Po zlikwidowaniu zagrożenia, jakie dla Gotham stanowiła
Meduza, Batwoman spodziewała się, że już nic gorszego nie może się jej
przytrafić. Nic z tych rzeczy. Bohaterka zostaje wplątana w sam środek starcia
pomiędzy Bonesem i jego D.E.O. a Mrocznym Rycerzem, a na szali położone zostaje
bezpieczeństwo jej bliskich. Oto przed Wami ostatni arc spinający dotychczasowy
run J.H. Williamsa III oraz W. Hadena Blackmana, czyli finał bez spodziewanego
finału. Ani też finał bez niespodziewanego finału. Finał, który w rzeczywistości
w ogóle nie jest finałem.
THIS BLOOD IS THICK miał być w założeniu nie tylko
kulminacją dotychczasowych przygód Kate Kane w ramach New 52. To miało być
również zwieńczenie wszystkiego tego, co zapoczątkowane zostało jeszcze w
starym DCU w ramach serii 52, czy też DETECTIVE COMICS. Batwoman udało się
pozostać jedną z bardzo nielicznych postaci, na której losy nie wpłynęły żadne
zmiany w kontinuum DC i po prostu w pewnym momencie została ona „zamrożona”,
„zahibernowana”, może„zastopowana”, aż w końcu została ponownie wystawiona na
światło dzienne, jakby w międzyczasie nic się nie stało. BATWOMAN to był (bo
już od #25 wszystko się zmieni) komiks wyjątkowy, w którym dużą rolę odgrywała
przede wszystkim przepiękna momentami oprawa graficzna, i która tylko z urzędu
klasyfikowana była jako seria z bat-rodziny. Seria mało przystępna dla nowego
czytelnika, gdyż wymagała znajomości przede wszystkim wydarzeń przedstawionych
w Elegy. I oto wreszcie po kilku
latach doczekaliśmy się zwieńczenia pracy zapoczątkowanej przez Grega Ruckę
oraz JHW3, ale niestety całość zaszokowała czytelników w zupełnie nieoczekiwany
sposób, w czym niestety ogromna zasługa władz DC.
Jak wiadomo Blackman i Williams III w wyniku sporu z DC
Comics zdecydowali się zakończyć jeszcze w trakcie trwania historii This Blood is Thick swoją przygodę z
serią BATWOMAN, stąd zamiast okazałego finału otrzymaliśmy jedynie zachęcający
i intrygujący cliffhanger. Historia miała rozgrywać się jeszcze przez dwa
numery, a wszystko miało zostać zwieńczone w #26. (Jako ciekawostka – okładka
wydania zbiorczego to niewykorzystany cover do #26 właśnie). Zeszyt 25 był już
praktycznie ukończony, ale władze DC i tak nie zdecydowały się na jego
publikację. Wszystko przez kwestię legalizacji związku homoseksualnego pomiędzy
Kate a Maggie, na który „góra” nie wyraziła zgodę. Trudno zatem dziwić się
decyzji o rezygnacji scenarzystów, skoro nie pozwolono im przedstawić własnej
wizji przyszłych wydarzeń. Smutek fanów serii jest o tyle zrozumiały, że
przecież trwali oni przy serii od dłuższego czasu i zasługiwali na otrzymanie
odpowiedzi na zadane w trakcie trwania tytułu pytania. Jak zwykle czytelnik
traktowany jest jako podmiot najniższy, który nie ma żadnego prawa głosu. Williams
miał w planach ukazać m.in. origin Mr. Bonesa i jego związek z pannami Kane, a
oprócz tego także starcie ojca Kate z Murder of Crows, przemianę agentki Chase,
przyczyny przeobrażenia Elisabeth w Alice oraz to, jak ułożą się relacje
pomiędzy Batmanem a Batwoman i pomiędzy Maggie a Batwoman. Miał w planach, ale
już tego nie zrealizuje.
W cieniu tej smutnej decyzji twórców sprawdźmy, jak
pomijając brak zakończenia prezentuje się ostatni tom ich autorstwa. W skrócie
nie jest źle, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Odchodzimy wreszcie o paranormalnych
klimatów i mitycznych bestii atakujących Gotham, a skupiamy się bliżej na
zwykłych problemach Kate i jej bliskich. Batwoman postanawia wreszcie wyrwać
się ze szponów D.E.O., ale sprawa komplikuje się na skutek rewelacji
dotyczących Beth/Alice. Bohaterka jest zdesperowana w osiągnięciu wolności na
tyle, że zgadza się podjąć zaskakującą misję, której do tej pory nikt nie był w
stanie wykonać. Tym razem przysłowiowym wielkim złym całej historii nie jest
nikt pokroju Meduzy, ale mimo to do skutecznego wykonania zadania główna
bohaterka potrzebuje pomocy wszystkich zaufanych sobie osób. W komiksie tym
widzimy praktycznie wszystkie postacie, które znaczą coś w życiu Kate, i które
dla niej gotowe są pójść w ogień.
Cała akcja nie jest może jakaś spektakularna i trzymająca w
napięciu przez cały czas trwania historii. Są momenty ciekawe, ale są też
słabe, po których chce się ziewać. Widać wyraźnie sinusoidalność poziomu całej
serii, która po dobrym pierwszym tomie podniosła się trochę podczas finałowej
batalii z Meduzą, a następnie zaczęła znów pikować w dół gdzieś do numeru 20.
Później znów widzimy więcej ciekawych rzeczy, które urywają się brutalnie pod
koniec tomu. Najciekawiej pokazane są relacje pomiędzy Maggie oraz Kate, które
od początku obok rysunków stanowiły o sile całej serii. Co do rysunków to tym
razem mamy mały ukłon dla fanów Francesco Francavilli, a po za tym resztę
wykonuje Trevor McCarthy, który jakby się nie starał nigdy nie będzie takim
artystą, jak JHW3. Zresztą McCarthy rysuje tutaj trochę nierówno, jedna odsłona
wydaje się bardziej dopracowana, druga już mniej. Scenarzyści też parokrotnie
wykazują się brakiem wiedzy na temat aktualnych wydarzeń w innych bat-seriach,
co akurat jest pożądane, jeśli ktoś zamierza sięgnąć gościnnie po Nightwinga
(operującego w tym samym czasie w Chicago, a nie w Gotham), Katanę (która w
danym momencie nie jest już członkinią „Ptaszyn”) czy też Batwinga (którym jest
Luke Fox, a nie David Zavimbe). Wiem, że BATWOMAN jest jakby ponad kontinuum,
ale takie rzeczy trochę rażą w oczy.
Podsumowując, brak rysunków JHW3 i brak zakończenia
sprawiają, że nie sposób wystawić temu komiksowi wysokiej oceny. Czuć tutaj
taki pozbawiony efektu „Wow” klimat, jaki panuje w wielu innych, jedynie
przeciętnych tytułach z linii New 52. Dochodzimy pod koniec do trudnego
momentu, w którym trzeba się zastanowić i zadać sobie pytanie, czy warto było
śledzić losy Kate Kane od września 2011, skoro na koniec zostało się oszukanym?
Może trzeba było poprzestać na lekturze BATWOMAN: ELEGY? Czy trzymać u siebie w
kolekcji z sentymentu BATWOMAN VOL. 1 – VOL. 4, czy też natychmiast pozbyć się
całości na allegro? Decyzja należy do Was.
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów BATWOMAN #18 – 24
Ocena: 3,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz