czwartek, 3 listopada 2016

WKKDC #6 - WONDER WOMAN: KRĄG


Aż chciałoby się powiedzieć WRESZCIE! Oto bowiem położyłem swoje łapska na szóstym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, który jest zarazem pierwszym prezentującym polskiemu czytelnikowi całkowicie premierowy materiał. Zarazem jest to komiks w pewnym sensie bardzo podobny do BATMAN I SYN, a jeśli ta kwestia Was zaciekawiła, zajrzyjcie do rozwinięcia posta.

Z powodu ekstremalnych dziwactw oraz późniejszego braku jakiegoś bardziej wyrazistego pomysłu na tę postać, na początku XXI wieku gwiazda Wonder Woman mocno przygasła i wydawnictwo DC długo szukało pomysłu na zmianę tego stanu rzeczy. Ostatecznie na stanowisku scenarzysty zatrudniono Grega Ruckę i chociaż dał on czytelnikom kilka bardzo udanych historii, Diana nie sprzedawała się tak dobrze, jak chociażby odświeżona przez Geoffa Johnsa marka GREEN LANTERN. DC Comics postanowiło restartować serię, lecz nadal strasznie się miotało. Na tyle, by przez pierwszych trzynaście numerów zdążyło przewinąć się czworo scenarzystów. W końcu wydawnictwo zatrudniło Gail Simone, która od historii KRĄG rozpoczęła swój niemal trzyletni run, który spotkał się nie tylko z dobrym odbiorem, ale także (wreszcie) dobrze się sprzedał. Simone jest dziś wymieniana jednym tchem obok Rucki oraz Briana Azzarello i nic w tym dziwnego, bo to właśnie ta trójka skutecznie przypominała w ostatnich latach, dlaczego to Wonder Woman należy do ikonicznego ”Trinity” wydawnictwa DC Comics. Wszystko dzięki temu, że twórcy ci po prostu doskonale rozumieli postać, z którą przyszło im się zmierzyć.

Wydawać mogłoby się zatem, że tekst już teraz należy zakończyć i wystawić KRĘGOWI wysoką ocenę. Nic bardziej mylnego, bowiem komiks ten niejako cierpi na tę samą przypadłość, co wspomniany już BATMAN I SYN. Mianowicie stanowi on jedynie pierwszą odsłonę całego runu, którego poszczególne wątki przewijają się także w kolejnych tomach, a tych niestety nakładem WKKDC nie otrzymamy. Tutaj dodam, że chociażby ciekawie odświeżona przez scenarzystkę Etta Candy, która dawno temu stanowiła po prostu humorystyczny akcent pierwszej oraz drugiej serii przygód WONDER WOMAN, ma znacznie bardziej rozbudowaną rolę w komiksach, które w USA pojawiły się już po KRĘGU. Miejcie to na uwadze przed lekturą tomu.

Ale o czym jest sama historia? Wydarzenia osadzone są już po crossoverze AMAZONS ATTACK (swoją drogą, piekielnie rozczarowującym) i przedstawiają nam atak grupy nazistów na opuszczoną Themyscirę, której strzeże jedynie Hipolita. Ale czy na pewno? Okazuje się bowiem, że na wyspie jest ktoś jeszcze. Ktoś, kto stanowi ważny i nieznany dotąd wątek z młodości tytułowej bohaterki. Diana odkryje go, gdy przybędzie do swojej ojczyzny powstrzymać najeźdźców.

Jako wieloletni fan tego runu powiem Wam szczerze – Gail Simone w historii tej nie pokazała jeszcze pełni swoich umiejętności i każdy kolejny tom przygód Diany jej autorstwa, oczywiście moim zdaniem, wypada po prostu dużo lepiej. Co nie zmienia, że KRĄG jest solidnie napisaną historią, która spełnia wszystkie założenia, jakie postawiła sobie autorka. Widać bowiem wyraźnie, że nie tylko chciała przypomnieć genezę Wonder Woman w niesztampowy sposób, ale także dodać do niej coś od siebie i kontynuować wątki rozpoczęte przez poprzedników. Mała dygresja: zapewne część z Was będzie nieco skołowana, widząc Dianę w roli częściowo pozbawionej swoich mocy agentki rządowej, lecz tutaj mała pochwała w kierunku wydawcy kolekcji. Wstęp tym razem nie strzela zabójczymi dla czytelnika spoilerami i całkiem sprawnie wyjaśnia, co doprowadziło do takiego stanu rzeczy.

Wróćmy jednak do KRĘGU. Wydaje mi się, że nadrzędnym celem Gail Simone podczas pisania scenariusza, było zaznaczenie tego, w jaki sposób widzi i rozumie ona pisaną przez siebie postać. Po latach miotania się kolejnych następców Grega Rucki, to właśnie scenarzystka wróciła do korzeni Wonder Woman i znakomicie je uwspółcześniła. Diana w jej wykonaniu to silna kobieta, charakterna wojowniczka, która potrafi być sprawiedliwa dla tych, którzy na to zasługują. Niby oczywistość, lecz konsekwentnie ignorowana przez kilku poprzedników Simone i jakże dobrze zaprezentowana przez twórczynię. Faktem jest, że praktycznie przez całą lekturę trudno nie przewidzieć finału. Zaś sami główni przeciwnicy wydają się być mocno pretekstowi i bardzo mocno czuć, zwłaszcza w przypadku Kapitana Nazisty, że scenarzystka potrzebowała kogoś kręcącego się po drugiej lidze, komu szybko można obić facjatę. Ale nie to było główną ideą stojącą za KRĘGIEM. Simone chciała wprowadzić bezboleśnie nowego czytelnika w świat Diany i zainteresować go na dłużej przygodami tej postaci. Uważam, że udało jej się to wyśmienicie, ponieważ nawet teraz charakterność bohaterki robi wrażenie i chce się sięgać po kolejne tomy. I tu kolejny minus za brak kontynuacji w ramach WKKDC.

Dla równowagi warto dodać, że co prawda członkinie tytułowego kręgu nie wzbudzają w czytelniku poczucia, że stanowią faktyczne wyzwanie dla głównej bohaterki, to jednak amazońsko-mitologiczny aspekt fabularny rozpisany jest bardzo przyzwoicie.

Za warstwę graficzną odpowiadają Terry (rysunki) i Rachel (tusz) Dodsonowie, przy wsparciu Alexa Sinclaira (kolory). Z pracami tego pierwszego polski czytelnik miał już kilkukrotnie okazję się zapoznać – ostatnio na przykład w ”Red Skin” od wydawnictwa Scream Comics – chociaż wydaje się, że cała masa jego prac z jakiegoś powodu omija Polskę. Artysta nigdy nie unikał rysowania pięknych kobiet o, nazwijmy to umownie, tu i ówdzie dość obfitych kształtach. Nie inaczej jest w przypadku KRĘGU i tak, jak przeszkadzało mi to kilka lat temu, tak nic nie zmieniło się do dziś. Kilkukrotnie na łamach omawianego dziś komiksu mamy dziwaczne zbliżenia na niepotrzebnie wyeksponowane pośladki i biust głównej bohaterki. Ponadto Dodson znany jest z dziwnej maniery rysowania większości postaci kobiecych niemal identycznych twarzy. Oprócz tych dwóch kwestii, nie mam się do czego przyczepić. Na lamach KRĘGU pojawia się sporo naprawdę dobrze rozrysowanych scen. Team grafików całkiem nieźle potrafi się odnaleźć zarówno w plenerach Rajskiej Wyspy, lochach jak i wnętrzach budynków. Kreska Dodsona jest mocna i wyrazista, w czym pewnie swój udział ma jego żona, ale miejscami także delikatna oraz obfitująca w szczegóły. Alex Sinclair z kolei nie schodzi poniżej wytyczonego sobie poziomu i chociaż widać, że ten komiks zawiera dużo więcej komputerowych sztuczek niż przykładowo kolorowany również przez niego BATMAN: HUSH, to jednak pasuje to do opowiadanej historii, a przede wszystkim nie psuje ani nie dominuje wysiłków reszty ekipy odpowiedzialnej za warstwę graficzną.

Jestem święcie przekonany, że części z Was nie przypadnie do gustu długość KRĘGU, który zamyka się raptem w czterech zeszytach. Wydanie WKKDC ”dopchnięto” przez to nie jednym, ale aż dwoma zeszytami z czasów srebrnej ery, a konkretnie #98 i #105 pierwszej serii przygód Diany. Jeśli dodatkowe historie dotąd Was nie przekonały, tym razem nie będzie inaczej. Mamy bowiem do czynienia z mocno trącącymi myszką, strasznie naiwnymi opowiastkami. I wiecie co? UWIELBIAM JE :D Robert Kanigher oraz Ross Andru tworzyli z typową dla lat 50-tych ubiegłego stulecia... gracją, a ponieważ tego typu komiksową historię naprawdę bardzo lubię, złego słowa nie napiszę. Wiem jednak po pojawiających się tu i ówdzie komentarzach, że dla niektórych jest to strata papieru. Tak więc niezależnie od zajmowanego stanowiska w tej kwestii, przygotujcie się na to, że w KRĘGU otrzymacie podwójną dawkę komiksowej prehistorii.

Co prawda od tego komiksu zdecydowanie wyżej stawiam WONDER WOMAN z Nowego DC Comics od Egmontu, to jednak KRĄG również uważam za idealny komiks dla kogoś, kto dotąd nie miał styczności z przygodami Diany, lub też sięgał jedynie po wspomnianą przed chwilą serię. Ponownie, żałować trzeba braku kontynuacji w ramach kolekcji, lecz nawet pomimo tego jest to zwarta, solidna historia, która daje sporo przyzwoitej rozrywki. I chyba o to w tym wszystkim chodzi.

4+/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów WONDER WOMAN vol. 3 #14 – 17 oraz WONDER WOMAN vol. 1 #98 i #105.

5 komentarzy:

  1. BUU! To jest najlepszy run w Wonder Woman.

    OdpowiedzUsuń
  2. W drugiej serii Etta Candy wcale nie była elementem humorystycznym - polecam przeczytać chociażby komiksy ze scenariuszem George'a Pereza. Była postacią z krwi i kości, co widać było na przykład w numerze 8, gdzie mamy krótki wgląd w jej punkt widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej serii pamiętam przede wszystkim wątek odchudzania się Etty, który wypadł bardzo komicznie. Co prawda dziś sądzę, że raczej trochę w niezamierzony sposób, ale wciąż komicznie.

      Runu Pereza faktycznie nie znam za dobrze. Wyłapałem swego czasu wyrywkowo kilka zeszytów, a jeśli obecnie są jakieś wznowienia, to nie mam $$$ :)

      Usuń
    2. Początek runu Pereza będzie na szczęście w WKKDC (niestety dopiero pod koniec czerwca 2018 r.) i będzie tam trochę tej fajniejszej Etty Candy.

      Usuń
  3. Słyszałem, że w innym wydaniu były dodatkowo dwa następne zeszyty? Co w nich było i czy historia dużo straciła przez ich brak?

    OdpowiedzUsuń