Z archiwum DC Multiverse - Krzysztof Sagański i jego recenzja mini serii o koledze Aquamana.
Kto nie idzie na przód, ten się cofa. Doskonale zdawali sobie z tego
sprawę scenarzyści DC, którzy pracowali nad przygodami młodej generacji
super herosów. Dick Grayson, Roy Harper, Donna Troy, czy Wally West
przez całe lata działali jako Robin, Speedy, Wonder Girl i Kid Flash.
Czytelnicy zdążyli się do nich przyzwyczaić i polubić. Jednakże
wydawnictwo nie chciało, by te postaci do końca życia występowały
jedynie jako sidekicki, jako „dodatki” do swych mentorów, a więc super
herosów z prawdziwego zdarzenia. Chciano, by bohaterowie ci
„wydorośleli” i uzyskali własne tożsamości, odcinając się skutecznie od
nauczycieli. I tak Dick został Nightwingiem, Roy Arsenalem, Donna Troią,
zaś Wally Flashem. Za metamorfozę pierwszej trójki odpowiada Marv
Wolfman, który na łamach swej serii zaprezentował nam nowe wcielenia
tych bohaterów. Można więc śmiało powiedzieć, że owi młodzi bohaterowie
zawdzięczają Marvowi swoją podmiotowość. Co zaczął Woflman, Jimenez miał
skończyć, można powiedzieć w tym miejscu.
Phil Jimenez to scenarzysta i rysownik z bardzo dużym bagażem doświadczeń. Zajmował się min. „New Titans”, „Team Titans”, „JLA/Titans”, „DC Special: The Return of Donna Troy”, czy “Wonder Woman”. Jak więc widać, artysta ten miał wiele wspólnego z tytułami skupiającymi się na szeroko pojętym świecie Teen Titans. Nie może więc dziwić, że Jimenez z chęcią zabrał się do pracy nad cztero częściową mini serią opowiadającą o Garthcie, a więc chyba najmniej popularnym Tytanem z oryginalnego składu.
Tak niestety wyszło, że Marv Wolfman nigdy nie był zwolennikiem Aqualada. Dowodem na to jest chociażby to, że bohater ten ani razu nie znalazł się w składzie Tytanów, kiedy Wolfman był scenarzystą. Występy gościnne Gartha również policzyć można na palcach jednej ręki. Oczywiście nieco lepiej było z seriami opowiadającymi o Aquamanie. Młody bohater, jako sidekick, miał zapewnione występy w owych seriach. Niestety nigdy nie osiągnęły one szczytu popularności, o czym świadczy fakt, że częściej, niż działo się z innymi tytułami, komiksy z Aquamanem były restartowane. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że Aqualad nigdy nie wygrywał plebiscytów na najpopularniejszego bohatera młodej generacji.
A co takiego kończy Jimenez co zaczął Marv Wolfman? Otóż mini serią „Tempest” Jimenez ostatecznie kończy proces dojrzewania i osiąganie swoistej niepodległości przez wszystkich młodych bohaterów, znanych nam z oryginalnego składu Teen Titans. Po Dicku, Donnie, Wallym i Royu w końcu przychodzi czas na Gartha. Dzięki historii „Prophets and kings” młody bohater zrzuca z siebie kostium Aqualada a zakłada nowy, każąc nazywać siebie „Tempest”. Już sam ten fakt, dla miłośników tego bohatera i Tytanów ogólnie, powinien być wystarczającym powodem do sięgnięcia po lekturę historii Jimeneza.
Sam scenarzysta zasługuje na pochwałę, że zdołał w tak wspaniały sposób przeobrazić Gartha z postaci niezbyt ciekawej, w niemal niezwyciężonego herosa o ciekawym wyglądzie. Bo Jimenez nie ograniczył się tylko do tego, co widzimy na zewnątrz, a więc do stroju i nowego alter ego. Phil wyposażył Gartha w nowe, potężne zdolności, które powodują, że pod nieobecność Aquamana Atlantis może spać spokojnie. Oprócz tego podobać się może charakter naszego bohatera. Tempest nie jest już bojaźliwym chłopakiem, jakim zdarzało się być Aqualadowi. Garth by Jimenez to przywódca i dumny wojownik, który z pewnością może przekonać do siebie wszystkich czytelników, którzy nigdy nie łaknęli obecności Aqualada w danej historii.
Oprócz przeobrażenia Gartha, mocną stronią „Tempesta” jest sama historia, dzięki czemu lektura jest z pewnością ciekawą formą spędzenia czasu. Przed czytaniem muszę jednakże ostrzec fanów, że jeżeli nigdy nie zaglądali do serii „Aquaman”, to powinni przygotować się na zetknięcie z zupełnie nowymi realiami. Będziemy bowiem w wodnym świece, znacznie różniącym się od mrocznych ulic Gotham, czy słonecznych zakątków Metropolis. Podstawowa wiedza o Atlantis więc się przyda, aczkolwiek Jimenez wyjaśnia wszystko w sposób na tyle wystarczający, że nawet taki żółtodziób jak ja, szybko pojął o co chodzi. Scenarzysta uraczył nas również w pierwszym zeszycie dosyć dużą dawką retrospekcji, które rzucają trochę światła na postać Gartha i jego historię. Dzięki nim szybko pojmiemy kim jest Atlan, czy Letifos.
Podczas lektury miałem wrażenie, że Jimenez nie był zbytnio zadowolony z tego, że „Tempest” liczyć może tylko 4 zeszyty. Wydawało się, że scenarzysta gna z historią do przodu jak szalony, zaś kolejne fakty i wydarzenia po prostu nas zalewają i w pewnym momencie można było się pogubić. Wszystko rekompensuje jednak fakt, że fabuła jest naprawdę dobrze przez scenarzystę „sklecona”. Historia jest przemyślana, interesująca, zaskakująca, czasem dramatyczna. Z pewnością nie jest płytka, ani wtórna.
„Prophets and kings” to nie rodzaj historii, o której można by powiedzieć, że czytało się podobną miesiąc temu. To nie jest standardowa opowieść o tym, jak bohater musi skopać tyłek złoczyńcy. Owszem, mamy do czynienia w tej mini serii z potężnym czarnym charakterem, jednakże Jimenez dokłada do tego wyjawienie nieznanych faktów z przeszłości, spektakularny powrót Aquagirl oraz wspomnianą metamorfozę Gartha w Tempesta. Mamy więc do czynienia z innowacyjnością, która daje wiele plusów „Tempestowi”.
Phil Jimenez nie stronił w swej historii od dialogów. Jest ich dużo. Może nawet za dużo. Niekwestionowaną prawdą jest to, że czyta się owe komiksy znacznie dłużej, niż inne tytuły. I w sumie nie powinno to być minusem, albowiem komiks powinno się kupować raczej do lektury, aniżeli oglądania obrazków. Jednakże w tym przypadku scenarzysta lekko przesadził i niektóre fragmenty były znacznie „przegadane”. Uwagi można mieć w szczególności do kwestii związanych z przeszłością Gartha i jego rodziny. To były właśnie owe momenty, gdy mogliśmy stracić orientację i zagubić wątek, gdyż informacje zwalały się na nas niczym lawina w górach.
Dominacja dialogów nie oznacza, że miłośnicy super bohaterskiej akcji nie znajdą niczego dla siebie. Jimenez nie stronił bowiem od ukazywania starć Tempesta i jego towarzyszy z przeciwnikiem. Jednakże podwodna walka jest dosyć specyficzna i to czy zyska ona naszą sympatię zależy już od nas samych. Nie powaliła mnie na kolana i uważam, że daleko jej do doskonałości, ale nie raziła też na tyle, by mieć większe uwagi.
Niewątpliwym plusem „Tempest” jest również fakt, że Garth jest jedyną pierwszoplanową postacią z prawdziwego zdarzenia. Jimenez ewidentnie uwagę czytelnika pragnął skupić tylko na nim. Dlatego osoby mu towarzyszące to Atlan, czy Letifos, którzy nie mogliby się równać z gościnnym występem Aquamana, czy przyjaciół z Teen Titans. Dzięki braku innych pierwszoligowych bohaterów, na Garthu mogą zostać skupione wszystkie światła reflektorów.
Wiemy nie od dzisiaj, że dobrze przedstawiona postać pozytywnego bohatera to tylko część sukcesu. Jeżeli scenarzysta nie stworzy głównego złoczyńcy w sposób, który urzeknie czytelników, nici z udanej historii. Jimenezowi trzeba przyznać, że stworzył pierwszego nemezis Tempesta z prawdziwego zdarzenia. Slizzath jest postacią silną, potężną. Dzięki temu czytelnicy nabierają w stosunku do niego respekt i traktują go poważnie. Brawa Jimenezowi należą się również za przerażający wygląd złowrogiego maga, który przypominać trochę może Skeletora, znanego nam z opowieści o HE-Manie.
Nie można przy recenzowaniu „Tempesta” nie wspomnieć o małej fanaberii Jimeneza, która wiązała się z powrotem na scenę Tuli. O ile jestem przeciwnikiem powrotu herosów do życia, o tyle nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby oryginalna Aquagirl powróciła na karty komiksów DC. Wszystko przez to, że nie miałem tak naprawdę okazji do poznania Tuli, gdyż straciła ona życia na długo przed moim zainteresowaniem się historiami pochodzącymi z wydawnictwa DC. Z pewnością wielu fanów jest w podobnej do mojej sytuacji, dlatego też możliwość obserwowania Aquagirl w akcji była czymś szczególnym. Nawet jeżeli Tula była… W tym momencie przerwę i odeślę do komiksu, gdyż nie chcę pozbawiać Was przyjemności z lektury.
Mini seria „Tempest” jest bardzo przyzwoita lekturą, prezentującą solidny poziom. Jimenez spisał się bardzo dobrze, zaś pochwalić go można nie tylko za napisanie ciekawej historii, ale też za rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu Gartha i uczynienie go super herosem z prawdziwego zdarzenia.
Phil Jimenez to scenarzysta i rysownik z bardzo dużym bagażem doświadczeń. Zajmował się min. „New Titans”, „Team Titans”, „JLA/Titans”, „DC Special: The Return of Donna Troy”, czy “Wonder Woman”. Jak więc widać, artysta ten miał wiele wspólnego z tytułami skupiającymi się na szeroko pojętym świecie Teen Titans. Nie może więc dziwić, że Jimenez z chęcią zabrał się do pracy nad cztero częściową mini serią opowiadającą o Garthcie, a więc chyba najmniej popularnym Tytanem z oryginalnego składu.
Tak niestety wyszło, że Marv Wolfman nigdy nie był zwolennikiem Aqualada. Dowodem na to jest chociażby to, że bohater ten ani razu nie znalazł się w składzie Tytanów, kiedy Wolfman był scenarzystą. Występy gościnne Gartha również policzyć można na palcach jednej ręki. Oczywiście nieco lepiej było z seriami opowiadającymi o Aquamanie. Młody bohater, jako sidekick, miał zapewnione występy w owych seriach. Niestety nigdy nie osiągnęły one szczytu popularności, o czym świadczy fakt, że częściej, niż działo się z innymi tytułami, komiksy z Aquamanem były restartowane. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że Aqualad nigdy nie wygrywał plebiscytów na najpopularniejszego bohatera młodej generacji.
A co takiego kończy Jimenez co zaczął Marv Wolfman? Otóż mini serią „Tempest” Jimenez ostatecznie kończy proces dojrzewania i osiąganie swoistej niepodległości przez wszystkich młodych bohaterów, znanych nam z oryginalnego składu Teen Titans. Po Dicku, Donnie, Wallym i Royu w końcu przychodzi czas na Gartha. Dzięki historii „Prophets and kings” młody bohater zrzuca z siebie kostium Aqualada a zakłada nowy, każąc nazywać siebie „Tempest”. Już sam ten fakt, dla miłośników tego bohatera i Tytanów ogólnie, powinien być wystarczającym powodem do sięgnięcia po lekturę historii Jimeneza.
Sam scenarzysta zasługuje na pochwałę, że zdołał w tak wspaniały sposób przeobrazić Gartha z postaci niezbyt ciekawej, w niemal niezwyciężonego herosa o ciekawym wyglądzie. Bo Jimenez nie ograniczył się tylko do tego, co widzimy na zewnątrz, a więc do stroju i nowego alter ego. Phil wyposażył Gartha w nowe, potężne zdolności, które powodują, że pod nieobecność Aquamana Atlantis może spać spokojnie. Oprócz tego podobać się może charakter naszego bohatera. Tempest nie jest już bojaźliwym chłopakiem, jakim zdarzało się być Aqualadowi. Garth by Jimenez to przywódca i dumny wojownik, który z pewnością może przekonać do siebie wszystkich czytelników, którzy nigdy nie łaknęli obecności Aqualada w danej historii.
Oprócz przeobrażenia Gartha, mocną stronią „Tempesta” jest sama historia, dzięki czemu lektura jest z pewnością ciekawą formą spędzenia czasu. Przed czytaniem muszę jednakże ostrzec fanów, że jeżeli nigdy nie zaglądali do serii „Aquaman”, to powinni przygotować się na zetknięcie z zupełnie nowymi realiami. Będziemy bowiem w wodnym świece, znacznie różniącym się od mrocznych ulic Gotham, czy słonecznych zakątków Metropolis. Podstawowa wiedza o Atlantis więc się przyda, aczkolwiek Jimenez wyjaśnia wszystko w sposób na tyle wystarczający, że nawet taki żółtodziób jak ja, szybko pojął o co chodzi. Scenarzysta uraczył nas również w pierwszym zeszycie dosyć dużą dawką retrospekcji, które rzucają trochę światła na postać Gartha i jego historię. Dzięki nim szybko pojmiemy kim jest Atlan, czy Letifos.
Podczas lektury miałem wrażenie, że Jimenez nie był zbytnio zadowolony z tego, że „Tempest” liczyć może tylko 4 zeszyty. Wydawało się, że scenarzysta gna z historią do przodu jak szalony, zaś kolejne fakty i wydarzenia po prostu nas zalewają i w pewnym momencie można było się pogubić. Wszystko rekompensuje jednak fakt, że fabuła jest naprawdę dobrze przez scenarzystę „sklecona”. Historia jest przemyślana, interesująca, zaskakująca, czasem dramatyczna. Z pewnością nie jest płytka, ani wtórna.
„Prophets and kings” to nie rodzaj historii, o której można by powiedzieć, że czytało się podobną miesiąc temu. To nie jest standardowa opowieść o tym, jak bohater musi skopać tyłek złoczyńcy. Owszem, mamy do czynienia w tej mini serii z potężnym czarnym charakterem, jednakże Jimenez dokłada do tego wyjawienie nieznanych faktów z przeszłości, spektakularny powrót Aquagirl oraz wspomnianą metamorfozę Gartha w Tempesta. Mamy więc do czynienia z innowacyjnością, która daje wiele plusów „Tempestowi”.
Phil Jimenez nie stronił w swej historii od dialogów. Jest ich dużo. Może nawet za dużo. Niekwestionowaną prawdą jest to, że czyta się owe komiksy znacznie dłużej, niż inne tytuły. I w sumie nie powinno to być minusem, albowiem komiks powinno się kupować raczej do lektury, aniżeli oglądania obrazków. Jednakże w tym przypadku scenarzysta lekko przesadził i niektóre fragmenty były znacznie „przegadane”. Uwagi można mieć w szczególności do kwestii związanych z przeszłością Gartha i jego rodziny. To były właśnie owe momenty, gdy mogliśmy stracić orientację i zagubić wątek, gdyż informacje zwalały się na nas niczym lawina w górach.
Dominacja dialogów nie oznacza, że miłośnicy super bohaterskiej akcji nie znajdą niczego dla siebie. Jimenez nie stronił bowiem od ukazywania starć Tempesta i jego towarzyszy z przeciwnikiem. Jednakże podwodna walka jest dosyć specyficzna i to czy zyska ona naszą sympatię zależy już od nas samych. Nie powaliła mnie na kolana i uważam, że daleko jej do doskonałości, ale nie raziła też na tyle, by mieć większe uwagi.
Niewątpliwym plusem „Tempest” jest również fakt, że Garth jest jedyną pierwszoplanową postacią z prawdziwego zdarzenia. Jimenez ewidentnie uwagę czytelnika pragnął skupić tylko na nim. Dlatego osoby mu towarzyszące to Atlan, czy Letifos, którzy nie mogliby się równać z gościnnym występem Aquamana, czy przyjaciół z Teen Titans. Dzięki braku innych pierwszoligowych bohaterów, na Garthu mogą zostać skupione wszystkie światła reflektorów.
Wiemy nie od dzisiaj, że dobrze przedstawiona postać pozytywnego bohatera to tylko część sukcesu. Jeżeli scenarzysta nie stworzy głównego złoczyńcy w sposób, który urzeknie czytelników, nici z udanej historii. Jimenezowi trzeba przyznać, że stworzył pierwszego nemezis Tempesta z prawdziwego zdarzenia. Slizzath jest postacią silną, potężną. Dzięki temu czytelnicy nabierają w stosunku do niego respekt i traktują go poważnie. Brawa Jimenezowi należą się również za przerażający wygląd złowrogiego maga, który przypominać trochę może Skeletora, znanego nam z opowieści o HE-Manie.
Nie można przy recenzowaniu „Tempesta” nie wspomnieć o małej fanaberii Jimeneza, która wiązała się z powrotem na scenę Tuli. O ile jestem przeciwnikiem powrotu herosów do życia, o tyle nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby oryginalna Aquagirl powróciła na karty komiksów DC. Wszystko przez to, że nie miałem tak naprawdę okazji do poznania Tuli, gdyż straciła ona życia na długo przed moim zainteresowaniem się historiami pochodzącymi z wydawnictwa DC. Z pewnością wielu fanów jest w podobnej do mojej sytuacji, dlatego też możliwość obserwowania Aquagirl w akcji była czymś szczególnym. Nawet jeżeli Tula była… W tym momencie przerwę i odeślę do komiksu, gdyż nie chcę pozbawiać Was przyjemności z lektury.
Mini seria „Tempest” jest bardzo przyzwoita lekturą, prezentującą solidny poziom. Jimenez spisał się bardzo dobrze, zaś pochwalić go można nie tylko za napisanie ciekawej historii, ale też za rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu Gartha i uczynienie go super herosem z prawdziwego zdarzenia.
Krzysztof Sagański
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz