niedziela, 9 kwietnia 2017

Serialownia #62

Coś się kończy, coś się zaczyna. W kończącym się właśnie tygodniu mieliśmy do czynienia z finałem drugiego sezonu LEGENDS OF TOMORROW, a także startem trzeciej serii IZOMBIE. Do tego doszły raptem dwie odsłony innych produkcji i dzięki temu dzisiejsza "Serialownia" nie jest aż tak wypakowana. Nie oznacza to jednak, że nie musicie wystrzegać się spoilerów. Zapraszamy do rozwinięcia posta.

UWAGA: Ze względu na zamieszanie z emisją POWERLESS, gdy na terenie USA i Kanady wyemitowano dwa różne epizody, co tłumaczono uniknięciem skojarzeń z atakiem gazowym w Syrii, umieszczamy opinię o obu wersjach siódmego odcinka. Tomek obejrzał oba, Krzysiek tylko jeden z nich.
IZOMBIE 3x01: Heaven Just Got a Little Smoother
Tomek: Bardzo cieszy mnie, że serial nie stoi w miejscu lecz się rozwija, a bohaterowie nie żyją w próżni i świat wokół nich zmienia się w reakcji na dramatyczne wydarzenia w końcówce poprzedniego sezonu. Ciekawie zapowiada się też wątek Fillmore-Graves (rozbrajająca gra słów swoją drogą), której szefowa wprawdzie sprawia wrażenie jakby w przyszłości miała się stać głównym czarnym charakterem, ale póki co trudno odmówić jej racji, gdy mówi o prawdopodobnych następstwach upublicznienia wiedzy o istnieniu zombie. Generalnie, zgodnie z oczekiwaniami, IZOMBIE zaliczyło bardzo udany początek sezonu.
Krzysiek T.: Świetny początek sezonu. Wszystkie postacie próbują się odnaleźć w nowych realiach i robią to w typowy dla siebie, bardzo fajnie przedstawiony sposób. Każda z postaci znalazła swoje pięć minut w tym odcinku i wokół nich zarysowano intrygujące zalążki większych fabuł. Bardzo fajnie w ciągu tych 45 minut rozwija się zwłaszcza postać Clive'a. Ogólna intryga wydaje się być przemyślana i po premierze jest całkiem intrygująca, czego nie mogłem powiedzieć przy okazji drugiego sezonu i fikołków z Maxem Ragerem. Mały plusik także za zmianę openingu, gdzie wreszcie ktoś sobie przypomniał o tym, że Aly Michalka też gra tu jedną z pierwszoplanowych ról. Oby cały sezon prezentował się tak zacnie, jak pierwszy jego epizod.
LEGENDS OF TOMORROW 2x17: Aruba
Krzysiek T.: Tak jak cały sezon trzymał się niemal cały czas schematu wciskania nam głupot w taki sposób, by nam one szczególnie mocno nie przeszkadzały, tak finał pod tym kątem zawiódł. Twórcy LEGENDS bowiem z reguły mocno popuszczali wodze fantazji, ale starali się przynajmniej nie przeczyć temu, co mówiono w innych serialach. Dlatego też w scenie, gdy Reverse Flash pojawił się w towarzystwie samego siebie z innych linii czasowych (co, swoją drogą było fatalnie nakręconą sceną i zarazem przeczącą tej ze "śmiercią" Ray'a), nie dość że jawnie zaprzeczył całej idei powstania Legion of Doom, to jeszcze całkowicie olano to, co było wałkowane niejednokrotnie w THE FLASH. Inną sprawą jest to, że Legendy w finale robiły wszystko, by zepsuć linie czasową (Ray w stroju Atoma na polu bitwy, widoczny dla wszystkich żołnierzy start Waveridera, Amaya stwierdzająca iż nie wraca do swoich czasów) i koniec końców olano absolutnie wszystkie sceny. Przynajmniej tak sądzę, bo cliffhanger sugeruje raczej, iż zepsucie czasu to efekt spotkania samych siebie przez bohaterów serialu. Swoją drogą w tym sezonie już dwa razy poważnie zmieniono linię czasową i nic. W THE FLASH nastąpiły stosunkowo niewielkie zmiany w ramach pseudoFlashpointu i wałkuje się to cały sezon. Największą jednak głupotą jest to, że Thawne i spółka napisali rzeczywistość na nowo przy pomocy włóczni i nie wymazali z istnienia w historii momentu, w którym ją przejęli, co zresztą de facto nastąpiło w poprzedniej i już nieistniejącej rzeczywistości! Aha, jeśli ktoś mi wyjaśni po co w ogóle była scena z udziałem Katie Cassidy, byłbym wdzięczny. Jak dla mnie finał bardzo słaby i mało zachęcający do wyczekiwania kontynuacji.
Dawid: Cały drugi sezon prezentował raczej dobry poziom, z wyjątkiem kilku środkowych epizodów. Co do finału, to może nie był tak spektakularny jak w pierwszym sezonie, ale dostarczył całkiem sporo powodów do zadowolenia. Jakbym miał patrzeć tylko pod kątem logiczności, sensowności i trzymania się kupy posunięć poszczególnych postaci, to zdecydowanie mógłbym czuć się rozczarowany i to bardzo. Ale to przecież LEGENDY, gdzie z założenia nie warto przykładać szczególnej uwagi do tego, czy coś może/nie może się wydarzyć, tylko czerpać frajdę z zabawnych sytuacji i kwestii wypowiadanych przez bohaterów. Ostatni odcinek to kumulacja wszystkich możliwych bzdur i złamanie wszelkich żelaznych zasad, jakie przestrzegane były przez załogę Waveridera podczas podróży w czasie przez poprzednich 16 epizodów. Z jednej strony to źle, ale z drugiej świetnie się bawiłem widząc, jak postacie ewidentnie mają gdzieś ograniczenia związane z ich ingerencją w strumień czasu. Było oczywiście kilka zgrzytów, na które nie można było przymknąć oka, jak chociażby rozdzielenie potężnego Firestorma poprzez trafienie zwykłą strzałą, czy też pojawienie się w jednym miejscu różnych wersji Eobarda Thawne'a, ale ogólnie jestem zadowolony i czekam na kolejny sezon.
Tomek: Właśnie dla takich odcinków warto oglądać ten serial. Jedna kompletnie zwariowana rzecz goni następną, a ja na przemian albo wybuchałem śmiechem albo biłem brawo. Bardzo fajnie, że finał okazał się najlepszym (obok odcinka o George’u Lucasie) epizodem sezonu, dzięki czemu zostawia on w pamięci miłe wspomnienia i uczucie żalu, że na kolejne trzeba czekać do jesieni.
POWERLESS 1x07: Emergency Punch-Up
Tomek: I kolejny udany odcinek. Twórcy bardzo dobrze zrobili skupiając się na naszych głównych bohaterach, świetnie pokazując chemię i tarcia między nimi. Każdy z aktorów miał choć jedną scenę, w której  mógł zabłysnąć. Mam wrażenie, że serial w końcu złapał wiatr w żagle, bo był to moim zdaniem zdecydowanie najlepszy epizod z dotychczasowych. Zważywszy jednak na to w jak głębokim poważaniu najwyraźniej ma go NBC (wystarczy spojrzeć na zamieszanie z siódmymi odcinkami) i nienajlepsze wyniki oglądalności, jest już chyba dla niego za późno.
Krzysiek T.: Czekałem na taki epizod od samego początku serialu. Wreszcie pozwolono rozwinąć skrzydła wszystkim bohaterom serialu i nadać im cała masę charakteru, a przy tym zrobić to w sposób niebywale zabawny i wykorzystawszy talenty poszczególnych aktorów. Co prawda nie mam większych wątpliwości, że POWERLESS zakończy swój żywot na pierwszym sezonie, lecz utrzymany zostanie poziom chociażby tego epizodu, serial wart będzie wspomnienia.

POWERLESS 1x07: Van v Emily Dawn of Justice
Tomek: Kolejny odcinek, który mi się podobał. Pewnie w dużej mierze dlatego, że pierwsze skrzypce grał w nim Alan Tudyk, który w tym serialu jest póki co bezbłędny. Generalnie cała rywalizacja Vana i Emily była rozkosznie idiotyczna. Twórcy sami zdawali sobie sprawę, że to najlepsza część epizodu, bowiem jego drugi, mówiąc nieco na wyrost, wątek został potraktowany po macoszemu i sprowadza się do pokazywania średnio co 5 minut Teddy’ego przez chwilę marzącego o Green Fury.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x15: Hat Trick
Krzysiek T.: Kolejny odcinek skupiający się na magicznym zagrożeniu i zarazem ponownie udowadniający, że wciskanie do niego Batmana służy tylko temu, by komuś chciało się go obejrzeć z większym zaciekawieniem. Batman bowiem w tym odcinku nie zrobił kompletnie nic, oprócz tego że był, poskakał po linach i zmarnował kilka ładunków wybuchowych. Całą robotę odwaliła Zatanna oraz częściowo Etrigan i gdyby mocniej skupiono się na tej dwójce, byłoby na pewno ciekawiej. Dużo akcji, niewiele żartów, brak zaskoczeń. Ogólnie bardzo średni epizod.
Tomek: Zestaw bohaterów mamy dokładnie taki sam jak w poprzednim odcinku. Niestety on sam wypada zdecydowanie słabiej. Ma wprawdzie kilka fajnych momentów, jak np. podbródkowy Zatanny z kapelusza, ale generalnie mam wrażenie jakby twórcy zupełnie nie mieli pomysłu. Boleśnie sztampowa fabuła i nikła zawartość humoru w efekcie daje jeden z najsłabszych epizodów serii. 

Zdjęcia pochodzą ze strony Comicbook.com

2 komentarze:

  1. zakończenie LoT fajne ciekawe czy zobaczymy Kamandiego czy jakieś inne postacie minus jest jeden dlaczego znowu nie będzie skutków tego w arrow i flashu przecież scenarzyści wszystkich serii pracują w jednym budynku nawet chyba na tym samym piętrze tak ciężko uzgodnić wspólne continuum ?? robimy w LoT to co wpłynie na to w Arrow i na to w flashu oraz może to w supergirl ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z całą krytyką, jaką koledzy uraczyli finał LoT. Ale taki już jestem, że uwielbiam samobójczy heroizm, tak więc płakałem jak bóbr i przy finale bawiłem się świetnie.

    OdpowiedzUsuń