wtorek, 2 grudnia 2014

Bat-epopeja Granta Morrisona

Morrison przez 7 lat mieszał w mitologii Mrocznego Rycerza. Na zakończenie jego runu na DC Mulitiverse pojawiło się 4-oczęściowe podsumowanie. W tym poście znajdziecie je w całości. A zatem przed Wami kolejność czytania, plusy i minusy oraz ogólne podsumowanie tego, co zmajstrował z Batmanem Grant. Całość powstała we współpracy mojej i Łukasza Kolasy.
KOLEJNOŚĆ CZYTANIA:
Jeśli chodzi o zbiorcze wydania, to w skład sagi wchodzą:

    -Batman: Batman and Son
    -Batman: Black Glove
    -Batman: R.I.P.
    -Batman: Time and the Batman
    -Batman and Robin: Batman Reborn
    -Batman and Robin: Batman vs Robin
    -Batman and Robin: Batman and Robin Must Die
    -Batman: The Return Of Bruce Wayne
    -Batman, Incorporated
    -Batman, Incorporated: Demon Star
    -Batman, Incorporated: Gotham Most Wanted

Jeśli chcecie poznać całość to powyższe jest absolutnym "must read". Można dostać już poszerzone wydania zbiorcze, które zbierają zawartość kilku tomów jednocześnie.

Na samiuśki początek można przeczytać występy Batmana w serii 52, ale nie jest to potrzebne.

Darować zdecydowanie można crossover między bat-seriami - Ressurection of Ra's Al Ghul.

Po R.I.P. można przeczytać Final Crisis (Batman vs Darkseid), ale nie trzeba, gdyż to, co tam istotne znajdziecie w R.I.P. The Missing Chapter zawartym w tomie Time and Batman.

Warto też rzucić okiem na nienapisaną przez Morrisona, ale dobrze wprowadzającą do serii Batman and Robin historię Batman: Battle For The Cowl, gdzie trzech Robinów (Grayson, Todd i Drake) konkuruje o schedę po Bruce'ie Wayne'ie.

Prawdopodobnie lepiej rozumiejący bat-sagę Morrisona niż sam Morrison blogger rikdad sugeruje następującą kolejność czytania (lekko zmodyfikowaną przez nas - nie ma na niej Ressurection... ani 52):

    Batman:
    Batman and Son: #655-658
    The Clown at Midnight: #663
    Batman in Bethlehem: #666
    Club of Heroes: #667-669
    Three Ghosts of Batman: #672-675
    Batman, R.I.P.: #676-681.

    Lost in Time:
    Last Rites: #682-683
    Batman #701
    Final Crisis #1-7 (zwłaszcza #1, 2, 6)
    Batman #702
    Batman and Robin #1-9
    Return of Bruce Wayne #1-5
    Batman and Robin #10-15
    Batman #700
    Return of Bruce Wayne #6
    Batman and Robin #16.

    Batman, Incorporated:
    Batman: The Return #1
    Batman, Inc #1-8
    Leviathan Strikes! #1
    Batman, Inc vol 2 #1-3, #0, #4-13.

Lista rikdada podzielona szczegółowo na zeszyty będzie Wam przede wszystkim pomocna w wypadku lektury Batman and Robin i Return of Bruce Wayne, które to należy w pewnym momencie czytać jednocześnie.

Damex
----------

PLUSY:



-Historia "The Island of Mister Mayhew" - Club of Heroes to stary i paździerzowy w założeniu pomysł (który potem wyewoluował w "Batman, Inc."), ale ta opowieść stanowi pierwszorzędny kryminał. Batman i Robin (Tim Drake) oraz ich odpowiedniki z innych krajów uwięzieni na wyspie, a wśród nich jest morderca. Batmanowa wersja "I nie było już nikogo" (znanej też pod tytułem "Dziesięciu murzynków") Agathy Christie została zilustrowana przez fenomenalnego J.H. Williamsa III. Ten kameleon stylu znakomicie przedstawił to, co napisał Morrison dodatkowo wyraźnie akcentując wydarzenia dziejące się w teraźniejszości oraz retrospekcje.
-Bat-cow - krowa w bat-jaskini, absurdalne, ale urocze. Morrison postanowił nawiązać do klasycznych bohaterów i ich zwierzęcych menażerii. Plus za to, że zrobił to ironicznie i z polotem, puszczając oko do czytelnika, zapewniając nam tym samym wiele radości.

-Rysownicy - Quitely, Irving, Kubert, Burnham, Daniel, Stewart, Tan... i to wciąż nie wszyscy, którzy współpracowali w ciągu 7 lat z Morrisonem. Każdy wniósł swój charakterystyczny styl do danej opowieści, a razem stworzyli śmietankę artystów współtworzących nietoperzową epopeję. Morrison ma chyba dar do przekazywania swojej wizji rysownikom, z każdym potrafił stworzyć coś wyjątkowego, nigdy jedna strona nie dominowała drugiej, a efekt końcowy nie pozostawiał nic do życzenia (no chyba, że ktoś po prostu nie trawi kreski konkretnego rysownika…).

-BATMAN #666 - alternatywna, apokaliptyczna wizja przyszłości, w której po śmierci Bruce'a jego syn zawarł pakt z diabłem i obecnie pełni obowiązki Mrocznego Rycerza. Miał to być swego rodzaju jednozeszytowy elseworld, ale Morrison wrócił jeszcze dwukrotnie w swoim runie do tej rzeczywistości. Batman tworząc grupę „Batmanów wielu narodów” chciał zapobiec tej właśnie wersji przyszłości, którą zobaczył w wizji podczas podróży w czasie. Gotham City w wydaniu 666 było na tyle popularne, że zaowocowało elseworldową mini serią Andy'ego Kuberta DAMIAN: SON OF BATMAN.

-Zur-En-Arrh - Gdy Bruce straciwszy zmysły, odurzony narkotykami przez Black Glove wyskoczył nagle w uszytym z kolorowych szmat kostiumie obok głowy mając Bat-Mite'a, wkurzenie na Morrisona było ogromne. Ale minęło. Oczywiście "haters gona hate", ale po czasie doceniamy, że Morrison wziął idiotyczny koncept z połowy minionego wieku i za jego pomocą zrobił z Batmana nadczłowieka... Bo jak inaczej nazwać to, że ma on plan na każdą okazję - łącznie z tym, że przyszykował zapasową tożsamość na wypadek utraty zmysłów, a Bat-Mite to jego głos rozsądku… Szalone? Niedorzeczne? Śmieszne? Genialne? Pewnie wszystko po trochu, ale ostatecznie sprawdziło się i zapadło nam w pamięć.

-Nowy, dynamiczny duet (Dick Grayson i Damian Wayne) - gdy wszyscy myśleli, że Bruce nie żyje Richard Grayson (Nightwing, pierwszy z Robinów) przywdział pelerynę Batmana, gdyż miasto potrzebowało swego obrońcy. Cudownym Chłopcem zaś, w miejsce Tima Drake'a, został niesforny (delikatnie mówiąc) syn Batmana - Damian. Był to zupełnie odmienny Dynamiczny Duet od dotychczasowych - Damian był tym mrocznym, a Dick "świetlistym". Grayson nigdy nie chciał dziedzictwa nietoperza i traktował bycie Batmanem, jak odgrywanie roli, bo wg. niego tylko Bruce był Batmanem. Z kolei Damian w swej arogancji i braku szacunku do innych uważał, że to on powinien być Batmanem, chciał sprostować legendzie swego ojca, którego ledwo zdołał poznać. Dynamika między tym B&R rozwijała się, aż w końcu obaj zaczęli się szanować i ufać sobie nawzajem. Doszło do tego, że Dick traktował chłopca, jak młodszego brata, a Damian martwił się, że skoro jego ojciec powrócił, to chyba nie będą już mogli być Batmanem i Robinem. 16 numerów pierwszej serii BATMAN AND ROBIN to diament runu Morrisona, lektura obowiązkowa dla fanów komiksów w ogóle, bo tak rozpisanych relacji między partnerami nie widzieliśmy od bardzo dawna.

-Joker - na początku swego runu Morrisom doprowadził do postrzału Jokera w głowę. Oczywiście Błazeński Książę Zbrodni przeżył, ale w wyniku tego doznał paraliżu mięśni twarzy i uśmiechał się cały czas. Złoczyńca odegrał istotną rolę w końcowych partiach historii "Batman R.I.P." oraz runie w B&R, ale najlepsza była historia "The Clown at Midnight". Zaraz po "Batman and Son" Morrison stworzył jednoczęściową pisaną prozą historię, która rozwijała wątek znany z AZYLU ARKHAM - nieposiadania przez Jokera stałej osobowości. Grant napisał jedną z najlepszych historii z udziałem Pana J, kreując jego nowe wcielenie na naprawdę przerażające, a przemianę opierając na antropologicznym obrzędzie przejścia. Nawet paskudne komputerowe ilustracje nie umniejszają świetności tej opowieści.

-Batman jest wieczny - run Granta w BATMANIE pokazał, że Batmana zawsze wygrywa; w B&R, że Batman jest potrzebny, BATMAN #700 podkreślił dobitnie, że ta idea jest wieczna i zawsze będzie jakiś Batman; RETURN OF BRUCE WAYNE przedstawił to, jak Batman stworzył sam siebie. Morrison w konwencji science-fiction wykreował herosa na apogeum ludzkich możliwości. Odszedł od tego dopiero w BATMAN, INCORPORATED vol. 2, gdzie śmierć syna pokazała, że Batman wciąż jest tylko człowiekiem. Śmierć Damiana była jego największą porażką, ale nie porzucił przez to swojej misji pogromcy zbrodni. Jak to kiedyś ktoś powiedział: "Idee są kuloodporne."

-Zmuszanie do intelektualnego wysiłku - nie kojarzę runu, który byłby tak szeroko analizowany, interpretowany i rozkładany na czynniki pierwsze. Opinie były różne, był to run kontrowersyjny, ale ożywienie i dyskusje, jakie powodował w Internecie - istny fenomen. Czytając całość pod rząd, czy też po raz kolejny trafiało się na nowe tropy. To było naprawdę fajne i miało się poczucie, że to coś głębszego niż narkotyczna jazda Morrisona (dzięki niebiosom za blog Rikdada http://rikdad.blogspot.com/). To wszystko można powiedzieć o wyczynach Morrisona we wszystkich seriach, które w ciągu 7 lat pisał z udziałem Batsa - zmalało to znacząco dopiero w BATMAN, INCORPORATED.

-Złoczyńcy -  odmieniony Joker, totalnie porąbany Prof. Pyg (jego lapdance na zawsze zniszczył nasze psychiki), jedzący ludzkie twarze Flamingo, zagadkowi Three Ghosts of Batman, tajemnicza organizacja Black Glove, Doktor Simon Hurt (twierdzący, że jest ojcem Bruce'a, a innym razem, że diabłem), Leviathan (Thalia AL Ghul). Wszyscy ciekawi i zapadający w pamięć, a to właśnie składowe dobrze skonstruowanego złoczyńcy.

Damex i kolas
----------

MINUSY:

-Historia "Batman and Son" - tak naprawdę to otwarcie epopei Morrisona nie było udane. Sama historia jest przeciętna, wyróżniają się jedynie rysunki Andy'ego Kuberta. Debiut Damiana Wayne'a nie był dobry, przez tę historię na starcie wszyscy go znienawidzili (co w sumie było zamierzonym zabiegiem), co prawda większość czytelników z czasem zmieniła zdanie, ale fakt, że to kiepska historia, pozostaje niezmienny.

-FINAL CRISIS - wg nas to kiepski komiks i choć plan Darkseida był diabelski to lepiej by było, gdyby czytelnicy bat-epopei mogli skupić się wyłącznie na komiksach ze słowem "Batman" w tytule. Na szczęście jest historia "Last Rites", która może śmiało zastąpić to, co dla bat-czytelnika istotne w FC.

-RETURN OF BRUCE WAYNE - historia o zaginionym w czasie Batmanie dała sporo wskazówek odnośnie większej całości, ale poza numerem w klimatach noir obyło się bez większych emocji i te nachalne dzwony Barbatosa... Lektura teoretycznie istotna z punktu widzenia całej historii, ale nieobowiązkowa.

-Bat-franczyza - sam pomysł organizacji "Batman Incorporated" był chybiony i nikomu w redakcji nie wydawał się fajny. Wyszło, jak wyszło – nieciekawie, a sama organizacja wraz z końcem runu Morrisona przestała istnieć. Z postaci, którym poświęcono więcej miejsca na placu boju ostał się jedynie Batwing.

-BATMAN, INC. vol. 1 - 8 kiepskich zeszytów zdecydowanie gorszych od wcześniejszych wyczynów Granta. Aż dziw, że vol. 2 był tak odmiennie dobry. Vol. 1 możecie pominąć i sięgnąć od razu po one-shot LEVIATHAN STRIKES!, gdzie na końcu jest streszczenie tej serii (zacznijcie od niego, a dopiero potem przeczytajcie historię z samego komiksu).

-Śmierć Damiana Wayne'a – Ten Robin z czasem stał się jedną z ciekawszych postaci w DCU. Jak na finał BATMAN INC. vol. 2, które traktowało o rodzinie efekt był piorunujący. Robin poniósł bohaterską śmierć, a jej efekty i wpływ na Bruce’a znakomicie w BATMAN AND ROBIN vol. 2 pokazał Peter Tomasi. Niemniej tęsknimy za tym 10-letnim ninją i czekamy na powrót. Doceniamy reperkusje tego wydarzenia, które spięło dodatkowo całość zgrabną klamrą, ale szkoda nam postaci. [UPDATE - SPOJLERY: po miesiącach Damian powróci w serii B&R autorstwa Petera Tomasiego]

-Kathy Kane (oryginalna Batwoman) - Morrison lubi deux ex machiny i ta postać - wyciągnięta z bat-komiksów z okresu Golden Age - została wykorzystana przez niego w runie, podobnie, jak inne elementy z tamtego okresu. Przywykliśmy do tego, że to Batman (bo to Batman) pełni tę funkcję, a Kathy pojawiająca się znikąd i zabijająca Thalię była kiepskim zabiegiem spłycającym to bądź co bądź ważne wydarzenie. Z drugiej strony potwierdziła też istnienie tajnej organizacji, której zasięg wydaje się niczym nieograniczony, co daje ciekawe perspektywy na przyszłość, o ile ktoś odważy się sięgnąć po ten morrisonowski twór.

-Niezrozumienie - to uczucie często towarzyszy lekturze komiksów Morrisona. Gdyby nie blog niejakiego rikdada nie docenilibyśmy Morrisona tak, jak na to zasłużył. Wciąż wierzymy w teorię spiskową, że rikdad to alter-ego "Szalonego Szkota".


-Morrisona docenia się po czasie - bat-epopeja miała swe wzloty i upadki, ale run w BATMANIE, czy BATMAN AND ROBIN zyskiwał kilka oczek dopiero po przeczytaniu ich hurtem (zbieżność z pewnym doktorem przypadkowa ;)). To może zniechęcić potencjalnego nowego czytelnika ilością materiału do przyswojenia. Zaś tego, który jest w trakcie może odrzucić zadawanie sobie ciągle pytania "WTF?!"

-Nie wszystkie pytania znalazły odpowiedzi - wśród nich wyraźnie otwarte zakończenie, czy los Simona Hurta, który leży pogrzebany żywcem przez Jokera na terenie należącym do Wayne Manor.

Damex i kolas
----------

PODSUMOWANIE:

Run Morrisona dobiegł końca i w pewnym sensie jest to zakończenie pewnej epoki, dla niektórych była to czarna karta w historii Batmana, a dla innych era zakręconych i wciągających pomysłów na rozwinięcie trochę skostniałej formuły. Od samego początku budził skrajne emocje i rzadko kogo pozostawiał obojętnym. Były momenty bardzo dobre, jak i bardzo złe, jednak w większości wypadków prędzej czy później wszystkie kawałki układanki trafiały na swoje miejsce i zaczynaliśmy widzieć sens tego co chciał przekazać Szalony Szkot.

W moim przypadku najlepszym elementem runu Morrisona była potrzeba dokładnego zrozumienia i wyjaśnienia „o co w tym wszystkim chodzi” i nie będę udawał, że zawsze byłem w stanie ogarnąć to wszystko sam, niestety, nie stać mnie na to co bierze Morrison, jednak z pomocą zawsze przychodził nieoceniony bloger rikdad (którego najwyraźniej było stać - http://rikdad.blogspot.com/) ze swoimi kompleksowymi analizami. To wszystko dawało miłe poczucie uczestniczenia w czymś, wyjątkowym, wielkiej zagadce i przygodzie, pozwalało na snucie swoich teorii i prowokował bardzo interesujące dyskusje wśród czytelników.

Morrison nie bał się pomysłów absurdalnych, w trakcie tych sześciu lat co najmniej kilka razy łapałem się za głowę i lżyłem autora, za to że tym razem miarka się przebrała i przegiął. Jednak z czasem większość tych absurdów wpasowywała się w ogólny zamysł, a ja coraz bardziej doceniałem tego typu zabiegi. Nadały one tej postaci i całkiem sporemu otaczającemu ją uniwersum niesamowitego kolorytu i czasami wręcz mistycznego charakteru, przy okazji przywracając lub wprowadzając do głównego nurtu wiele ciekawych koncepcji i postaci. Część z nich zyskała na tyle dużą popularność, że skończyli z własnymi seriami, jak np. Knight i Squire, postaci które wcześniej zostały kompletnie zapomniane i zakopane gdzieś w odmętach komiksowej historii. Zresztą nie dotyczy to tylko bohaterów, Morrison miał też rękę do łotrów, jednym z najbardziej zapadających w pamięć był Professor Pyg, autorski pomysł Morrisona, nie był teoretycznie tym głównym przeciwnikiem, ale swoim szaleństwem przyćmiewał Doktora Hurta bez najmniejszych problemów. Zupełny psychopata, który jednocześnie potrafił chwilami rozbawić czytelnika swoim pozbawionym większego sensu gadaniem.

Wreszcie dotarliśmy do kolejnej postaci którą Morrison dodał do galerii – Damiana. Syn Bruce’a, którego od pierwszej chwili w której się pojawił nienawidziłem z całego serca i nie mogłem się doczekać kiedy zostanie odstrzelony. Kolejny raz zostałem mocno zaskoczony, kiedy stopniowo Morrison przekształcił tę postać w mojego ulubieńca. Droga którą przebył, jego rozwój jako bohatera, był jednym z głównych dań całego runu, a dodatkowe serie do których Damian trafił wskoczyły na listę moich zamówień. Ukoronowaniem była seria BATMAN & ROBIN, gdzie współpracował z Dickiem jako Batmanem. Zresztą moim zdaniem była to najlepsza historia Morrisona w całej jego przygodzie z Batmanem i jedna z lepszych historii o Batmanie w ogóle. Z tym większym żalem przyglądałem się wydarzeniom z ostatniego numeru BATMAN INC., jednocześnie nie mogąc uwierzyć że to ta sama postać. W tych odczuciach nie byłem zresztą sam, ponieważ odzew po (UWAGA SPOJLER) śmierci Damiana w swojej skali przyćmił podobne wydarzenia z udziałem innych bohaterów. (KONIEC SPOJLERA) To było właśnie wielkie osiągnięcie Morrisona, nie wprowadził po prostu paru nowinek o których po chwili zapomnieliśmy, udało mu się dodać elementy które wpasowały się na stałe w legendę Batmana (nie zapominajmy o Batmanie z Zur-En-Arrh).

Nie brakowało też poczucia humoru w tym generalnie ponurym świecie, Morrison w zabawny sposób nawiązywał do różnych „motywów” z przeszłości komiksów, jak posiadanie przez bohatera całej zwierzęcej menażerii, w ten oto sposób do psa Titusa i kota Alfreda dołączyła Bat-krowa. Zabieg od początku był utrzymany w lekkim i absurdalnym tonie co było bardzo przyjemną odskocznią od zawiesistego klimatu BATMAN INC. Zresztą zobaczyliśmy też powrót Bat-Mite’a, tutaj naprawdę wszystko mogło się zdarzyć.

Nie bez wpływu na odbiór tego co przedstawiał Morrison pozostawała strona graficzna jego komiksów, w głównej mierze chodzi mi o Franka Quitelya i Chris Burnhama. Ich styl tak idealnie pasował do tego co Morrison pisał, że w momencie kiedy tylko myślę o Szkocie to widzę właśnie ich prace. Rzadko kiedy widzi się, żeby scenarzysta i rysownik tak dobrze się uzupełniali i „czuli” co drugi miał na myśli.

Żeby nie pałać zbytnim optymizmem trzeba też wspomnieć o tym, że nie wszystko było idealne, część pomysłów jak wplątanie się w FINAL CRISIS i RETURN OF BRUCE WAYNE nie okazały się tak dobre jako oczekiwano i mimo kilku ciekawych pomysłów w ogólnym odbiorze lektura nie była szczególnie przyjemna, zresztą sama koncepcja Batman Incorporated wciąż do mnie nie przemawia i ratuje ją tylko to, że w vol. 2 była przyczynkiem do naprawdę świetnych historii. Nie wiem też jakbym zapatrywał się na jego bat-epopeję, gdyby nie wspomniany wcześniej blog rikdada. Na pewno nie byłbym w stanie wychwycić wszystkich smaczków, a sens przynajmniej części historii umknąłby mi zupełnie.

Oczywiście nie jest możliwe, żebym tutaj odniósł się do wszystkiego co miałem okazję przeczytać przez prawie 7 lat, po pierwsze dlatego że nikt nie chciałby tego czytać, a po drugie ponieważ nie wszystko tak dobrze pamiętam. Jestem jednak przekonany, że jest to lektura ze wszechmiar warta przeczytania, a zakończenie runu Morrisona przyjąłem ze smutkiem, poczuciem że kończy się coś bardzo interesującego i będzie mi tego brakowało, tym bardziej że początki jego runu zgrały się z moim ponownym wejściem w świat komiksu. Także – dzięki Grant, to była świetna przygoda!

kolas

4 komentarze:

  1. Na szczęście Morrison skończył się znęcać nad Batmanem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o Batman and Robin, to w artykule zamiast tytułów wydań zbiorczych podano tytuły story arców. Zeszyty pisane przez Morrisona znajdują się w tomach:

    Batman and Robin: Batman Reborn
    Batman and Robin: Batman vs Robin
    Batman and Robin: Batman and Robin Must Die

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem.
    I nie znam lepszego runu( jak to napisać bez angielszczyzny: okres...?), a od Knihgtfall nie czytałem tylko Diniego.
    Snyder 2 miejsce.
    Największe plusy to Talia, Damian i Pyg.

    OdpowiedzUsuń