy niż w innych seriach klimat, a dodatkowo dobierał sobie rysowników tworzących ilustracje bardziej „creepy” niż „awesome”. Już pierwsza historia z Tally Manem sprawia niemałe wrażenie, a kolejne są tylko lepsze, lub przynajmniej stoją na podobnym poziomie.

Czas skupić się na formie wydania komiksu. Generalnie mógłbym tu przekopiować to, co napisałem przy okazji recenzji pierwszego tomu KNIGHTFALL. Tom co prawda jest opasły i to nawet bardziej od swojego poprzednika, ale sprawia wrażenie solidnego. Po przeczytaniu nie znalazłem żadnego śladu na grzbiecie, a i udało mi się uniknąć przetarć na rogach. W środku, oprócz komiksów oczywiście, znajdziemy kompletną galerię okładek do poszczególnych zeszytów i na tym dodatki się kończą. DC dorzuciło jedynie jedną stronę reklam. Osobiście uważam, że osoba dobierająca okładkę do tomu powinna zostać zwolniona z pracy, ale to chyba standard dla cyklu KNIGHTFALL, ponieważ przy okazji recenzji pierwszego tomu również na to narzekałem. Zaznaczę przy okazji, że w zasadzie to żadnej niespodzianki nie ma – autorem okładki jest ta sama osoba co ostatnim razem, a więc Kelley Jones.

Drugi tom KNIGHTFALL jest wyraźnie spokojniejszy od pierwszego, lecz nie jest to żaden zarzut. Historia jest co prawda niekompletna, ale prezentuje za to konsekwentną opowieść upadku kolejnego człowieka noszącego maskę Batmana. No i tylko tu możecie zobaczyć na własne oczy bat-drezynę! Czwórkę wystawiam z przyjemnością.

* - Dobrze czytacie, Jean-Paul po jakimś czasie nie nosił już maski.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów: DETECTIVE COMICS vol. 1 #667-675, BATMAN vol. 1 #501-508, BATMAN: SHADOW OF THE BAT #19-28, CATWOMAN vol. 2 #6-7 oraz ROBIN vol. 2 #7

Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach DCMultiverse
Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz