niedziela, 30 października 2016

Serialownia #43

Siedem dni minęło błyskawicznie i nadszedł czas na kolejną odsłonę "Serialowni". Kolejny raz przyszło mierzyć się nam z nowymi odcinkami sześciu produkcji. Nasze opinie jak zawsze znajdziecie w rozwinięciu posta, a my tradycyjnie przypominamy o spoilerach, na które z pewnością się tam natkniecie.
GOTHAM 3x06: Follow the White Rabbit
Tomek: Tendencja zwyżkująca się utrzymuje. Z jednej strony mieliśmy pełen napięcia wątek zemsty Tetcha na Gordonie. Zwłaszcza scena herbatki była po brzegi wyładowana suspensem i zakończyła się w bardzo nietypowy sposób. Z drugiej rozczulający wątek kwitnącego i jak się wydaje nieodwzajemnionego uczucia Pingwina do Nygmy, w dodatku z twistem w postaci powrotu panny Kringle zza grobu (lub też pojawienia się jej sobowtóra). Do tego jeszcze dochodzi Barnes, któremu coraz trudniej opanować napady szału. Tak więc Gotham ponownie na czele stawki.
Krzysiek T.: Aż dziw bierze, że obrońcom kanonu jeszcze nie popękały dupy po tym odcinku, oczywiście z powodu wątku zakochanego Pingwina. Ten wątek akurat był zabawny, ale nie najbardziej istotny w tym epizodzie. Właściwie to czułem się tak, jakby wrzucili go tutaj tylko po to, aby Oswalda nie zabrakło na ekranie. Znacznie ciekawiej i bardziej emocjonująco wypadł wątek Jarvisa Tetcha, który wyrasta na mojego ulubionego villaina tegorocznych seriali. Do samego końca czekałem w napięciu na rozwiązanie niesamowicie klimatycznej sceny kolacji i zupełnie nie jestem zawiedziony. Zgadzam się z Tomkiem - forma GOTHAM konsekwentnie zwyżkuje i serialowi wychodzi tylko na dobre to, że twórcy coraz bardziej bawią się tym, co znamy.
SUPERGIRL 2x03: Welcome to Earth
Radek: Na początku tej kontrowersyjnej opinii chciałbym przeprosić wszystkich, których może ona urazić, ale oceniając Welcome To Earth nie jestem w stanie odciąć się od tego, kim jestem prywatnie - zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu w tak znacznym stopniu. Jestem w stanie znieść polityczną propagandę, przecież znajduje się wszędzie, ale nie w takich gigantycznych ilościach! W jednym odcinku scenarzystom udało się "upchnąć": "prześladowanych" homoseksualistów, czarnoskórych, obcych jako metaforę wszystkich innych prześladowań mniejszości, wspaniały demokratyczny Krypton w kontraście do złego monarchicznego Daxam, cudowny amerykański rząd (z małym wyjątkiem naszej spiskującej Lyndy Carter, co widać było już wcześniej, przed ostatnią sceną odcinka), który jest w stanie za machnięciem czarodziejskiej różdżki uwolnić obcych od wszystkich problemów związanych z prześladowaniami. I to wszystko w parę minut. Ba, na dodatek wszyscy ci "prześladujący" (Snapper i inni tym podobni) to najgorsi zbrodniarze i okrutnicy a ci prześladowani to wspaniałe ideały bez wad, subiektywne przedstawianie postaci mające na celu wywołanie sympatyzowania z nimi w bardzo perfidny sposób (ewentualnie jeśli "dobre" postaci robią "błędy" to po prostu mówią przepraszam i nawracają się na jedyną słuszną drogę - np. Kara). Ja jako konserwatywny minarchista mam na ten moment zdecydowanie dość i zostawiam SUPERGIRL przynajmniej na jakiś czas a jest duża szansa, że na stałe.
Maurycy: Stało się to, czego byłem pewien. Superman odleciał do Metropolis i SUPERGIRL od razu zaliczyła jakościowy spadek. Nie będę już pastwił się nad kolejnym, sztampowym złoczyńcą, bo w tym serialu to raczej norma i zwrócę uwagę na coś innego. Ależ ten epizod był upolityczniony. Nie przypuszczałem, że tuż przed wyborami prezydenckimi w USA, twórcy zaserwują nam tak toporny, łopatologiczny komentarz do aktualnych wydarzeń. Szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko temu, żeby przez popkulturę promować jakieś wartości, a inne potępiać. Morał tego odcinka też przecież zły nie był. Sęk w tym, że mamy tu do czynienia z… SUPERGIRL. Ten serial rzadko kiedy interesował się takimi tematami jak chociażby inność Kary. Wolał za to skupiać się na jej sercowych problemach. Tutaj kompletnie mi to nie zagrało. Odnoszę wrażenie, że scenarzyści porwali się z motyką na słońce. Jakieś plusy? Maggie Sawyer wypadła względnie przyzwoicie. Podoba mi się także to, że Karę w wydaniu Melissy Benoist cechuje pewna pokora. Potrafi przyznać się do błędu, nie użalając się nad sobą, co wielu innych telewizyjnych herosów ma przecież w zwyczaju.
Krzysiek T.: Popłynęli i to okrutnie. Strasznie przemęczyłem się przez ten odcinek, ponieważ był tak fatalnie upolityczniony. Ja rozumiem, że twórcy w swoim dziele mogą chcieć i często umieszczają swoje poglądy na dany temat. Ale gdy robi się w sposób paskudnie łopatologiczny, efekt jest paskudny. Gdy poszczególne postacie rzucały kolejnymi, światłymi opiniami, a dodatkowo były pokazywane wówczas jak posągi, coś we mnie pękało. Zwłaszcza, że jak zauważył Maurycy, dotychczas tego typu wątki były w SUPERGIRL nieobecne i tak nagłe ich wprowadzenie po prostu kłuło w oczy. Oprócz tego równie słabo. Brak Cat i Supermana bardzo odczuwalny, przeciwnik tygodnia bezpłciowy, wątki drugoplanowe kiepskie. Ogólnie - kicha.
Piotr: Bez Supermana nie jest źle. Linda Carter jako prezydent jest świetna, sporo nawiązań do Wonder Woman cieszy (szczególnie końcowy dialog o samolocie) i daje ciekawy plot-twist na końcu. Maggie Sawyer jeśli chodzi o wygląd to wcale nie przypomina komiksowej, ale nie ma się co martwić, bo często niczego to nie zmienia (Flash), ale może wnieść coś ciekawego do serialu (pewnie i tak sparują ją z Alex). Główny przeciwnik nijaki, ale nie jest to nic nowego, Mon-El wygląda ok, pewnie niedługo postać się rozwinie. Ciekawy jest klub dla kosmitów, możliwe, że zagra większą rolę w tym sezonie. Wyjątkowo nic o Cadmus, ale czasem potrzeba przerwy od głównego villaina sezonu. Kolejne problemy w pracy, jeśli z Cat Grant jest ok, to ją wywalą, żeby były kolejne smutki i dramaty, ale przynajmniej sprawa Jamesa się ułożyła. Interesujący cliffhanger z Marsjanką, oby jej postać została dobrze zrobiona.
LUCIFER 2x05: Weaponizer
Krzysiek T.: I znów zmarnowany potencjał, chociaż tym razem akcja przynajmniej ruszyła zdecydowanie do przodu. Pokazanie mocy Uriela dało nam jedne z lepszych ujęć w krótkiej historii tego serialu, lecz już rozwiązanie jego wątku wypadło nadzwyczajnie słabo. Na szczęście tym razem bardzo dobrze spisali się twórcy przy sprawie odcinka. Ta co prawda nie była szczególnie trudna do rozwiązania, lecz dzięki zawartej w niej sporej dawce humoru (tu warto wyróżnić zwłaszcza wspólne sceny Lucyfera i Dana), generalnie nie narzekałem na nudę i kilka razy głośno się uśmiałem. Drugi raz w tym sezonie twórcy serialu dali widzom niesamowicie przyjemny easter egg - tym razem była to Chloe czytająca córce "Koralinę" Neila Gaimana. Oby więcej takich smaczków.
THE FLASH 3x04: The New Rogues 
Dawid: Odcinek, który w żaden sposób nie posuwa historii do przodu. Nie ma Juliana Alberta, który do tej pory stanowił jeden z niewielu pozytywów trzeciego sezonu. Alchemy również nieobecny, przez co nic nowego na jego temat się nie dowiedzieliśmy. Jest za to słabiutki pod każdym względem duet złoczyńców, z którymi walka stanowi tło dla castingu, na którym wybierany jest nowy Harrison Wells dla team Flash. Jest nikła nadzieja, że Harry z innej Ziemi wprowadzi sporo pozytywnego humoru do tego serialu, ale jednocześnie jest obawa, że szybko stanie się irytujący rzucając ciągle jakieś żarty. Jest postęp odnośnie wątku Caitlin, za to Wally-nie całuj mnie, bądźmy tylko przyjaciółmi-West jak zwykle doprowadza mnie każdym swoim występem do granic wytrzymałości. Poziom serialu uparcie nadal leży i za cholerę nie chce się podnieść.
Krzysiek T.: Jakoś dotrwałem do końca, ale mam już dość. Wszystkie postacie mają problemy na poziomie gimnazjum i zachowują się jak idioci. Po drugiej scenie z udziałem Barry'ego i Iris miałem ochotę się porzygać. Przeciwnicy nawet na moment nie próbują być ciekawi. Zaś najbardziej boli to, że zepsuto Harrisona Wellsa. Nie dość, że ten z Ziemi-2 nagle i bez żadnego uzasadnienia stał się żywą definicją ADHD, to jeszcze w obsadzie zastąpi go kolejny, który na razie wydaje się być królem suchych żartów. Mam już tego po dziurki w nosie i tym samym THE FLASH wylatuje z mojej listy seriali oglądanych na bieżąco.
Piotr: Coraz lepiej się to ogląda. Mirror Master i Top zostali dobrze zrobieni, niestety ten pierwszy nie miał kostiumu i mirror gun, ale podobno postać ma powrócić, więc czemu nie? Strój Jesse Quick? Ze dwa miesiące temu ktoś powiedział, że widział Violett Beane na planie serialu w stroju podobnym do komiksowego i nie wiem co widział, ale my najwyraźniej zobaczyliśmy coś zupełnie innego. Tzn jest ok, ale za bardzo wygląda jak nieudane dziecko Trajectory i Flasha. Pseudo powrót Snarta był tradycyjnie po to, żeby robić hype przed odcinkiem. Kolejne rodzinne problemy Barry'ego szybko odeszły. Coś z tym sezonem jest nie tak, jeśli wszystkie problemy w miarę szybko znikają (inna sprawa, że po to, żeby robić miejsce dla kolejnych). I na końcu Caitlin stająca się Killer Frost. To może się okazać ok, bo w sumie w drużynie dużo nie robi, a jest trochę denerwująca.
ARROW 5x04: Penance
Tomek: Zdecydowanie lepiej niż tydzień temu. W zasadzie wszystkie wątki były całkiem fajne, choć nie pozbawione głupot. Przy odbijaniu Johna, najpierw ustalili, że Lyla nie może być z tym powiązana tylko po to by pojawiła się na miejscu przestępstwa i w dodatku zostawiła tam swoje zdjęcie. A przy wątku Churcha idiotyzm Wild Doga zaczynał być już naprawdę wkurzający. Mam nadzieję, że po tym co się teraz zdarzy będzie albo mądrzejszy albo martwy. Także flashback, choć mocno przewidywalny, to jednak był ciekawy. Do tego też fajnie powiązano przesłuchania w wykonaniu Queena i Chase’a.
Krzysiek T.: Mnie się to nowe Team Arrow coraz mocniej podoba i uważam, że dzięki nim serial złapał dużo świeżości oraz wiatru w żagle. Mr. Terrifica na razie traktuję jak Felicity z pierwszego sezonu, czyli z czasów, gdy była fajna. Co więcej, zupełnie nowa rola dla większości członków starej ekipy także fajnie wpłynęła na produkcję. Największą jednak zaletą jest to, że mamy już czwarty odcinek z rzędu bez (prawie) żadnego romantycznego pierdololo, które bardzo skutecznie potrafiło wywalić na twarz wszystkie dobrze zapowiadające się odcinki. Dużo akcji, dużo się dzieje, Church na razie ma bardzo fajną charyzmę, pierdoły fabularne aż tak nie rażą (chociaż, rzecz jasna, jest ich sporo), a i nawet retrospekcje ciekawie się ogląda. Ideału nie ma i pewnie nigdy nie będzie, ale za to jest naprawdę dobrze i cieszę się, że po dwóch ciężkich latach mogę to napisać. Oby tylko kolejne epizody tego nie popsuły.
Piotr: Któż mógłby się spodziewać powrotu Johna Diggle'a? Przyjemnie oglądało się nowy odcinek z Oliverem-przestępcą, który odbija więźnia, to samo z flashbackami z Rosji, na czele z pseudopijanym Queenem. Świetną informacją jest powrót Ragmana, martwiłem się, że to nie nastąpi. Widać było, że Rory jest o poziom wyżej niż reszta rekrutów, jako jedyny miał szanse z gangiem. Nie zrozumiałem, czemu Wild Dog zaatakował Churcha, przecież wiedział, że nie ma szans, no ale to ARROW, więc pewne rzeczy trzeba wybaczyć. Ciekawie wyglądała scena konfrontacji Green Arrowa z rekrutami, dosłownie pięć sekund i już po nich, ale pewnie po kilku, kilkunastu odcinkach będą na podobnym poziomie co dawny team Arrow. Jeśli Diggle już wrócił, niedługo pewnie Speedy też, to (jeśli powstanie) w dziesiątym sezonie całe miasto będzie pomagać Queenowi.
LEGENDS OF TOMORROW 2x03: Shogun 
Tomek: Nie tak dobrze jak przed tygodniem, ale cały czas jak najbardziej ok. Wprawdzie nie było żadnej sceny, która by się wybijała jakoś specjalnie, ale za to fiksacja Micka na punkcie ninja dała mi kupę radochy. W ogóle jego postać była w tym tygodniu poza wszelką konkurencją. Jeśli natomiast chodzi o Heywooda, to o wiele bardziej nieprawdopodobne od jego stalowej skóry były jego zdolności „superhistoryczne”, gdyż rozglądając się po łące był w stanie dokładnie określić miejsce i okres w jakim się znajduje.
Krzysiek T.: Praktycznie cały odcinek się zastanawiałem czy pojawi się jakieś nawiązanie do przodków Katany i cieszę się, że skorzystano z okazji. Sam odcinek zaś faktycznie nie byl tak udany jak oba poprzednie, ale wciąż masa akcji i sporo dobrej zabawy sprawiła, że trzy kwadranse przeleciały bardzo szybko. Przekomarzania Micka i Vixen wypadły fajnie, tak samo jak przypowieść o mistrzu Yodzie. Fabularnie jednak jakoś tak zbyt bajeczkowo, zaś Steel z mocami głównie mnie irytował. Podobnie jak i Tomka, także i mnie zażenowała scena w której rozglądał się on po polach i lasach, po czym bezbłędnie określił gdzie i kiedy się znajduje. Tajemny pokój wydaje się być ciekawym wątkiem. Zobaczymy co dalej z tym zrobią.
Dawid: Odcinek dobry, ale nie bardzo dobry. Dodanie Vixen do zespołu i jej relacje z Mickiem uważam za największą zaletę tego epizodu. Przeciwnie ma się sytuacja z Haywoodem, którego zachowanie po dwóch niezłych występach tym razem strasznie irytowało. Nudny staje się też powoli wątek związany z ciągłymi problemami Raya z jego zbroją - to coś nie działa, to ją ukradną itd. Nowa zagadka dotycząca ukrytego pomieszczenia (też przez chwilę pomyśleliście, że chowa tam się Rip?) i tajemnica przekazana przez Barry'ego sprawiają, że chce się jak najszybciej zobaczyć kolejne odsłony. Wizyta w Japonii dostarczyła kilku ciekawych momentów, ale jest mały spadek poziomu w stosunku do początku sezonu.

Źródło obrazków: Comicbook.com

3 komentarze:

  1. W tym odcinku Supergirl bardzo irytowało mnie to, że jak ochroniarze dostawali z tych ognistych kuli to natychmiast umierali natomiast jak Alex i jej nowa koleżanka nimi obrywają to jedynie upadały na ziemie bez większych czy mniejszych uszkodzeń. Bardzo boli taki brak konsekwencji bo przez to serial staje się coraz mniej wiarygodny.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Supergirl"
    Mam odmienne zdanie niż większość redaktorów: mnie odcinek się podobał. Fakt, wątki polityczno-tolerancyjne były w nadmiarze (kosmici zapraszamy, Polacy starajcie się o wizy), ale pozostałe wątki bardzo dobre, sceny akcji fajne i kupa smaczków.

    "The Flash"
    Średni odcinek. Z jednej strony mamy teen dramę, której nawet CW powinni się wstydzić (problemy Barry'ego i Iris, o ja nie mogę) i wzięte po prostu z dupy poszukiwania następnego Wellsa, z drugiej fajnych przeciwników tygodnia (poza wiecznym obściskiwaniem się, bo czemu nie), niezłe wprowadzenie superhero Jesse Quick (jednak w ruchu kostium nie jest najgorszy) i posunięcie do przodu wątku Caitlyn Frost.

    "Legends of Tomorrow"
    Tradycyjnie dla serialu, czyli tona głupot, a i tak się fajnie ogląda. BTW jeszcze do poprzedniego, dlaczego Vixen ciśnie Raya, że jest bohaterem z powodu zbroi, a sama używa magicznego amuletu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ostatnie proste cool amulet jest lepszy od lamerskiej zbroi xDD flash nie był taki zły zwłaszcza nowy wells rokuje niezłe kłopoty w końcu to Flash nie ma bata by wylosowali z multiversum wellsa który nie ma nic za uszami xD
      Supergirl upolityczniona ale to mnie nie zaskakuje znając poglądy ekipy berlantiego plusem to WW jako prezydent i nawiązania do jej serialu :)

      Usuń