Człowiek w życiu podejmuje różne dziwne decyzje. Ja na
przykład kilka lat temu, kierowany jakimś totalnym zaćmieniem umysłu,
sprzedałem komplet dziesięciu tomów SKALPU i naprawdę nie potrzebowałem wiele
czasu, by zacząć tej decyzji bardzo mocno żałować. Potem przychodzi rok 2015 i
pojawia się zapowiedź publikacji tego tytułu przez wydawnictwo Egmont i to od
razu w wersji odpowiadającej amerykańskiemu wydaniu deluxe. Ucieszyło mnie to
niezmiernie, zaś gdy to właśnie mnie przypadła recenzja trzeciego tomu, radość
jest jeszcze większa. Dlaczego?
Dość często można natrafić na opinie mówiące, że oryginalne
pierwsze wydanie zbiorcze SKALPU (a więc początkowa połowa polskiego pierwszego
tomu) jest komiksem poprawnym, lecz bez wielkiego błysku. Osobiście się z tym zgadzam,
co odrobinę rzutowało na końcową ocenę tomu.
Druga odsłona cyklu jest już totalną jazdą bez trzymanki, mroczną,
świeżą, niezwykle brutalną i wciągającą opowieścią, której śmiało dałbym
najwyższą ocenę. Tylko jest jeden problem. Co w takim razie zrobić z tomem
trzecim, który uważam za jeszcze lepszy?
Dashiell Zły Koń ociera się o dno. Co prawda udało mu się
zataić prawdziwy powód powrotu do rezerwatu, to jednak jest bardzo daleki od
wykonania postawionej przed nim misji. Problemów nie ubywa, gdyż w miasteczku
pojawia się tajemniczy jegomość, który został kiedyś aresztowany przez Dasha.
Postawiony pod ścianą ponownie musi wybierać między opcjami, z których żadna
nie wydaje się być atrakcyjna. To jednak nie koniec problemów mężczyzny, ponieważ
zły los dosięga także i jego matkę. Tymczasem Lincoln Czerwony Kruk brutalnie
zabija kogoś w obecności świadków i FBI jest przekonane, że tym razem nie
wywinie się on z ich rąk. To samo myślą członkowie konkurencyjnego gangu,
którego członek został zamordowany przez Kruka.
Tom ten stanowi świetną mieszankę wątków, spośród których żaden
zdecydowanie nie odstaje od pozostałych. Jason Aaron tka misterną sieć powiązań
i intryg, nawet na moment nie dając czytelnikowi szansy na złapanie tchu. Przy tym
miesza trochę czas akcji, ponieważ momentami cofamy się w przeszłość. Daje to
fajny efekt, ponieważ dzięki temu dowiadujemy się nieco więcej o postaciach
agenta Nitza czy nieprzewidywalnego Diesela. Także i dodanie, chociażby tylko
tymczasowe, nowych postaci, znakomicie rozruszało i tak świetnie rozbudowany
już świat przedstawiony na łamach SKALPU.
Największą zaletą omawianego dziś tomu jest nie tylko to, że
Jason Aaron rozpisał wielowątkową, ale przy tym spójną i wciągającą jak diabli
historię, ale także to, że do samego końca toczy się ona w sposób trudny do
przewidzenia i unikający jak ognia oklepanych i słabych rozwiązań. Az zazdroszczę
tym z Was, którzy nie mieli wcześniej do czynienia ze SKALPEM, ponieważ dla
mnie jest to już druga przygoda z tym komiksem i chociaż cały czas towarzyszyły
mi spore emocje, to jednak nie aż tak wielkie, jak za pierwszym razem.
Podobać mogą się także momenty komiksu, które nie skupiają się
na Dashu. Praktycznie każda postać pojawiająca się na łamach SKALPU ma bardzo
ciekawy i wyrazisty charakter, który tylko zyskuje w oczach czytelnika przez
powiązanie go z indiańskimi wierzeniami i tradycjami. Aaron ponownie udowadnia,
że odrobił pracę domową na piątkę, a plus należy się także Egmontowi za to, że
co trudniejsze zwroty są tłumaczone na tej samej stronie. Strasznie podoba mi
się również ukazanie beznadziei towarzyszącej mieszkańcom miasteczka rządzonego
przez Czerwonego Kruka przy jednoczesnym wytłumaczeniu tego, dlaczego wciąż
mieszkają na tej ziemi. Wszystko to jeszcze mocniej podbudowuje i tak już mocny,
wspaniały, niepowtarzalny klimat, jakim od samego początku charakteryzuje się SKALP.
Rysownikiem komiksie w głównej mierze jest R. M. Guerra, ale
tym razem wspomagają go także i inni ciekawi artyści, którymi są Francesco
Francavilla oraz Davide Furno. Wszyscy spisali się bardzo dobrze. Francavilla nieco
zmodyfikował swój znany styl i z pewnością zadziwia nie tylko jakością swoich
prac, ale także tym, jak bardzo elastyczny potrafi być w swoich rysunkach. Guerra
nawet przez moment nie zawodzi nadal przedstawia miejsce akcji SKALPU bardzo
dosłownie, nie krępując się i przedstawiając ludzką brutalność i brzydotę w
bardzo widowiskowy sposób.
SKALP opublikowany został przez wydawnictwo Egmont w cenie
okładkowej 79,90zł, co wydaje się być uczciwą kwotą za tom w twardej oprawie i
liczący sobie aż 256 stron. Warto podkreślić, że wydanie amerykańskie wypada
znacznie drożej, ale także różni się odrobinę od naszego. Nie ma jednak nad
czym się zastanawiać – komiks wypada po prostu rewelacyjnie i z pewnością jest wart
każdej zainwestowanej w niego złotówki. Tak wiec jeśli jeszcze go nie
posiadacie, to nie mam pojęcia nad czym tu się jeszcze zastanawiać. Bierzcie śmiało
tom trzeci, najlepiej w komplecie z dwoma poprzednimi i cieszcie się jedną z
najlepszych amerykańskich historii komiksowych, jakie aktualnie obecne są na
rynku.
Ocena: 6/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SCALPED #25-36.
Powyższy komiks, zarówno w polskiej, jak i angielskiej wersji językowej
do wyboru, możecie zakupić w sklepie ATOM Comics.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie nam egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz