Łukasz Kolasa kontraatakuje! Tym razem jego tekst z DCM MAGAZINE #4.
Pierwotnie JUSTICE ukazało się, jako 12-odcinkowa maksi-seria, popełniona przez Alexa Rossa, Jima Kreugera i Douga Braithwaite’a. Teraz wydana w formie wydań zbiorczych (można także nabyć jednotomową wersję Absolute Edition - 496 stron) została podzielona na trzy 160-stronicowe książki, z których każda zawiera dodatkowo kilka bonusowych stron, profile bohaterów i złoczyńców wyciągnięte z komputera Batmana i głowy Supermana plus, dostępne tylko w wydaniach zbiorczych szkice Douga Braitwaithe’a i wstępy do każdego tomu autorstwa Jima Kruegera (tom I), Douga Braithwaite’a (tom II) i Alexa Rossa (tom III).
Od razu trzeba zaznaczyć, że historia nie należy do głównego kontinuum, i tak jak ALL-STAR SUPERMAN jest to samodzielny event, jakimi od czasu do czasu raczy nas DC.
Ross, zanim stworzył JUSTICE,
niejednokrotnie dawał wyraz temu, że nie do końca podoba mu się to, co
dzisiejsi autorzy robią z bohaterami i w jakim kierunku zmierza całe uniwersum,
zresztą w trakcie lektury doskonale czuć ten bunt przeciwko obecnemu statuso
quo. Twórcy postanowili czerpać inspiracje z wcześniejszych inkarnacji
postaci - tzw. Srebrny Wiek - nie są oni tak mroczni i niedoskonali jak ci, z
którymi mamy do czynienia obecnie. U Rossa wszyscy są bardziej prostolinijni,
wyidealizowani i jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, niewinni (spokojnie Batman
dalej jest twardzielem). Jednak okoliczności, w których muszą się odnaleźć, są
jak najbardziej na czasie, mroczne i pełne moralnych dwuznaczności. Pierwszy
tom, od razu rzuca nas na głęboką wodę, ukazuje koniec świata i super-herosów
niebędących w stanie nic z tym zrobić, zawiedli ludzkość, która nauczyła się na
nich nadmiernie polegać. Ta wizja/ostrzeżenie ukazuje się jednak nie tym, do
których przywykliśmy, że troszczą się o losy świata, okazuje się, że to grupa
złoczyńców martwi się o to, co by było gdyby… Postanawiają działać, dając
początek epickiemu konfliktowi.
Twórcy skłaniają do ciekawej,
aczkolwiek mało odkrywczej refleksji: czy polegając na tych „aniołach
stróżach” tak bardzo, ludzkość nie pozbawia się bezcennych doświadczeń i
zdolności do samodzielnego dbania o własne przetrwanie? Gdzie przebiega linia
pomiędzy kontrolą nad ludźmi, a ich ratunkiem? W tym miejscu leży słabość
ludzkości, którą dostrzegają złoczyńcy uniwersum DC jednocząc się by ją
wykorzystać… dla naszego dobra oczywiście. Zasadnicze pytanie brzmi: czy oni
faktycznie są złoczyńcami? Czytając, na prawdę ciężko jest nie zgodzić się z
Luthorem pytającym – dlaczego, skoro czuwają nad nami te potężne istoty z
Justice League, na świecie wciąż panuje głód i bieda? Dlaczego trwają wojny, a
rządy sprawują głodni władzy, bezwzględni ludzie, czemu ludzkość trawią
nieuleczalne choroby? Logicznie rzecz biorąc, z dostępną im technologią i mocami
już dawno powinni byli temu wszystkiemu zaradzić. Nie potrafią czy nie chcą? Co
więcej, od ręki oferuje ludzkości alternatywę, rozwiązanie wszystkich problemów
- utopię, którą przygotowali wspólnym wysiłkiem. Czy Liga będzie w stanie przedstawić
przekonujące wyjaśnienie takiego stanu rzeczy? Można było zakładać, że po
prostu za każdym razem, gdy Superman zaczynał walkę z głodem w Afryce, Ziemię
atakowali obcy lub inne tałatajstwo, zmuszając go do zajęcia się naglącymi
problemami, jednak to było tylko założenie, które Luthor wraz z towarzystwem,
skutecznie obalił. Czy to oznacza, że super-bohaterowie odpierając kolejne
ataki, co raz większego i bardziej nadrzędnego zła, zapomnieli o „zwykłych”
problemach trawiących ludzkość na co dzień, czy może przymykają na to oko?
Nawet po lekturze całej historii, uzyskanie odpowiedzi na pytanie o naturę
heroizmu jest trudne i każdy musi uczynić to na własną rękę (do czego gorąco
zachęcam). Przecież w swoich oczach, każdy „villain” jest bohaterem i zbawcą,
tym dobrym, to przekonanie napędza go do działania. Skończyły się czasy, gdy
czynili zło dla samego zła, a od przeciwnika różni go często tylko sposób
realizacji swoich zamiarów. Od początku odnosimy nieodparte wrażenie, że
potrafili oni zrobić dla ludzkości więcej w ciągu kilku dni, niż nasi ulubieńcy
przez lata. W międzyczasie, Luthor koordynuje ataki na członków Ligi w
wykonaniu ich największych wrogów, a my zastanawiamy się, co lub kto tak w
ogóle stoi za ukazaniem się tajemniczej wizji, może w rzeczywistości toczy się
większa gra niż początkowo się wydawało, a jakiś gracz wciąż się nie pokazał.
Oczywiście nic nie jest tak proste, na jakie od początku wygląda, a ja nie
chcąc psuć Wam doznań związanych z odkrywaniem smaczków tej historii, nic
więcej na temat fabuły już nie napiszę.
Jako,
że tutaj wszystko jest wielkie przez duże „W”, to mamy do czynienia z masą
postaci, zarówno po jednej jak i po drugiej stronie barykady występuje plejada
gwiazd, najlepszą zapowiedzią tego co nadchodzi w tym wypadku są okładki dwóch
pierwszych tomów. Muszę przyznać, że w tym wypadku to złoczyńcy najbardziej
przykuwają uwagę, są świetnie napisani i wiarygodni, najlepsze przykłady to
Brainiac a’la szalony naukowiec z lat czterdziestych (jego design Ross oparł
na podstawie wyglądu Granat Morrisona), albo Grodd, który tutaj jest
autentycznie przerażający.
Rysunki
w tym komiksie zasługują na oddzielną recenzje, szkice wykonał Doug
Braithwaite i trzeba przyznać, że to kawał dobrej roboty, proporcje są zachowane
idealnie, a poziom uszczegółowienia, realizmu otoczenia i rozmach onieśmielają.
Zachwycają zarówno epickie, duże plany przedstawiające bitwy, jak i mniejsze
skupiające się na zwykłych interakcjach międzyludzkich. Jednak to sposób, w
jaki Ross to wszystko pomalował jest główną przyczyną olśniewającego wyglądu
tego komiksu. Nadał mu charakter, oglądając go odnosimy wrażenie, że mamy do
czynienia z obrazami, taki poziom graficzny jest w stanie zapewnić tylko on.
Fotorealistyczne rysunki się nie zestarzeją, będą ponadczasowe, myślę że za 30
lat będą robiły tak samo piorunujące wrażenie jak dzisiaj.
Podsumowując,
te trzy tomy są warte każdej wydanej na nie złotówki czy też jakiejkolwiek
innej waluty, w której uiścicie za nie opłatę. Nawet, jeżeli ktoś uważa, że
scenariusz wcale nie jest taki dobry (a jest!) to warto mieć ten zbiór choćby
dla fantastycznych rysunków, toż to małe arcydziełko graficzne. Dodatkowym
atutem jest fakt, że JUSTICE stanowi zamkniętą historię, więc bez wyrzutów
sumienia można ją polecić każdemu, kto po prostu chce przeczytać dobry komiks,
bez zbędnego zapoznawania się z całym, dosyć rozbudowanym kontinuum. Pozycja
obowiązkowa nie tylko dla fanów JLA, ale dla każdego miłośnika komiksu
super-hero w ogóle.
Łukasz
Kolasa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz