niedziela, 23 października 2016

Serialownia #42

I kolejny tydzień z serialami DC już za nami. Podobnie jak ostatnim razem, także i teraz "Serialownia" weźmie na tapetę aż sześć produkcji, które w minionych siedmiu dniach zaliczyły swoje nowe epizody. Nasze opinie znajdziecie w rozwinięciu posta i jak zwykle przestrzegamy przed ewentualnymi spoilerami.
GOTHAM 3x05: Anything for You
Tomek: Jest jeszcze lepiej niż ostatnio. Jedynym słabszym wątkiem były sercowe problemy Bruce’a, które do tego odcinka pasował jak pięść do nosa, choć podobało mi się jak parę razy Selina zgasiła Wayne’a. Cała reszta była świetna. Szczególnie rozgrywki między Nygmą i Butchem. Choć Butch stał tu na z góry straconej pozycji, to cieszę się, że go nie ukatrupili, bo to bardzo fajna postać. Było tu także parę scen-perełek, z których moją ulubioną było panoszenie się Nygmy na komisariacie, ukrócone przez dr Thompkins. A z innej beczki – ostatnia scena między Nygmą i Pingwinem wyglądała tak, że byłem zaskoczony, iż na jej końcu się nie pocałowali.
Krzysiek T.: Chyba najbardziej w tym epizodzie bawiły mnie smaczki okołoBatmanowe w wątku Bruce'a Wayne'a ("chciałbym mieć jakiś sygnał" czy pocałunek Seliny na dachu budynku). Reszta toczyła się intensywnie, ale w bardzo oklepany i mało zaskakujący sposób. Butch chyba ma jakieś supermoce, albo scenarzyści mocno pofantazjowali, bo tylko tak tłumaczę sobie końcowe sceny z nim. Coraz mocniej za to ciekawi mnie wątek kapitana Barnesa. Aha, no i bardzo mocno trzymam kciuki za to, by zobaczyć wątek romantyczny między Pingwinem i Nygmą ;)
SUPERGIRL 2x02: The Last Children of Krypton
Krzysiek T.: Tym razem trochę zbyt naiwnie, zbyt cukierkowo, ale wciąż... nie jestem w stanie ocenić odcinka źle. Po ciosie USA-Metallo Alex powinna mieć dziurę w głowie, a nie siniaka. Pojęcia nie mam dlaczego Cat na pożegnanie zrobiła się tak otwarcie przyjacielska i przez to zupełnie inna niż w premierowej serii. Odnotował ktoś, że Metallo-Azjata nie ma żadnego imienia przez cały odcinek? Winn był żałosny, a kolejny siostrzany problem między Karą i Alex był tak durnowaty, że głowa puchła. A i tak mi się podobało, bo bijąca od odcinka, pozytywna energia sprawiła, że łykałem wszystkie te głupoty jak pelikan, by po czterdziestu paru minutach stwierdzić, że Superman rozruszał ten serial i nabrałem pewności, że brak jego oraz Cat sprawi, że poziom poleci na mordę. Zwłaszcza, że nowy pracodawca Kary jest jak na razie taką jeszcze bardziej grumpy wersją Calisty Flockhart i wyszło to raczej parodystycznie, a chyba nie o to chodziło twórcom. Aczkolwiek moment, w którym Kara próbuje go zwyzywać i gryzie się w język wyszła bardzo sympatycznie.
Maurycy: Drugi sezon SUPERGIRL zalicza naprawdę solidny start. Po pierwszym poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko, więc sam fakt, że dostaliśmy po prostu coś znośnego jest już wystarczający. Tyler Hoechlin zarówno jako Clark, jak i Superman wypadł ponownie znakomicie i mam nadzieję, że będzie co jakiś czas pojawiał się na przestrzeni tego sezonu. Jego relacje z Karą przedstawiono w bardzo ujmujący sposób. W pełni kupuję to, że osamotnieni w obcym środowisku tak dobrze się rozumieją. Szkoda też, że podobnie jak z Człowiekiem ze Stali, powoli będziemy żegnać się też z Cat Grant w wydaniu Calisty Flockhart. Na początku kompletnie mnie nie przekonywała, ale z czasem nawet do niej zdążyłem przywyknąć. Mam spore obawy czy sama Melissa Benoist zdoła utrzymać ten serial na poziomie. Jej Kara jest szalenie sympatyczna, ale to właśnie relacje z Clarkiem i Cat były najmocniejszą stroną dwóch pierwszych odcinków. Reszta, jak np. wątek Metallo nie wykraczała poza przeciętność.
Dawid: Zapewne miało być poważnie, ale ja przez większość odcinka z dwoma Metallo śmiałem się z zaproponowanych przez twórców rozwiązań, jakby to była jakaś komedia. Pomimo głupotek, jakimi napakowany był ten epizod bawiłem się przednie, a o to przecież chodzi. Idiotyczne zachowanie Winna, celowanie kryptonitem zawsze w emblemat "S", czy też sam fakt, iż zielony kamień samą swoją bliskością nie osłabia już eSduetu to jedne z tych rzeczy, które lekko lub bardzo irytowały. Był to taki odcinek typu coś się kończy, coś się zaczyna i trudno przewidzieć, czy zmiany wyjdą na dobre. Jakby obecny poziom się utrzymał, to będę bardzo zadowolony, gdyż czegoś takiego po tym serialu właśnie oczekuję.
Piotr: Kolejny odcinek i kolejne pozytywne zaskoczenie. Tyler Hoechlin jest genialnym Supermanem. Takim luźnym, pogodnym gościem, jego relacje z Karą są dobrze odegrane, dosłownie czuję jakby byli powiązani. Metallo jest taki jakiego chciałem, aczkolwiek ten drugi, azjatycki Metallo trochę nie pasował, dobrze, że szybko go uabili, choć zarazem mam nadzieję, że Corben jakimś cudem przeżyje. Team-up Supermana z Manhunterem bardzo przyjemnie się oglądało, rodzi nadzieję na przyszłe odcinki, a na dodatek kolejna scena z Fortress of Solitude zawsze dobra. Cat wyjeżdża, trochę szkoda, bo aktorsko jest na wysokim poziomie, no ale co tam, trzeba lepiej poznać nowego szefa. Bardzo mnie zaciekawiła scena, w której Kara dowiaduje się, że jest zwolniona, zastanawiam się czy to było w scenariuszu, czy coś nie wyszło, bo gdy oglądałem jak Melissa Benoist wyraża złość to sądzę, że ma z tym pewien problem. Trochę więcej o Cadmus, prawdopodobnie głównym przeciwniku sezonu (dobrze, bo pewnie dadzą więcej postaci typu Metallo). Na koniec budzi się Mon-El, ciekawe jak poprowadzą jego wątek.
LUCIFER 2x04: Lady Parts
Krzysiek T.: Ponownie odcinek idzie oklepaną ścieżką i właściwie do samego końca nie można tu mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu, aczkolwiek wszystkie "imprezowe" sceny wypadły całkiem nieźle. Chloe, Dan oraz Amenadiel cierpieli niemal od samego początku serialu na nieuleczalny kij w czterech literach (zwłaszcza ta pierwsza) i danie im szansy na pokazanie się z bardziej luźnej strony przypadło mi do gustu. Generalnie czwarty epizod zepchnął nieco na dalszy plan wątek matki Lucyfera i przez to śledztwo tygodnia doczekało się nieco lepszej ekspozycji, fajnie także wypadł gościnny udział jednego z bardzo lubianych przeze mnie aktorów w roli Yuriego (szkoda że tak krótko). Końcowego cliffhangera nie biorę zupełnie na serio, aczkolwiek mam nadzieję, że w końcu doczekamy się powrotu do wątku wyjątkowości Chloe względem Lucyfera, który w tym sezonie jak dotąd zupełnie nie istnieje.
THE FLASH 3x03: Magenta
Krzysiek T.: Generalnie nie zwykłem narzekać czy chwalić strojów z seriali CW, ale tym razem zrobię wyjątek. Czy naprawdę nikt nie zauważył, że Violett Beane to niesamowicie atrakcyjna kobieta, szczupła, chociaż nie można tu mówić o zbliżającej się anoreksji i nie wygląda dobrze w kostiumie, który dodaje jej wizualnie dziesięć kilo? I to jest takie moje jedyne poważne przemyślenie na temat tego odcinka... w którym w kostiumie się on jeszcze nie pojawiła :) Cieszę się z powrotu Wellsa i Jesse, ale nawet oni nie odratowali tego epizodu. Fabularne durnoty, tandetny przeciwnik, wkurzające dylematy i zero funu z pierwszego sezonu. THE FLASH jak dotąd prezentuje się w tym sezonie fatalnie, znacznie gorzej nawet od ARROW i chyba wkrótce wyleci z listy oglądanych przeze mnie na bieżąco produkcji.
Dawid: W porównaniu do poprzednich tygodni było trochę lepiej, ale w tym przypadku to raczej żadne osiągnięcie. Ucieszyłem się na powrót Wellsa, może trochę mniej na widok jego córki. Oboje na chwilę rozruszali trochę sztywną atmosferę, ale poza tym wiało nudą. Z rodzinki Westów tym razem najbardziej żenujący występ zaliczył Wally ze swoją zazdrością o supermoce. Akcja nie ruszyła w żaden sposób do przodu, a Magenta okazała się w ogólnym rozrachunku niezbyt ciekawym przeciwnikiem
Piotr: Powoli się poprawia. Barry i Iris nareszcie się umawiają (nie, żebym czekał, ale ich ciągłe gadanie w stylu "no nie wiem czy możemy być razem tzn. niby chcemy, ale no nie wiem, chyba będę się umawiać z kimś innym, żeby z nim później zerwać bo nie ma na imię Iris/Barry"), może nie zerwą ze sobą za szybko. Magenta była inna niż się spodziewałem, ale wyszła zaskakująco dobrze. Jesse jest speedsterką, ma żółte błyskawice i będzie miała strój, "już" w następnym odcinku. Wally rozpacza, bo nie ma mocy, chce je uaktywnić, my wiemy, że pewnie kiedyś mu się uda (albo pójdzie do Alchemy). Julian jest ok, zagrany bardzo dobrze, ale jednak przez sławnego kinowego aktora. Rival rzeczywiście zginął, zabity być może nawet przez Mirror Mastera. Magenta też czerpała moce od Alchemy, na razie jest on czymś w stylu Zooma, który przywoływał najróżniejszych "meta" na tą ziemię. Wells mocno szalał na temat mocy Jesse, nie zdziwiłbym się gdyby próbował jej odebrać prędkość, ale się przestraszył, że złapie go Dad Cop.
ARROW 5x03: A Matter of Trust
Tomek: Tym razem było mocno tak sobie  i jest to póki co najsłabszy odcinek sezonu. Wątek ekipy Arrowa sprawiał wrażenie powtórki z rozrywki z poprzedniego odcinka. Złoczyńca tygodnia był tak sztampowy jak się tylko dało, a w dodatku jego moce były chyba nie do końca przemyślane, bo początkowo wygląda, że obrażenia nic mu nie robią, a potem okazuje się, że tylko nie czuje bólu.  Nawet fajne dotychczas flashbacki były raczej nieciekawe. Jedyne co mi podobało to wątek Diggle’a, któremu jak się okazuje nieco odbija z powodu poczucia winy, dzięki czemu mieliśmy okazję ponownie zobaczyć Deadshota. Fajnie też było wreszcie zobaczyć Curtisa w stroju Mr. Terrifica, choć tej maski w kształcie T nie lubiłem już w komiksie, a na żywo wygląda jeszcze głupiej. 
Piotr: Nowy Team Arrow działa i to bardzo ładnie. Ragman jak poprzednio świetny, Mr Terrific z wyglądu idealnie, ogólnie poradził sobie nieźle. Wild Dog nie jest nowy, Artemis... no przy stroju się nie postarali, a tak to jak u każdego - nieźle. Deadshot na duży plus, tego się nie spodziewałem. Diggle'a pewnie odbiją z więzienia i wróci do drużyny za dwa, trzy odcinki. Nie było Churcha, nie było Prometeusza... i serial nic na tym nie traci. Flashbacki jakie były, takie są. Brutalne, wciągające, po prostu dobre. Chyba każdy się spodziewał, że Ragman dowie się o Havenrock, ale nie tego, że tak szybko. Ciekawe jak zareaguje. Niby szkoda go stracić, ale zobaczyć Team Arrow vs Ragman? Oglądałbym.
Krzysiek T.: ARROWA ogląda się w tym sezonie trzy razy lepiej niż FLASHA i to jest naprawdę smutne. Wątki są ciekawe, nowe postacie odświeżyły nieco serial, przeciwnicy także niczego sobie i nawet kolejny sportowiec w obsadzie poradził sobie całkiem nieźle. Ponadto znów fajnie wyszły sceny walk, mało było romantycznego pierdololo i zabrakło większych głupot. Generalnie jestem bardzo usatysfakcjonowany.
LEGENDS OF TOMORROW 2x02: The Justice Society of America
Tomek: Jest nawet lepiej niż w premierowym odcinku. Jedyną większa wadą jaka mi się rzuciła w oczy był tandetnie wyglądający komputerowy Captain Nazi, ale cóż to wina skromnego budżetu. Szkoda też, że poza Steelem, Hourmanem i Vixen reszta JSA została niemal niewykorzystana i zazwyczaj jedynie stali sobie gdzieś w pobliżu, gdy reszta działała. Generalnie jednak cały odcinek był kupą dobrej zabawy, a do tego z zaskakującym zakończeniem. Zaś najlepszą sceną odcinka była akcja w nazistowskim klubie, z wokalnym występem profesora Steina oraz rozbrajającą dekonspiracją Raya. 
Krzysiek T.: LEGENDS oraz SUPERGIRL to jak dotąd w obecnym sezonie moi faworyci - co prawda oba te seriale są kompletnie idiotyczne, lecz podają to w taki sposób, że nie tylko nie kręcę nosem, ale także czuję niczym nie skrępowany fun z oglądania. JSA wypadło nieźle, chociaż faktycznie część drużyny była w tym odcinku tylko po to, by być. Mnie efekty specjalne całkiem przypadły do gustu, chociaż scena gdy Captain Nazi ściga Nate'a i Steela wypadła dość komicznie - w jednym ujęciu jest tuż za nimi, w kolejnym już go w ogóle nie widać, a wybuch bomby wyglądał raczej jak strzał z petardy. Sceny w nazistowskim barze bardzo udane. Oby kolejne epizody podtrzymały dobrą passę.
Dawid: Już początkowa scena pojedynku z JSA zachęcała do sięgnięcia po więcej. Połączenie sił w walce z Nazistami zaowocowało kilkoma fajnymi scenami i śmiesznymi dialogami. Najwięcej powodów do śmiechu zapewnił jednak napakowany Krieger, czy jak mu tam było na nazwisko, który miał budzić lęk i grozę, a ze względu na zastosowane efekty wypadł przekomicznie. Mało było Obsydiana i Stargirl, którzy byli tłem dla pozostałych członków JSA. Cliffhanger bardzo niespodziewany i stawiający nowe pytania. Poziom z premierowego epizodu został podtrzymany. Oby więcej tak dobrych odcinków.

Źródło obrazków: Comicbook.com

2 komentarze:

  1. w kwestii formalnej kostiumy w arrow są tymczasowe cała nowa drużyna dostanie swoje finalne w dalszej części sezonu najprawdopodobniej w drugiej połowie :) a po za tym CW versum z wyjątkim flasha się poprawiło niestety ich ratingi podążają w przeciwnym kierunku oby się nie skończyło tym że to będą finałowe sezony (z wyjątkiem supergirl bo ona poprawiła poniedziałkowe wyniki CW )

    OdpowiedzUsuń
  2. "Supergirl"
    Nie mógł bym się bardziej zgodzić z kolegami z redakcji. Może pobożne życzenia o tym, by Superman dostał własny serial się spełnią?

    "The Flash"
    A tu się nie zgodzę. Osobiście tym razem kupiłem tę całą dramę, a Wally z zazdrością o supermoce wypadł naprawdę przekonująco - sam bym z całą pewnością tak zareagował (a to, że zacznie mieć sny i pójdzie do Alchemy jest po prostu pewne). Dla odmiany vilianka tygodnia wypadła fatalnie.
    A co do Jesse w kostiumie, to jednak należy zauważyć, ze Violett Beane zrobiła się jednak odrobinę papuśniejsza od swojego startu. Poza tym, pogrubiający kostium to w zasadzie całkiem niezły pomysł :D

    "Legends of Tomorrow"
    Jak na razie zdecydowanie na czele stawki. Współpraca z JSA była niezła tak od strony dramatycznej, jak i komediowej, a sama drużyna całkiem spoko. Na efekty nie będę narzekał, bo to jednak serial, więc budżetu nie mają i w realistykę CGI nie celują.
    BTW Czy to tylko ja, czy Ray ma jakiś fetysz do mniejszości etnicznych? :D

    OdpowiedzUsuń