poniedziałek, 10 października 2016

JLA – AMERYKAŃSKA LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI TOM 3

Na ten tom składają się, nieco nietypowo, 3 i 1/5 historii. Dlaczego 1/5? O tym za chwilę. Na razie chciałbym wspomnieć, że to pierwszy album, w którym naprawdę czuć, że scenarzystą serii jest Grant Morrison. A to za sprawą kończącej go wyjątkowo zwariowanej opowieści. Ale po kolei.


Tom otwiera historia o kolejnej próbie podboju Ziemi przez Starro, który tym razem próbuje do tego celu wykorzystać ludzkie sny. W związku z tym, że spora jej część ma miejsce w marzeniach sennych mamy tu niezwykły występ gościnny, czyli samego Sandmana. Nie chodzi tu oczywiście o jednego z kilku superbohaterów posługujących się tym pseudonimem, ale o Sen z Nieskończonych. Opowieść ta jest dość ciekawa, ale nie należy do szczególnie udanych i to nawet mimo kilu świetnych motywów, takich jak np. Starro wielkości Zatoki Hudsona. Częściowo jest to pewnie spowodowane tym, że Kraina Snów już chyba na zawsze pozostanie niepodzielnym królestwem Neila Gaimana i gdy zapuszczają się do niej inni scenarzyści to sprawia ona wrażenie nie takiej jak powinna być. 

Największą jednak pomyłką jest zawarcie w tym wydaniu zbiorczym milionowego numeru JLA, będącego środkową częścią opowieści w ramach eventu DC 1000000. Otrzymujemy bowiem jedynie fragment większej historii, pozbawiony początku i końca, a w efekcie także jakiegokolwiek sensu. Wielka szkoda, że w albumie tym nie została zamieszczona cała tytułowa minseria, który przecież także była autorstwa Morrisona, a jej bohaterami była właśnie JLA. A w dodatku jest jednym z lepszych eventów DC. Ale jeśli już zdecydowano o jej braku, to lepiej byłoby zostawić jedynie krótkie streszczenie tych wydarzeń (które tak czy siak jest obecne) niż marnować miejsce na wyjęty z kontekstu odcinek. No ale cóż, taką idiotyczną decyzję podjęło DC.

Na szczęście potem jest już tylko lepiej. Najpierw Lidze przyjdzie się zmierzyć z Oddziałem Ultra-Żołnierzy stworzonym i dowodzonym przez generała Eilinga (widzowie serialu FLASH mogą go pamiętać z kilku odcinków), który uznał, że będzie się lepiej nadawał do zapewnienia ludzkości, a zwłaszcza USA, ochrony niż cywile z JLA. Opowieść ta jest w sumie jedną wielką nawalanką między obiema grupami superbohaterów, ale za to naprawdę spektakularną. A sam generał okazuje się twardszym orzechem do zgryzienia niż mogłoby się początkowo wydawać.

Najlepsze jednak zostawiono na koniec. Chodzi o opowieść Kryzys Razy Pięć. W niej Liga musi poradzić sobie z pojawieniem się aż kilku praktycznie wszechmocnych istot z piątego wymiaru (tego z którego pochodzi Mr. Mxyzptlk), których działania z łatwością mogą doprowadzić do zniszczenia świata. Jest to zdecydowanie najbardziej zwariowana z dotychczasowych historii Szalonego Szkota w tej serii. Moją zdecydowanie ulubioną jej częścią są przygody Kyle’a Raynera i Kapitana Marvela w piątym wymiarze pełne wizualnych sztuczek i niecodziennych pomysłów. Zresztą obecne są one także gdzie indziej, chociażby w niezwykłym sposobie w jaki został uwięziony Spectre oraz tym jak uwalniają go Alan Scott i Zauriel. Łatwo zauważyć że wmieszanie w opowieść piątego wymiaru pozwoliło scenarzyście na popuszczenie wodzy fantazji w większym stopniu niż miało to miejsce zazwyczaj przy tym tytule.

Oprawą graficzną tradycyjnie w większości numerów zajmuje się Howard Porter. Wady i zalety jego rysunków czytelnicy serii znają już od podszewki, więc nie będę się na ten temat rozpisywał. Za to wypadałoby wspomnieć o zastępującym go przy okazji jednego z zeszytów Marku Pajarillo, bowiem moim zdaniem wypada on zdecydowanie lepiej od Portera i aż szkoda, że nie pozostał z tytułem na stałe. Jego rysunki są zdecydowanie przyjemniejsze dla oka, jednocześnie pozostając równie dynamiczne jak te autorstwa stałego rysownika.

Dodatków w tym wydaniu nie znajdziemy wiele. Za to są one w większości raczej nietypowe. Bowiem mamy tu jedną okładkę innego wydania zbiorczego zawierającego część numerów obecnych w tym albumie. Okładkę numeru, który nie ma z tym tomem nic wspólnego. Mamy tu także trzy szkice postaci, z których jedna odgrywa sporą rolę w evencie DC One Million, a pozostałe dwie pojawiają się na ledwie jednej stronie. Tak więc wybór takich a nie innych dodatków wydaje się dosyć dziwny.

Chciałbym tu także wspomnieć słówko o tłumaczeniu Krzysztofa Uliszewskiego, które jest generalnie całkiem dobre, a wpadki są raczej drobne i do wybaczenia, ale zastanawia mnie jego decyzja do przetłumaczenia niektórych nazw, z tego co kojarzę, w wydawanych w Polsce edycjach pozostawianych w oryginale (np. New Genesis, które tu jest Nową Genezą) a nietłumaczenia innych, które zawsze tłumaczone były (Silver City znane z Sandmana czy Lucyfera jako Srebrne Miasto). Ale tak jak wspomniałem to drobnostka, nie przeszkadzająca w lekturze. Zresztą to raczej kwestia mojego przyzwyczajenia.

Podsumowując, choć ten tom nie jest niczym wybitnym, to warto się z nim zapoznać chociażby dla najlepszej w tym wydaniu zbiorczym ostatniej historii. Reszta też jest przynajmniej niezła, za wyjątkiem owej wspomnianej przeze mnie wpadki z wciśnięciem tu na siłę rozdziału zupełnie innej opowieści, co w efekcie lekko obniża ocenę końcową.

4/6

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Recenzowany komiks jest do kupienia w sklepie ATOM Comics 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz