Po erze Granta Morrisona, którą
co by o niej nie mówić będę dobrze wspominać przyszedł czas na kompletną zmianę
klimatu. Andy Diggle wraz z Tonym Danielem przejęli stery nad jedną z dwóch
serii o Człowieku ze Stali i obiecywali zupełnie nowe, bardziej przyziemne w
stosunku do pracy Szkota spojrzenie na flagowego bohatera DC. Jak się okazuje w
przypadku Diggle’a skończyło się jedynie na obiecankach, gdyż scenarzysta ten
zrezygnował z dalszej pracy zanim jeszcze ukazał się pierwszy numer ACTION
COMICS jego autorstwa, a Danielowi przypadło zadanie dokończenia nowego arcu
bazując na notatkach Andy’ego. Później powstała potrzeba zatrudnienia kogoś,
kto na jakiś czas wypełni kolejne numery w oczekiwaniu na zakontraktowanie
nowego regularnego scenarzysty i rysownika. Tym samym czwarty tom serii nie
jest w żadnym wypadku monolitem, a wyjątkową mieszanką lub jak kto woli
awaryjnym tworem autorstwa różnych scenarzystów oraz rysowników.
Co ważne zmianie uległ również
sam czas rozgrywania akcji. Począwszy od zeszytu dziewiętnastego seria ACTION
COMICS przenosi się o kilka lat do przodu, aby po trzech numerach wpasować się
już całkowicie w aktualne wydarzenia rozgrywające się w New 52. Atmosfera
panująca w całym tomie jest zdecydowanie luźniejsza i mniej zagmatwana, niż w
poprzednich trzech. Ponieważ komiks składa się z kilku różnych, zupełnie
niepowiązanych ze sobą historii należy ocenić je odrębnie.
Trzyczęściowa historia „Hybrid”
otwierająca ten zbiór to cofnięcie się do korzeni, czyli ukazanie w klasycznym
można powiedzieć ujęciu Supermana i otaczającej go grupy osób. Chodzi mi tutaj
o ten model, gdzie jest jakaś mięta pomiędzy Clarkiem i Lois, gdzie wymieniona
dwójka oraz Jimmy Olsen nadal pracują wspólnie dla Daily Planet, oraz gdzie Lex
Luthor jest owładnięty manią zniszczenia Człowieka ze Stali. Wszystko dzieje
się na rok przed startem New 52. Luthor manipuluje DNA Kryptonijczyka i tworzy
wirus, dzięki któremu chce pokazać, że Superman stanowi zagrożenie dla świata.
I tylko Luthor może uratować Metropolis przez groźnym kosmitą. Kreacje Luthora
oraz wścibskiej reporterki Lois Lane to chyba największe plusy tej przepełnioną
akcją i masą fajerwerków historii. Jest to bardzo dobre uzupełnienie luki
pomiędzy runem Morrisona, a wydarzeniami przedstawionymi przez Lobdella na
łamach SUPERMANA. Widzimy wreszcie, dlaczego Lex trafił do ściśle strzeżonego
więzienia, jak to jest później ukazane w „H’el on Earth”. Rysunki Tony’ego
Daniela są tutaj po prostu genialne i wypada jedynie żałować, że Diggle’owi nie
było dane wspólnie z Salwadorczykiem pokazać więcej takiego Supermana. Muszę
przyznać, że to było ciekawe doświadczenie i określiłbym je jako nowe
spojrzenie na klasycznego eSa pisanego pod koniec lat 80-tych przez Byrne’a.
Zebrane w jednym miejscu back-upy
o Nowym Kryptonie pokazują nam wczesne relacje nie pałających jeszcze do siebie
miłością wywodzących się z kompletnie różnych środowisk Lary oraz Jor-Ela,
którzy wspólnie próbują ocalić planetę przed szaleńcem. Nawet zgrabnie
nakreślona dynamiczna opowiastka z mimo wszystko zaskakującym zakończeniem,
gdyż scenarzysta zakpił sobie z tych, którzy myśleli, że wiedzą wszystko o
inicjatorze zamachu stanu. Dalsze losy przyszłych rodziców Kal-Ela są później
opowiedziane przez Lobdella w ramach pisanego przez niego SUPERMANA.
Kolejne trzy zeszyty to zasługa
Scotta Lobdella, który pisząc w tym samym czasie SUPERMANA miał status
„supero”znawcy i dostał za zadanie stworzyć jakąś krótką „fill-in story”.
Lobdell wykorzystał tę okazję do wysłania eSa w przestrzeń kosmiczną i skonfrontowania
go z przedstawicielami tajemniczej galaktyki, a wszystko z gościnnym udziałem
Hectora Hammonda (nawiązanie do aktualnych wydarzeń z serii SUPERMAN) oraz
pewnego cudacznego złoczyńcy. Całość przyprawiona w dodatku masą zbędnych
wyjaśnień oraz słabiutkich tradycyjnie dialogów i głupawych żartów, które
strasznie irytują podczas lektury. Jest to przykład na to, że jak ktoś chce być
na siłę zabawny, to często efekt wychodzi odwrotny od zamierzonego. Scott
dostał także pozwolenie na to, aby jeden z numerów zamienić w część historii
„Psi-War” (i znów patrz seria SUPERMAN), przez co AC #24 możecie sobie totalnie
odpuścić. Jego obecność tutaj jest zbędna zwłaszcza, że numer ten wchodzi też w
skład tomu SUPERMAN: PSI-WAR, gdzie akurat wyjątkowo pasuje. Ogólnie
lobdellowska część tomu stoi na słabym poziomie i umieszczając jego historie
obok arcu spod pióra Diggle’a oraz Daniela widać dobitnie, jak puste i trudno
przyswajalne rzeczy tworzy Scott Lobdell. Dobra, koniec jechania po panu SL, bo
być może wśród czytających tę recenzję osób są tacy, którzy akurat ubóstwiają
jego skrypty ;)
Tom ten zawiera również napisaną
przez Andy’ego Diggle’a krótką historię w ramach specjalnego one-shota wydanego
w lutym 2013 z okazji Walentynek. Randka Clarka oraz Diany w Toskanii zostaje
niespodziewanie przerwana przez pewne znane Wonder Woman postacie, które
zapragnęły odebrać jej magiczne lasso oraz bransolety. Nie ma co dużo o tym
pisać, gdyż jest to zaledwie kilka stron przeciętnie narysowanych i nie
wnoszących praktycznie nic godnego zapamiętania. Opowiastka dodana z pewnością
tylko i wyłącznie ze względu na nazwisko scenarzysty.
ACTION COMICS: HYBRID miał
stanowić początek kolejnego, dużego i spektakularnego runu, a w praktyce wyszedł
taki przejściowy miks, wypełniacz/zapychacz stanowiący pomost w oczekiwaniu na
przybycie ratowników w postaci Grega Paka oraz Aarona Kudera. Początek jest co
najmniej dobry, historia o Kryptonie poprawna, a odsłony stworzone przez
Lobdella słabiutkie. Jak zatem wystawić jednoznaczną ocenę? Ostatecznie
zdecydowałem się na 2, ale na siłę można by też podciągnąć całość pod słabe 3.
Wszystko za sprawą tytułowej opowieści „Hybrid”, która zawyża notę, ale dla
której mimo wszystko raczej nie warto sięgać po ten zbiór i lepiej nabyć ją w
formie zeszytów.
Opisywane wydanie zawiera
materiał z komiksów ACTION COMICS #19 – 24, SUPERMAN ANNUAL #2 oraz YOUNG
ROMANCE #1
Ocena: 3/6
Liczę na Egmont i że nie skasują tej serii w PL. Swoją drogą - jestem w mniejszości, która lubi Tonyego S. Daniela więc tym bardziej czekam na ten tom.
OdpowiedzUsuń